Kto zapakuje sery?

Sytuacja na rynku pracy jest odbiciem ogólnej sytuacji gospodarczej kraju i danego regionu. Mimo słabych prognoz gospodarczych i pesymizmu biznesu, wygląda na to, iż rynek pracy ma się całkiem dobrze. Prawie w całym kraju zaczyna brakować rąk do pracy na stanowiska produkcyjne i w magazynach, a także osób do wykonywania podstawowych zajęć w przemyśle, handlu i logistyce.

Zgodnie z raportem "Oferty pracy w Polsce. Monitoring procesów rekrutacyjnych na polskim rynku pracy" przygotowanym przez firmę Grand Thornton, lipiec br. przyniósł 285 665 nowych ofert pracy. Jest to o około 2000 mniej niż w lipcu 2022 roku – niecały 1% mniej. Zdaniem autorów raportu oznacza to, że pracodawcy cały czas tworzą nowe miejsca zatrudnienia i znaczna większość pracowników nie jest zagrożona bezrobociem. – Rynek pracy osiągnął stan równowagi. Liczba nowych procesów rekrutacyjnych w ostatnich miesiącach jest niemal identyczna, jak w analogicznym okresie ubiegłego roku. Wydaje się, że zakończył się okres dostosowywania się rynku pracy do nowych warunków – wysokiej inflacji, wysokich kosztów funkcjonowania, wzrostu liczby kandydatów do pracy wynikającego z wojny na Ukrainie – ocenił, cytowany w informacji, Maciej Michalewski, szef firmy Element, która współpracowała przy tworzeniu raportu.

Eksperci szacują, że do 2028 r. wzrośnie zapotrzebowanie na specjalistów od energii odnawialnej i cyberbezpieczeństwa oraz inżynierów bioinformatyki – prognozują eksperci rynku pracy z firmy Personnel Service. Wśród zawodów przyszłości wymieniają też etyków ds. sztucznej inteligencji, a także ekonomistów kryptowalut. Postępująca digitalizacja, sprawia, że bezpieczeństwo danych staje się kluczowe. To powoduje zapotrzebowanie na specjalistów ds. cyberbezpieczeństwa. Z kolei rozwój technologii związanych z danymi genetycznymi i biologicznymi będzie, zdaniem ekspertów rynku pracy wymagał specjalistów od ich analizy i interpretacji – stąd na brak pracy nie będą narzekali inżynierowie bioinformatyki.

Tymczasem to nie na brak specjalistów wysokiej klasy narzekają polskie firmy mleczarskie. Specyfika produkcji mleczarskiej sprawia, że znaczna część pracy, nawet w nowoczesnych i zautomatyzowanych zakładach, jest wykonywana ręcznie. Okazuje się, że mimo znacznego wzrostu płacy minimalnej prawie w całej Polsce zaczyna brakować chętnych do wykonywania podstawowych prac fizycznych. Ponadto, zdaniem ekspertów, spłaszczenie wynagrodzeń skutkuje spadkiem efektywności i wzmożoną rotacją kadr. Przedsiębiorcy, którzy nie mogą sobie pozwolić na kolejną podwyżkę płac, rywalizują o pracowników szeregiem benefitów, które dotąd zarezerwowane były dla specjalistów.

Z szacunków Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej wynika, że w lipcu stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce wyniosła 5% Oznacza to, że praktycznie każdy, kto chce pracować, jest gdzieś zatrudniony. Niewystarczająca liczba pracowników związana jest bezpośrednio ze wskaźnikami demograficznymi, które jasno pokazują, że nasze społeczeństwo się starzeje. Choć aktualnie minimalne wynagrodzenie za pracę w Polsce wynosi 3 600 zł brutto, a w przypadku stawki godzinowej – 23,50 zł brutto, to w prawie każdej branży zaczyna brakować pracowników podstawowych. Firmy, które nie mogą automatyzować procesów w celu ograniczenia czynnika ludzkiego lub rywalizować o pracownika wyższym wynagrodzeniem, wprowadzają cały szereg benefitów i bonusów.

– Pomimo trudności z pozyskaniem pracowników fizycznych, większość pracodawców nie jest w stanie udźwignąć jeszcze wyższych kosztów zatrudnienia i próbuje utrzymać wynagrodzenie zasadnicze na minimalnym poziomie. Starają się za to zachęcić pracowników w inny sposób. Oferują im benefity pozapłacowe, które w pewnym stopniu mogą złagodzić skutki inflacji – mówi Wojciech Rybicki, Dyrektor ds. Rozwoju Regionu Centrum w LeasingTeam Group.

Świadczenia pozapłacowe, takie jak karnety na siłownie, pakiety opieki medycznej czy ubezpieczenie na życie, przestały już być zarezerwowane wyłącznie dla specjalistów i kadry zarządzającej. Zdaniem ekspertów niedługo mogą stać się nowym standardem również wśród słabiej wykwalifikowanych pracowników. Takie rozwiązania często są bowiem tańsze dla pracodawcy niż podwyższenie zasadniczego wynagrodzenia za pracę, a przynoszą pożądany skutek. Pod warunkiem jednak, że oferta świadczeń pozapłacowych zostanie odpowiednio sprofilowana. – W dobie rosnących kosztów życia najbardziej pożądane są świadczenia pozapłacowe realnie odciążające domowy budżet. Na stanowiskach produkcyjnych bardzo dobrze sprawdzają się dopłaty do posiłków czy obiady za złotówkę w przyzakładowych stołówkach. Takie rozwiązania są też korzystne dla pracodawcy, ponieważ dofinansowanie posiłków w kwocie do 300 zł miesięcznie jest zwolnione ze składek ZUS – mówi Marta Pilipowicz, Dyrektor Regionu Południowego w LeasingTeam Group. – Z naszych obserwacji wynika też, że pracownicy dużą wagę przywiązują do kwestii dojazdu – czy jest zorganizowany przez pracodawcę lub dofinasowany i w jakiej odległości od miejsca zamieszkania znajduje się zakład pracy – dodaje Marta Pilipowicz.

To, że dojazd do miejsca zatrudnienia jest istotny, pokazał już czerwcowy raport LeasingTeam Group „Polacy o dojazdach do pracy”. Z badania wynika, że dla zdecydowanej większości Polaków (81%) ma on wręcz kluczowe znaczenie, bo wpływa na decyzję o przyjęciu oferty zatrudnienia.

Podobne wnioski co LeasingTeam Group odnośnie benefitów, wysuwa Magdalena Marcinowska z Grant Thornton. Jej zdaniem analiza zawartości ofert pracy przynosi kilka ciekawych wniosków, m.in. że pracodawcy nadal chętnie zatrudniają i aktywnie konkurują o pracowników, próbując przekonać ich do siebie bogatym pakietem benefitów i zachęt. – To pokazuje, że gospodarka ma się dobrze i popyt na pracowników pozostaje silny. Po drugie, pracodawcy zaczynają wymagać coraz więcej od kandydatów. Nawet w szczycie pandemii, kiedy mocno ograniczyli potrzeby rekrutacyjne, nie stawiali pracownikom tylu wymogów. Sugeruje to, że pracodawcy – choć nadal szybko się rozwijają i potrzebują rąk do pracy – to są pod presją kosztową i starają się robić to maksymalnie efektywnie, czyli jeśli zatrudniają pracowników, to dobrze się im w trakcie rekrutacji przyglądają i mają wobec nich wyraźnie wyższe oczekiwania niż jeszcze kilka miesięcy temu – uważa Marcinowska.

Jedną z konsekwencji skokowego wręcz tempa wzrostu płacy minimalnej jest spłaszczenie wynagrodzeń, a co za tym idzie drastyczny spadek motywacji do pracy i niespotykana dotąd w takiej skali fluktuacja kadr. Zdaniem ekspertów obecnie trudno jest pozyskać pracownika, ale jeszcze trudniej jest go zatrzymać. – Pracownicy fizyczni są dużo bardziej świadomi możliwości zmiany pracy niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu i zdecydowanie chętniej podejmują związane z tym ryzyko – mówi Wojciech Rybicki, Dyrektor ds. Rozwoju Regionu Centrum w LeasingTeam Group. – Obserwujemy też niestety spadek zaangażowania w realizację powierzonych zadań. W sytuacji gdy warunki płacowe stają się coraz bardziej do siebie zbliżone, pracownicy fizyczni, zwłaszcza ci najmniej wykwalifikowani, szukają lżejszego i łatwiejszego zajęcia, które mogą wykonywać za podobne pieniądze – zauważa Wojciech Rybicki.

Luki kadrowe tylko w pewnej części wypełnili pracownicy z Ukrainy. Według danych Urzędu Do Spraw Cudzoziemców wśród osób pełnoletnich, które przyjechały do Polski w ciągu roku od wybuchu wojny, jest aż 77% kobiet. Z kolei mężczyźni w wieku produkcyjnym, zdolni wykonywać cięższe prace fizyczne, zostali bardzo szybko wchłonięci przez rynek. – Według naszych szacunków w Polsce przebywa obecnie około 1,2 -1,7 miliona obywateli Ukrainy, co okazuje się niewystarczające na potrzeby rynku pracy. Sytuacji nie poprawia fakt, że coraz więcej obywateli Ukrainy wraca do swojego kraju lub wyjeżdża z Polski na zachód, gdzie zarobki są jeszcze wyższe – zauważa Wojciech Rybicki, Dyrektor ds. Rozwoju Regionu Centrum w LeasingTeam Group.

 


Współpraca