Cichy zawał polskiego mleczarstwa
Komentarz Krzysztofa Wróblewskiego Redaktora Naczelnego
Złotówka umacnia się z dnia na dzień. Wielu ekspertów pieje z tej racji z zachwytu. A moim zdaniem nie ma z czego! Wszak mocna albo jak kto woli, przeszacowana wartość złotówki, oznacza utrudnienie dla eksporterów i wzmożenie importu. Silna złotówka i spadek notowań odtłuszczonego mleka w proszku na Fonterze, oznacza, że cena tego produktu spadła poniżej 10 złotych za kilogram. U nas takich cen jeszcze nie ma. Mam też nadzieję, że ich nie będzie. Ale ci, co sprzedali proszek po 11 zł, mogą czuć się bohaterami. Takie określenie jest może niezbyt elegancką ironią. Bo prawda jest prosta i okrutna. Polska branża mleczarska jest w stanie zawałowym. Nie tylko z racji na spadające ceny proszków i nadal słabych cen serów twardych, które jeszcze pójdą w dół. Bo mocna złotówka sprzyja importowi serów - nade wszystko z Niemiec i Holandii. Jak też importowi galanterii, której sprzedaż ratowała sporo zakładów mleczarskich w trwającym od ponad roku kryzysie!
Już wcześniej ostrzegałem, że na rynku pojawi się nadmiar galanterii, bo każdy, kto może wzmocni jej podaż z racji nieopłacalnego eksportu tradycyjnych produktów mleczarskich. Teraz, przy mocnej złotówce, ta podaż zostanie wzmocniona dzięki importowi, co oznacza katastrofę!
Przywrócenie 5-procentowego VAT-u na żywność - od 1 kwietnia - jest kolejnym następnym gwoździem do trumny, w której będzie złożone polskie mleczarstwo. Słaba pozycja, nie tylko pod względem ekonomicznym, branży niewątpliwie obniży jej pozycję w negocjacjach cen zbytu z wielkimi sieciami handlowymi. Tak. Ceny zbytu znowu pójdą w dół, ale na półkach nieco wzrosną. Jednak nie na tyle, by zniechęcić konsumentów. Rachunek takiej operacji jest oczywisty. Zyska budżet państwa. Więcej kasy popłynie do handlu. Natomiast koszty tej „misternej” gry poniesie polski rolnik i przetwórca. Jak już napisałem branża, jest wręcz w stanie zawałowym. Albo umrze w samotności, albo przetrwa i będzie osłabiona. Nie zanosi się też, aby zjawił się jakiś lekarz ze specjalizacją patologia funkcjonowania wielkich sieci handlowych. Nawet specjalista Michał Kołodziejczak nie leczy już tych chorób. Poza tym chorzy pogodzili się ze swoją chorobą. Owszem nie ma nic złego, że protestują przeciwko zielonemu nieładowi czy też importowi ziarna z Ukrainy! Ale dlaczego pozostają obojętni na swój ból i nie namawiają, swoich kolegów z blokad reprezentujących inne działy produkcji rolnej, by byli solidarni z polskim mleczarstwem? Czy producenci mleka zdają sobie sprawę, że gdy 20 marca dojdzie do potężnej blokady dróg, może dojść do wstrzymania albo ograniczenia skupu mleka? Informuję, że są ku temu podstawy. Informuję też, że część mleczarskich firm jest gotowych na takie rozwiązanie. A decyzja o jego wprowadzeniu zapadnie 19 marca.
Premier Donald Tusk poinformował, że efektem jego rozmów z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen będzie zniesienie obowiązku ugorowania gruntów przewidzianego w ramach tzw. Zielonego Ładu. Do ojcostwa zmian w Zielonym Ładzie przyznał się również nasz Komisarz Rolny Janusz Wojciechowski, który jeszcze pół roku temu uznawał się także za jednego z twórców obecnej wersji Zielonego Ładu. W sumie pakiet zmian obejmuje siedem regulacji. Obowiązek ugorowania 4 procent gruntów będzie mógł być zamieniony w dobrowolne ekoschematy. Natomiast obowiązkowy płodozmian ma zostać zastąpiony przez dywersyfikację upraw. Gospodarstwa o powierzchni od 10 do 30 hektarów będą musiały wykazać się produkcją przynajmniej dwóch roślin, a powyżej 30 hektarów - 3 roślin. Nie będzie też obwiązywał sztywny termin okrywy zimowej – od 1 listopada do 15 lutego. Komisja Europejska nie będzie już narzucać państwom członkowskim takiego rozwiązania. Będą one, w zależności od warunków lokalnych, ustalać własne terminy okrywy zimowej. Wszystkie zmiany w Zielonym Ładzie - nie wszystkie przytoczyłem - mają być zatwierdzone w kwietniu przez Parlament Europejski. Tak przynajmniej sądzi Komisarz Janusz Wojciechowski. W tej materii nie jestem takim optymistą. Ale to nasz Komisarz lepiej zna brukselskie salony. Nasuwa się jednak pytanie: czy ta korekta Zielonego Ładu zadowoli protestujących rolników? Na pewno tak się nie stanie. Rolnicy nadal pozostaną na drogach. Wszak mają pełne magazyny ziarna, a ich gospodarstwa są zadłużone. Nic dziwnego, że oracze chcą płacić podatek rolny w naturze, czyli żytem - jak to dawniej bywało. I demonstracyjnie z workami pojawiają się przed Urzędami Gmin. Na dodatek zanosi się, że po tegorocznych żniwach za zboże będzie płaciło licho, bo zapowiadają się dobre plony. Wobec tego ukraińskie i rosyjskie ziarno będzie nadal obniżać ceny na rynku światowym. Pamiętajmy, że Ukraina musi sprzedać zboże, aby przetrwać. Zaś Rosja musi je zbyć taniej niż Ukraina. Wszak w tym konflikcie zboże jest skuteczną bronią. Tego faktu państwa starej Unii jakby jeszcze nie dostrzegały. I to mimo wyraźnych sygnałów płynących z Polski.
Już wcześniej ostrzegałem, że na rynku pojawi się nadmiar galanterii, bo każdy, kto może wzmocni jej podaż z racji nieopłacalnego eksportu tradycyjnych produktów mleczarskich. Teraz, przy mocnej złotówce, ta podaż zostanie wzmocniona dzięki importowi, co oznacza katastrofę!
Przywrócenie 5-procentowego VAT-u na żywność - od 1 kwietnia - jest kolejnym następnym gwoździem do trumny, w której będzie złożone polskie mleczarstwo. Słaba pozycja, nie tylko pod względem ekonomicznym, branży niewątpliwie obniży jej pozycję w negocjacjach cen zbytu z wielkimi sieciami handlowymi. Tak. Ceny zbytu znowu pójdą w dół, ale na półkach nieco wzrosną. Jednak nie na tyle, by zniechęcić konsumentów. Rachunek takiej operacji jest oczywisty. Zyska budżet państwa. Więcej kasy popłynie do handlu. Natomiast koszty tej „misternej” gry poniesie polski rolnik i przetwórca. Jak już napisałem branża, jest wręcz w stanie zawałowym. Albo umrze w samotności, albo przetrwa i będzie osłabiona. Nie zanosi się też, aby zjawił się jakiś lekarz ze specjalizacją patologia funkcjonowania wielkich sieci handlowych. Nawet specjalista Michał Kołodziejczak nie leczy już tych chorób. Poza tym chorzy pogodzili się ze swoją chorobą. Owszem nie ma nic złego, że protestują przeciwko zielonemu nieładowi czy też importowi ziarna z Ukrainy! Ale dlaczego pozostają obojętni na swój ból i nie namawiają, swoich kolegów z blokad reprezentujących inne działy produkcji rolnej, by byli solidarni z polskim mleczarstwem? Czy producenci mleka zdają sobie sprawę, że gdy 20 marca dojdzie do potężnej blokady dróg, może dojść do wstrzymania albo ograniczenia skupu mleka? Informuję, że są ku temu podstawy. Informuję też, że część mleczarskich firm jest gotowych na takie rozwiązanie. A decyzja o jego wprowadzeniu zapadnie 19 marca.
Premier Donald Tusk poinformował, że efektem jego rozmów z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen będzie zniesienie obowiązku ugorowania gruntów przewidzianego w ramach tzw. Zielonego Ładu. Do ojcostwa zmian w Zielonym Ładzie przyznał się również nasz Komisarz Rolny Janusz Wojciechowski, który jeszcze pół roku temu uznawał się także za jednego z twórców obecnej wersji Zielonego Ładu. W sumie pakiet zmian obejmuje siedem regulacji. Obowiązek ugorowania 4 procent gruntów będzie mógł być zamieniony w dobrowolne ekoschematy. Natomiast obowiązkowy płodozmian ma zostać zastąpiony przez dywersyfikację upraw. Gospodarstwa o powierzchni od 10 do 30 hektarów będą musiały wykazać się produkcją przynajmniej dwóch roślin, a powyżej 30 hektarów - 3 roślin. Nie będzie też obwiązywał sztywny termin okrywy zimowej – od 1 listopada do 15 lutego. Komisja Europejska nie będzie już narzucać państwom członkowskim takiego rozwiązania. Będą one, w zależności od warunków lokalnych, ustalać własne terminy okrywy zimowej. Wszystkie zmiany w Zielonym Ładzie - nie wszystkie przytoczyłem - mają być zatwierdzone w kwietniu przez Parlament Europejski. Tak przynajmniej sądzi Komisarz Janusz Wojciechowski. W tej materii nie jestem takim optymistą. Ale to nasz Komisarz lepiej zna brukselskie salony. Nasuwa się jednak pytanie: czy ta korekta Zielonego Ładu zadowoli protestujących rolników? Na pewno tak się nie stanie. Rolnicy nadal pozostaną na drogach. Wszak mają pełne magazyny ziarna, a ich gospodarstwa są zadłużone. Nic dziwnego, że oracze chcą płacić podatek rolny w naturze, czyli żytem - jak to dawniej bywało. I demonstracyjnie z workami pojawiają się przed Urzędami Gmin. Na dodatek zanosi się, że po tegorocznych żniwach za zboże będzie płaciło licho, bo zapowiadają się dobre plony. Wobec tego ukraińskie i rosyjskie ziarno będzie nadal obniżać ceny na rynku światowym. Pamiętajmy, że Ukraina musi sprzedać zboże, aby przetrwać. Zaś Rosja musi je zbyć taniej niż Ukraina. Wszak w tym konflikcie zboże jest skuteczną bronią. Tego faktu państwa starej Unii jakby jeszcze nie dostrzegały. I to mimo wyraźnych sygnałów płynących z Polski.