Czy fala kradzieży w sklepach dotyczy tylko handlu?

Wzrost inflacji, a tym samym zubożenie polskiego społeczeństwa, spowodowało drastyczny wzrost kradzieży w sklepach. Ten problem typowy dla handlu, okazuje się mieć szersze znaczenie.

Inflacja w ostatnich latach sprawiła, że za niektóre produkty płacimy nawet 100% więcej niż jeszcze 2-3 lata temu, co bezpośrednio wpływa na ciągle rosnący poziom kradzieży w sklepach. W dobrych, spokojnych czasach sklepy i sieci handlowe zabezpieczały przed kradzieżą drogie butelki alkoholi czy towary premium. Obecnie takie zabezpieczenia można spotkać nawet na maśle, mleku, a czy jogurcie.

Według danych Komendy Głównej Policji (KGP), w ciągu trzech kwartałów br. stwierdzono ponad 33 tys. przestępstw kradzieży w sklepach. To o 38,5% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków zarejestrowano przeszło 23,8 tys. Przypomnijmy, że statystyki obejmują jedynie kradzieże ujawnione i zgłoszone. Szacuje się, że wykrywalność tego typu przestępstw sięga zaledwie 15% (złodzieje przyłapani na „gorącym uczynku”) – a zatem dane Komenda Główna Policji obrazują zaledwie wierzchołek potężnej góry lodowej. Polska nie jest tutaj jednak wyjątkiem. Od Grecji po Hiszpanię, przez Wielką Brytanię, Francję i Niemcy – w całej Europie mnożą się kradzieże żywności. Londyński supermarket Coop zabezpiecza porcje steków o wartości kilku euro, oznaczając je specjalnymi zabezpieczeniami z napisem „towar chroniony przez GPS”. W Hiszpanii kanał telewizyjny ETB prowadził transmisję na żywo o rosnących cenach żywności w sklepach. Dziennikarz stał przed kasą supermarketu w San Sebastián, gdy w tle widzowie mogli zobaczyć uciekającego młodego mężczyznę z wypchanymi kieszeniami, którego gonią kasjer i ochroniarz. Mieszkańcy Bośni i Hercegowiny coraz częściej znajdują takie same zabezpieczenia na produktach, jak Polacy – specjalnymi etykietami bezpieczeństwa oklejane są masło, a nawet dżemy i konfitury. Z kolei w USA sieć Giant Food usunęła część markowych produktów i zastąpiła je markami własnymi, ponieważ nie była w stanie dłużej walczyć z kradzieżami. Inne placówki wdrożyły natomiast kontrole paragonów z zawartością koszyka. – Jeszcze jakiś czas temu popularne sieci dyskontów i marketów zgłaszały się do nas po zabezpieczenia Alpha do ochrony drogich alkoholi czy po pajączki do ochrony tradycyjnie narażonych na kradzieże towarów jak elektronika czy maszynki do golenia i nożyki do nich. Dziś jesteśmy proszeni o jak najszybsze i kompleksowe wdrożenia, dzięki którym sklepy mogą chronić niemal wszystkie towary – chętnie kradzioną kawę, masło, sery, wędliny, alkohole, napoje gazowane, energetyki, a nawet nabiał. Tak wysoki poziom kradzieży, nie jest już możliwy do zaakceptowania i nie da się go zrekompensować innymi działaniami. Co więcej, coraz częściej słyszymy o całkiem wysokiej społecznej akceptacji kradzieży w sklepach spożywczych, którą usprawiedliwia się tym, że ludzie kradną z biedy. Jednak żadna sieć handlowa nie udźwignie rocznych strat liczonych w milionach złotych – komentuje Robert Głażewski, Bussiness Unit Director w Checkpoint Systems Polska, firmie specjalizującej się w dostarczaniu zabezpieczeń antykradzieżowych do sklepów.

Jak stwierdza Robert Biegaj z Grupy Offerista, mamy do czynienia z niepokojącym zjawiskiem, które powinno martwić nie tylko branżę handlową. Według eksperta rynku retailowego, możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy dotyczy zwykłych konsumentów, którzy zaczęli kraść więcej towarów i przekraczać granicę między wykroczeniem a przestępstwem. W analizowanych okresach wynosiła ona 500 zł, natomiast od 1 października to już 800 zł. Drugi scenariusz zakłada, że zorganizowane grupy przestępcze poszerzyły swoje działania. I to jest bardziej prawdopodobne.

– Zawsze gdy inflacja jest wysoka, a koszty utrzymania rosną, wzrasta przestępczość, nie tylko kradzieży, ale również oszustw czy nadużyć gospodarczych. To specyfika nie tylko naszego kraju. Ubożenie społeczeństwa jest podstawowym czynnikiem determinującym wzrost przestępczości kryminalnej i gospodarczej – komentuje Marek Dyjasz, ekspert Uniwersytetu WSB Merito z zakresu kryminologii i kryminalistyki, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji.

– Sieci handlowe z reguły nie lubią, a właściwie nie chcą się publicznie dzielić tym, ile rocznie tracą na kradzieżach. Przede wszystkim nie zamierzają pokazywać, że są okradane i tym samym zachęcać złodziei do szerszych działań. Jednocześnie szacuje się, że tylko ok. 10% sprawców jest zatrzymywanych na tzw. gorącym uczynku, co nie jest zbyt wielkim odsetkiem. To wyraźnie pokazuje, że sieci handlowe są mało skuteczne w kwestii walki ze złodziejstwem sklepowym – mówi Robert Biegaj.

W przestrzeni publicznej wiele się mówi o drożyźnie, ona stała się m.in. narzędziem walki politycznej. Efekt jest taki, że ludzie czują się zagrożeni i puszczają im hamulce moralne. Do tego dochodzi pochwała populizmu, w tym także o sieciach handlowych „okradających” Polaków. Część ludzi wychodzi z założenia, że jest poszkodowana, więc czuje się moralnie rozgrzeszona za łamanie prawa. Złodzieje wychodzą z założenia, że kradzież w dużych sklepach jest dla nich łatwiejsza. Na pewno czują się tam bardziej anonimowi, zwłaszcza w dni, w które jest duży ruch. Ponadto jest większy wybór towarów. Do tego dochodzi pokusa choćby przy kasach samoobsługowych. Zdarza się, że pracownik sklepu musi pomóc klientowi, bo urządzenie się zablokowało, a dla złodzieja to świetna okazja. Jak zaznacza ekspert, kradzież to nie tylko wynoszenie towaru pod ubraniem czy w plecaku. Część osób celowo oszukuje, kładąc na wadze droższy produkt niż wskazywany.

– Szczególnie narażone na tego typu działania są małe sklepy, zwłaszcza te, które nie mają zaawansowanych zabezpieczeń, dysponują niewielką liczbą pracowników i nie mają określonych procedur postępowania. Branża handlowa jest świadoma zagrożeń związanych z uwarunkowaniami prawnymi czy ekonomicznymi. To wpływa na rosnące zapotrzebowanie na rozwiązania antykradzieżowe, zabezpieczające sklepy. Chociaż klienci zwykle nie kojarzą galerii handlowych z zaawansowaną technologią, te miejsca często korzystają z nowoczesnych rozwiązań. Istotnym elementem tych innowacji są systemy zabezpieczające przed kradzieżą towarów. Wśród najpopularniejszych są bramki antykradzieżowe czy system detekcji użycia rozszywaczy (stosowany w przymierzalniach, gdzie nie ma kamer i ochrony) – mówi Sylwia Gustkowicz ze SPIE Building Solutions.

Ekspertka wskazuje, że równie przydatny jest system RFID. To rozwiązanie identyfikacji radiowej oparte na antenach sufitowych i detekcji tagów (takich jak metki czy klipsy) przytwierdzanych do produktów. Zabezpiecza on sklepy przed najpopularniejszą metodą kradzieży, polegającą na przeklejaniu metek z kodami paskowymi z tańszych, na droższe produkty. Często stosowanym rozwiązaniem jest też system bramek umieszczonych przy wejściu do sklepu zintegrowany z systemem monitoringu. Alarm na bramce, która wykryła podejrzany przedmiot podczas wejścia lub wyjścia klienta ze sklepu, automatycznie wysyłany jest do kamer i operatora.

Sklepy wielkopowierzchniowe w Polsce, decydując się na specjalistyczne rozwiązania, wydają na zabezpieczenia przeciwkradzieżowe 2,6 mld zł rocznie – wynika z raportu firmy Crime&Tech, a roczne straty sieci handlowych w wyniku kradzieży to 4,84 mld zł.

Aby walczyć z falą drobnych i większych kradzieży, handel wydaje ogromne pieniądze. Tym samym zwiększają się koszty prowadzenia działalności handlowej. To z kolei sprawia, iż sieci starają się część tych kosztów przerzucić na swoich dostawców, a część na klientów, co dalej podkręca inflację. Należy także spojrzeć na problem kradzież w sklepach pod kątem moralności i demoralizacji społeczeństwa. Gdy zacznie się kraść w sklepie, to łatwiej kraść w zakładzie pracy, czy u sąsiada. Kradzieże, choć często wynikają z biedy czy nieopłacalności pracy – bo to także jest polski problem, gdy zwyczajnie nie opłaca się pracować przez nadmierne obciążenia podatkowe pracy, są problemem wielowymiarowym i dotyczą całego społeczeństwa i całej gospodarki.

 


Współpraca