Czy mleczarstwo przetrwa zieloną rewolucję?

Coraz więcej mówi się w przestrzeni publicznej o zrównoważonym rolnictwie, Zielonym Ładzie z jednej strony, a szkodliwości produkcji zwierzęcej z drugiej. Co więcej, w prawodawstwie unijnym coraz wyraźniej widać niechęć do rolnictwa jako takiego. Czy polskie mleczarstwo przetrwa to szaleństwo?

W ostatnich latach w głównym nurcie medialnym, gospodarczym i politycznym coraz częściej podkreśla się, że produkcja rolna, zwłaszcza zwierzęca, jest w dużej mierze odpowiedzialna za dokonujące się zmiany klimatyczne. Zdaniem ekologów, gazy cieplarniane emitowane przez gospodarstwa mleczne obejmują CO2, CH4 i N2 O. Jednak, jak zauważa dr Karolina Babuchowska, która na zlecenie ZPPM opracowała raport pt. „Przyszłe wyzwania i kierunki rozwoju polskiego mleczarstwa do 2030 w kontekście zrównoważonego rozwoju”, pomiar asymilacji i emisji tych gazów w gospodarstwach rolnych jest trudny, stosunkowo niedokładny i bardzo kosztowny. Emisje te zależą również od zarządzania gospodarstwem. Należy pamiętać, że w realizacji koncepcji zrównoważonej produkcji żywności innym ważnym zagadnieniem, obok procesów produkcji mleka, jest zrównoważanie procesu jego przetwórstwa. Powinno ono także prowadzić do zmniejszenia śladu węglowego powstającego w tym sektorze. Produkty mleczne, że względu na wysoki ślad węglowy krów, są bowiem także obarczone wysokim śladem węglowym.

Autorka wspomnianego Raportu zauważa, że polskie mleczarstwo nie jest gotowe na Zielony Ład. Jak sygnalizuje treść raportu opublikowanego przez „Politykę Insight” polskie rolnictwo nie jest w pełni gotowe na kompleksowe wdrożenie Europejskiego Zielonego Ładu. Wynika to m.in. z faktu relatywnie niskiej produktywności polskich gospodarstw rolnych, będącej efektem rozdrobnienia agrarnego, słabej jakości gleb oraz krótszego niż w krajach Europy Zachodniej okresu wegetacji. – Istnieje zatem uzasadniona obawa, że wdrożenie Europejskiego Zielonego Ładu w naszym kraju może spowodować wzrost cen (zwłaszcza zbóż) i spadek dostępności artykułów spożywczych. W szeroko toczonej dyskusji nad potrzebą zahamowania zmian klimatycznych należy także pamiętać, że osiągnięcie jednego z celów zrównoważonego rozwoju nie może być realizowane kosztem innych celów – w szczególności tych, które związane są z działaniami na rzecz ograniczenia ubóstwa i głodu w perspektywie roku 2030. Dlatego odporne, niskoemisyjne systemy chowu i hodowli zwierząt, określane jako „zdrowe”, mogą pomóc osiągnąć równowagę, dzięki której żywność pochodzenia zwierzęcego będzie produkowana w sposób ograniczający jej negatywny wpływ na środowisko – czytamy w Raporcie ZPPM.

Jeżeli przyjrzymy się tylko najnowszym dokumentom unijnym dotyczącym rolnictwa, to okaże się, że postulują one nie tylko zmianę produkcji żywności, ale wręcz jej ograniczenie. W lipcu 2023 roku parlament europejski przyjął kontrowersyjną uchwałę, dotyczącą polityki „odbudowy zasobów przyrody”. Projekt wdrożyć ma kolejne ograniczenia rozwoju gospodarczego w imię ekologicznych założeń. W planach przewidziano m.in. konieczność zmniejszenia zużycia energii, restrykcje dotyczące wykorzystania przestrzeni, a nawet zniszczenie części pól uprawnych. Projekt Komisji Europejskiej zakłada, że UE musi wdrożyć środki rekultywacyjne obejmujące co najmniej 20% jej obszarów lądowych i morskich do 2030 roku. Eurokraci przekonują, że nowe przepisy będą wiązały się z korzyściami dla obywateli państw członkowskich. – Ustawa o odbudowie zasobów przyrody jest istotnym elementem Europejskiego Zielonego Ładu i jest zgodna z konsensusem naukowym i zaleceniami dotyczącymi przywracania ekosystemów w Europie. Skorzystają na niej rolnicy i rybacy, a przyszłym pokoleniom zapewni ona Ziemię nadającą się do zamieszkania. Nasze stanowisko przyjęte dzisiaj wysyła jasny komunikat. Teraz musimy kontynuować dobrą pracę, bronić naszych racji podczas negocjacji z państwami członkowskimi i osiągnąć porozumienie przed końcem kadencji tego Parlamentu, aby przyjąć pierwsze w historii UE rozporządzenie w sprawie odbudowy przyrody – komentował przyjęcie dokumentu Cesar Luena deputowany koła Socjaliści i Demokraci.

Tymczasem kolejna ekologiczna rezolucja doprowadzi do dramatycznych skutków dla gospodarek państw członkowskich. Do 2030 roku (czyli w 7 lat) zużycie prądu ma zostać ścięte o 11,7% Ponadto, przepisy proponowane w ramach rekultywacji oznaczają konieczność niszczenia pól uprawnych i likwidacji infrastruktury gospodarczej. Oznacza to likwidację do 2030 roku milionów hektarów pól uprawnych, co praktycznie zlikwiduje europejskie rolnictwo. Wprawdzie PE przewidział możliwość odroczenia celów w przypadku wyjątkowych konsekwencji społeczno-gospodarczych, donosi Polska Agencja Prasowa.

Również w lipcu 2023 roku, Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) Parlamentu Europejskiego zaakceptowała porozumienie dotyczące rozporządzenia o odbudowie zasobów przyrodniczych (NRL). Rozporządzenie, jeśli zostanie zaakceptowane na sesji plenarnej PE i przez państwa członkowskie w Radzie UE, wprowadzi obowiązek „ustanowienia i wdrożenia środków mających na celu przywrócenie do 2030 r. co najmniej 20% obszarów lądowych i morskich UE”. Największe zaniepokojenie budzą skutki proponowanych przepisów dla sektora rolno-spożywczego. Wymogi odtworzenia terenów będących osuszonymi torfowiskami, możliwość ingerencji państwa we własność prywatną; szczegółowe i ambitne cele w zakresie różnorodności biologicznej dla ekosystemów rolniczych i leśnych – w Polsce realizacja tych przepisów może doprowadzić do likwidacji lub w najlepszym razie do konieczności przeprofilowania działalności tysięcy gospodarstw rolnych – a w konsekwencji utraty źródła utrzymania wielu rolników i osłabienia konkurencyjności polskiego rolnictwa na wspólnym rynku. Gospodarstwom rolnym w całej UE grozi obciążenie niewykonalnymi i słabo doprecyzowanymi obowiązkami w zakresie planowania, zarządzania, monitorowania i sprawozdawczości.

Przy polskiej rozdrobnionej strukturze rolnictwa, realizacja tego typu projektów może okazać się zgubna dla wielu gospodarstw. Z kolei Marcin Wroński, zastępca dyrektora generalnego, Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, nie waha się nazwać Zielonego Ładu wręcz szaleństwem. – Zielony Ład może zagrozić bezpieczeństwu żywnościowemu Europy. Może również uzależniać Europę od importowanej żywności z Ukrainy czy Ameryki Południowej – uważa Marcin Wroński. Podkreśla, że ograniczenie powierzchni upraw jest pomysłem naprawdę dziwnym. Jeżeli zostanie wprowadzone, to wykluczy uprawy o powierzchni równej Holandii. Kolejną sprawą, która mocno zastanawia dyrektora Wrońskiego , to fakt, że z jednej strony ogranicza się używanie nawozów sztucznych, a z drugiej postuluje się ograniczenie produkcji zwierzęcej. – Jeśli nie nawozy sztuczne, to nawozy naturalne – tylko skąd je brać, jeśli ograniczymy produkcję zwierzęcą? Czy będziemy importować nawóz naturalny z Ameryki Południowej? – pyta Wroński. – Trzeba do wszystkiego podejść rozsądnie. Jeżeli widzimy jak zmienił się świat – mamy chociażby przykład pandemii, gdzie mieliśmy wielu ekspertów, którzy nie byli lekarzami, rok temu mieliśmy ogromny wysyp ekspertów od zboża. Obecnie mamy do czynienia z tym, że o ekologii i rolnictwie, szczególnie w Unii Europejskiej, mówią osoby, które nie są z wykształcenia ani rolnikami ani nie są po ochronie środowiska. Należą do różnego rodzaju organizacji ekologicznych, które bardzo sprawnie posługują się mediami społecznościowymi, używają chwytnych haseł i niestety mają coraz większy wpływ na politykę Unii Europejskiej, a co za tym idzie, na funkcjonowanie rolnictwa również w Polsce – mówi Marcin Wroński. Sceptyczny w sprawie Zielonego Ładu jest również Tadeusz Mroczkowski, prezes SM Mlekpol. W swojej wypowiedzi z lipca wskazał, że Zielony Ład, Strategia od pola do stołu i Fit for 55 są ważnymi krokami w kierunku zrównoważonej przyszłości, która z założenia powinna przynieść korzyści zarówno środowisku, jak i ogółowi społeczeństwa. W praktyce okazać bardzo trudne do zrealizowania. Podkreśla, że Zielony Ład i Fit for 55 to wzrost obciążeń rolników i firm, a nie da się działać na granicy opłacalności.

Każda rewolucja zjada własne dzieci. Jeżeli eurokraci chcą doprowadzić i doprowadzą do zniszczenia rolnictwa, wcześniej czy później poniosą tego srogie konsekwencje.

 


Współpraca