Czym jest mleko?

Czym jest mleko? To z pozoru idiotyczne pytanie stawiają sobie tęgie umysły i ważni ludzie, którzy piją bezkofeinową kawę z mlekiem sojowym po pysznym wegańskim, czyli bezmięsnym steku czy burgerze.

Badanie „Nawyki żywieniowe Polaków w czasie izolacji społecznej podczas epidemii koronawirusa 2020” zrealizowane na zlecenie firmy Upfield pod koniec czerwca br. na reprezentatywnej grupie 2000 Polaków pokazało, że Polacy coraz chętniej spożywają produkty pochodzenia roślinnego. 31,6% badanych przyznało, że podczas społecznego odosobnienia kupowało więcej niż zwykle produktów pochodzenia roślinnego. W tej grupie 32,9% kupiło zamienniki dla mięsa, 28,5% – napoje roślinne, 24,8% – ser bezmleczny, a 17,7% – margarynę zamiast masła. Do tych zmian badanych motywowało kilka czynników. Najczęściej wskazywali na chęć odżywiania się w sposób bardziej zrównoważony (49,4%), chęć wypróbowania nowych przepisów (31,5%), wzmocnienie układu odpornościowego (29,1%) i pragnienie bycia zdrowszym (28,2%). Ponadto prawie 14% respondentów przyznało, że do gotowania podczas izolacji wykorzystywało więcej składników pochodzenia roślinnego w stosunku do czasu przed izolacją.

Polska Izba Mleka, Związek Polskich Przetwórców Mleka oraz Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka w dniu 15. września br. wystosowały pismo do ministerstwa rolnictwa, w którym podkreślają konieczność restrykcyjnego zawężenia stosowania terminów m.in. ser czy masło tylko pro produktów mlecznych. Jak czytamy w ww piśmie, w związku z trwającymi pracami w sprawie wniosku dotyczącego rozporządzenia zmieniającego rozporządzenie (UE) nr 1308/2013 ustanawiające wspólną organizację rynków produktów rolnych oraz z uwagi na pojawiające się coraz częściej głosy organizacji lobbujących na rzecz produktów roślinnych, diety wegańskiej itp., uprzejmie proszą o zwrócenie uwagi na następujące kwestie.

Komisja Europejska oraz Parlament Europejski przyjęły strategię „Od pola do stołu”, która w swoim założeniu m.in. odnosi się do zmian klimatu oraz zwiększenia produkcji żywności roślinnej i promowanie wśród konsumentów UE większej ilości pokarmów na bazie roślin. W sprawozdaniu AGRI zaproponowano dwie poprawki 165 i 171. Dotyczą one bardziej restrykcyjnego zawężenia stosowania terminów „stek”, „kiełbasa”, „eskalopka”, „burger” lub „hamburger” wyłącznie w odniesieniu do produktów zawierających mięso (poprawka 165) oraz określeń takich jak „mleko”, „ser”, „jogurt”, „masło” lub „serwatka” tylko dla produktów mlecznych. Szczegółowe wprowadzenie nazewnictwa, terminów i definicji, czyli pozostawienie jak najmniejszego marginesu określeń „nieostrych” w przepisach prawnych nie tylko uchroni przed błędną ich interpretacją, ale także da konsumentom jasny sygnał przy dokonywaniu wyborów podczas zakupów. Prawodawstwo UE definiuje, że "mleko" oznacza „wyłącznie zwykłą wydzielinę z wymion – bez żadnych dodatków ani niepoddaną ekstrakcji”. W związku z tym "przetwory mleczne" oznaczają produkty otrzymywane wyłącznie z mleka. Definicję tę poprał także w roku 2017 Trybunał Sprawiedliwości stwierdzając, że terminy "mleko", "serwatka", "śmietanka", "masło", "maślanka", "ser" i "jogurt" nie mogą być stosowane do oznaczania żadnego produktu pochodzenia roślinnego – podkreślają sygnatariusze apelu.

Zwracają uwagę, że Trybunał Sprawiedliwości jednocześnie określił wyjątki od tej zasady tworząc listę zawierającą ograniczoną liczbę wyłączeń nazw produktów, dla których termin „mleko” jest dozwolony na podstawie powszechnego zrozumienia wśród konsumentów ze względu na długą historię stosowania. Przeciwne rozszerzeniu tej listy wyłączeń są także Komitety Copa, Cogeca, EDA i Eucolait. Stoją one na stanowisku prawnego chronienia zdefiniowanych warunków mlecznych i na każdym etapie łańcucha dostaw, ich respektowania przez członków wspólnoty europejskiej. Dlatego też podmioty działające na rynku europejskim wykorzystujące nazwy i terminy zastrzeżonymi wyłącznie dla produktów sektora mleczarskiego, a odnoszące się do produktów pochodzenia roślinnego, powinny być postrzegane jako naruszające porządek prawny. Stanowisko takie podyktowane jest nie tylko koniecznością przestrzegania litery prawa, ale także uczciwego podejścia do konsumenta. Nie ma bowiem uzasadnienia wprowadzanie w błąd nabywców co do składu, właściwości odżywczych i pochodzenia produktu. Poza tym nieetyczne wydaje się stosowanie terminów dedykowanych produktom mleczarskim, w celu nazewnictwa produktów „niemlecznych”, a chcących wykorzystać właściwości mleka, co ewidentnie podważa zaufanie nabywców do sektora mleczarskiego. Konsument w chwili podejmowania decyzji zakupowych, ma pełne prawo wiedzieć jakiego wyboru dokonuje.

Na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego 19-22 października 2020 r. europosłowie zdecydują o przyszłości żywności pochodzenia roślinnego. W tych dniach odbędzie się głosowanie nad wprowadzeniem kolejnych restrykcji dotyczących roślinnych produktów. Jeśli poprawki 165 i 171 zostaną przegłosowane – zakazane będzie używanie takich nazw jak „burger”, „kiełbasa” czy „stek” w odniesieniu do produktów powstałych na bazie roślin. Dodatkowo ograniczone będzie używanie nazw, określeń, oświadczeń dobrowolnych, a nawet skojarzeń żywności roślinnej z produktami mleczarskimi, co dotyczy takich określeń jak „alternatywa dla sera”, „w stylu jogurtu”, „bezlaktozowy zamiennik mleka”, „maślany smak”, „o smaku sera”. Zagrożone będzie używanie wobec konsumentów komunikatów prośrodowiskowych np. „dwukrotnie mniejszy ślad węglowy niż masło”. Nawet wygląd produktów roślinnych – jeśli będzie przypominał produkty zwierzęce – może być problemem.

Mimo, że oficjalnie nie można używać określeń wegański burger czy bezmleczny ser, to nadal funkcjonują one w przestrzeni publicznej. Zdaniem organizacji rolniczych nie można stosować nazw produktów żywnościowych, które są fałszywe i wprowadzają konsumentów w błąd. Polskie organizacje rolnicze skupione w Copa-Cogeca w pełni popierają zainicjowaną właśnie kampanię „To nie jest stek”, której celem jest nagłośnienie problemu wśród społeczeństwa. Nazwy mięsa są głęboko zakorzenione w naszym dziedzictwie kulturowym. Boczek, szynka, carpaccio, stek, filet, kotlet i salami są nazwami tradycyjnymi, które kształtowały się przez wieki ciężkiej pracy rolników i rzeźników i które ponadto bardzo się różnią w zależności od regionu, z którego pochodzą – co sprawia, że są tak wyjątkowe. Nikomu nie trzeba dzisiaj tłumaczyć, czym są te produkty lub czego można się spodziewać, gdy uda się po nie do sklepu. Dlatego też nazwy te do tej pory nie potrzebowały żadnej ochrony. Jeśli objęliśmy ochroną naszą lokalną i regionalną spuściznę wprowadzając chronione oznaczenia geograficzne i chronione nazwy pochodzenia, powinniśmy zachować spójność i w równym stopniu chronić nazwy „powszechnych” towarów, które przecież też są częścią naszego dziedzictwa. Ze względu na rozkwit rynku podobnych produktów, los naszego wspólnego dziedzictwa waży się na szali. Przemysł imitacji wykorzystał lukę prawną w europejskim prawodawstwie, by zawładnąć tymi wspólnymi określeniami dla własnej korzyści.

Co jest istotą całej sprawy? Nie to, że Parlament Europejski chce ograniczyć nazywanie produktów roślinnych nazwami od lat kojarzonymi z wyrobami zwierzęcymi. Istotą nie jest także kampania społeczna, która przypomina, że nie istnieje stek roślinny, ani nie stanowisko organizacji mlecznych przypominające definicję mleka. Prawdziwym problemem jest to, że te wszystkie działania muszą być podejmowane.

 


Współpraca