Jaka przyszłość - recesja czy wielki kryzys?

Drugi z jeźdźców apokalipsy ukazał się w tłusty czwartek. Po zarazie zaczęła się wojna. Wprawdzie nie u nas, ale na tyle blisko, że nawet optymistyczne jej zakończenie będzie miało dla Polski poważne skutki.

Wzrost cen energii, wzrost cen paliw, ograniczenie importu zbóż, wzrost wydatków publicznych na pomoc uchodźcom z Ukrainy i na niezbędne w tej sytuacji zbrojenia – to wszystko przełoży się na wzrost kosztów produkcji żywności przy równoczesnym poważnym zubożeniu całego społeczeństwa.

Premier Mateusz Morawiecki na antenie TVP Info ocenił, że Polskę, jak i Europę, czeka gospodarczo "trudny czas". Cytowany przez serwis money.pl, premier przyznał to, czego ekonomiści obawiali się od dawna. Powiedział, że czeka nas "zawierucha gospodarcza" z bardzo wysoką inflacją i stagnacją w PKB. Polacy muszą więc przygotować się na wyrzeczenia i pogodzić z tym, że w portfelach zostanie im mniej pieniędzy. Zdaniem Morawieckiego poważnym zagrożeniem jest kilkunastoprocentowa inflacja, stagnacja wzrostu gospodarczego, a skala kryzysu zależy od tego, jak długo potrwa wojna.

Z oceną premiera zgadza się większość ekonomistów i instytucji finansowych. Analitycy Banku Pekao w komentarzu do danych GUS z 18. marca br. stwierdzili, że luty był ostatnim "normalnym" miesiącem w polskiej gospodarce; w marcowych danych powinny się już ujawnić efekty wojny rosyjsko-ukraińskiej. Zdaniem ekonomistów banku, luty kończy serię pozytywnych zaskoczeń w danych o produkcji, które "wywindowały jej poziom daleko ponad wieloletni trend". – Jeśli założymy, że trend jest wyznaczony przez dostępność siły roboczej i normalne wykorzystanie parku maszynowego, to taka sytuacja nie może być utrzymana w średnim okresie. Bazowanie na powrocie do trendu nie było jednak dobrą strategią prognostyczną – odbudowa zapasów i odblokowanie kanałów dostaw okazało się trwalsze i silniejsze niż przewidywaliśmy. W konsekwencji, na podstawie dwóch pierwszych miesięcy możemy oceniać I kwartał jako kolejny bardzo dobry – produkcja w nim wzrosła po raz drugi z rzędu o ok. 6% kw/kw." – ocenił bank.

Eksperci Banku Pekao uważają, że w kolejnych miesiącach w anych będą już widoczne skutki rosyjskiej napaści na Ukrainę. – Luty był ostatnim normalnym miesiącem w polskiej gospodarce – w marcowych danych powinny się już ujawnić efekty wojny rosyjsko-ukraińskiej w postaci ograniczeń w dostawach (...), braków kadrowych, wzrostu cen surowców i spadku zapasów w branżach produkujących dobra pierwszej potrzeby. Ich wypadkowa będzie prawdopodobnie negatywna dla produkcji i w najbliższych miesiącach zobaczymy powrót do wieloletniego trendu – podali analitycy Pekao.

W podobnym tonie wypowiadają się ekonomiści BOŚ Banku, którzy zauważają, że w marcu w następstwie konfliktu zbrojnego w Ukrainie nastąpił skokowy, często kilkudziesięcioprocentowy, wzrost cen surowców (ropa naftowa, gaz, ziemny, węgiel, zboża). – Wskaźnik inflacji prawdopodobnie już w marcu ukształtuje się powyżej poziomu 10% Z pewnym opóźnieniem w średniej perspektywie postępował będzie wzrost cen żywności przez bezpośredni efekt wzrostu cen zbóż i olejów roślinnych, a także pośrednio przez wzrost cen nawozów. W rezultacie najprawdopodobniej od marca przez większość kolejnych miesięcy bieżącego roku wskaźnik inflacji będzie przyjmował wartości dwucyfrowe – ostrzegają analitycy BOŚ.

Zdaniem ekonomistów największe niebezpieczeństwo wiąże się nie tyle z inflacją, a ze spowolnieniem gospodarczym. Według najnowszej prognozy banku BNP Paribas gospodarka Polski urośnie w tym roku tylko o 3,5% – Na wzrost gospodarczy negatywnie w tym roku oddziaływać może wzrost niepewności, zniechęcający firmy do inwestowania, a konsumentów do ponoszenia wydatków na dobra trwałe – komentuje dla money.pl Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas.

Warto wziąć pod uwagę, że ekonomiści i analitycy, a w szczególności politycy nie lubią wygłaszać pesymistycznych prognoz i opinii. Jest stare powiedzenie, które brzmi: Jeśli rząd mówi, że broń ci nie będzie potrzebna, kup dwie sztuki. Jeśli zatem rząd ustami premiera mówi, że idą ciężkie czasy, to znaczy, że najprawdopodobniej będzie bardzo źle. Kogo dotknie ten kryzys? Każdego.

 


Współpraca