Koalicja na rzecz obrony polskich gospodarstw rodzinnych
Komentarz Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego
Przyszłość polskiego rolnictwa jest w stopniu co najwyżej średnim uzależniona od tego kto obecnie sprawuje władzę w naszym kraju. Obecnie rządzi premier Donald Tusk. Ale nawet gdy – inaczej – Zjednoczona Prawica powróci do władzy, wsparta przez Konfederację i jej liderów, to sytuacja nie ulegnie zmianie. Bowiem przyszłość polskiego rodzinnego rolnictwa jest związana z innymi czynnikami. Podstawowym jest konieczność odejścia Unii Europejskiej od szalonej, wręcz, ideologicznej polityki klimatycznej i przejście do polityki rozsądnej, niezakłócającej rozwoju gospodarczego. Ta moja uwaga nie dotyczy tylko rolnictwa. Ale też całej gospodarki. Jak dotąd racje szalonych ekologów, zwanych przez wielu nawet EKO TERRORYSTAMI, wydawały się nie do przeskoczenia. Ale gdy w Niemczech zaczynają się na łamach prestiżowej prasy (BILD) pojawiać opinie typu, że obecna polityka klimatyczna doprowadziła IV gospodarkę świata, czyli Niemcy, na skraj przepaści, to można śmiało powiedzieć, że w tunelu głupoty pojawiło się wyraźne światełko. Wszak gdy gospodarka Niemiec i innych bogatych państw UE, nie zaliczam do nich bynajmniej Polski, wpadnie w kryzys, to Europa wypadnie z gry. Rzecz jasna nie zamierzam rezygnować z kwestii ochrony środowiska, ani lekceważyć zmian klimatycznych. Jednak Europa nie może być ukaranym prymusem, który rozwala swoją gospodarkę, a uzyskane przez niego bardzo dobre oceny mają znikomy wpływ na światowy klimat i środowisko naturalne. To nade wszystko dwa czołowe mocarstwa gospodarcze USA i Chiny, przy pomocy Unii Europejskiej i Indii, muszą stworzyć akceptowalny przez wszystkich wieloletni plan systemowych działań w zakresie ochrony środowiska i umiejscowić w nim rolnictwo. Wszak wnet rolnictwo będzie musiało wyżywić 8,5 miliarda obywateli planety Ziemia. Oczywiście zawsze znajdą się przeciwnicy takiego rozwiązania. Potrzebne są więc sankcje typu: wypad z WTO albo całkowita eliminacja z handlu światowego. Nie chodzi mi bynajmniej o organizowanie kolejnych światowych konferencji klimatycznych, będących zjazdem różnej maści celebrytów – również politycznych. Taki plan powiem być stworzony przez czołowych ekspertów, zaakceptowany kanałami dyplomatycznymi przez większość państw i wcielany w życie z dokładnym określeniem okresów przejściowych. Na przykład rezygnacja samochodów spalinowych napędzanych benzyną i olejem napędowym nastąpi dopiero w 2070 roku albo później, gdy na rynku będą masowo dostępne silniki spalinowe zasilane wodorem. Jak na razie obecne elektryki to wielka ściema dla bogatych i równie wielka ściema jeżeli chodzi o ochronę środowiska.
Wróćmy do polskiego
i unijnego rolnictwa. Oczywistą oczywistością jest, że prezydencja Polski w UE, która zacznie się z dniem 1 stycznia musi mieć za podstawowy cel racjonalizację Zielonego Ładu zwanego precyzyjniej: Zielonym Nieładem. To jest ważne, ale jeszcze ważniejsze jest zmontowanie możliwe jak największej koalicji państw UE na rzecz ochrony gospodarstw rodzinnych. I to jest drugi czynnik, który uratuje polskie rolnictwo. Powinno to się odbyć przy udziale wszystkich sił politycznych w Polsce, mających swoich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim. Kto może być przeciwnikiem takiej koalicji. Przede wszystkim Niemcy i inne bogate państwa, które będą wolały wyprowadzić swoje rolnictwo do Ukrainy, a na swoim terenie pozostawić rolnictwo regionalne, gdzie będą dominowały tzw. smaki regionów i agroturystyka. Wszak nie pozbędą się smaków swoich tradycyjnych wędlin, serów czy też win. Dla najbogatszych państw może to też oznaczać mniejsze wpłaty do budżetu UE. Poza tym mają tyle kasy, że mogą zapewnić godziwy socjal, albo pieniądze na przekwalifikowanie dla tych, którzy chcą zmienić zawód lub założyć własną firmę. Powojennemu unijnemu rolnictwu rodzinnemu będzie zagrażało nie tylko ukraińskie rolnictwo, ale także rosyjskie oraz rolnictwo państw zrzeszonych w MERCOSUR: Argentyny, Brazylii, Paragwaju i Urugwaju. W tych państwach biznesem rolniczym rządzą wielkie międzynarodowe korporacje. Pola uprawne liczą tysiące hektarów, a miejscowi wieśniacy, prowadzący przydomowe ogródki mają co najwyżej opryskane – oczywiście za darmo – swoje domy Roundupem, co powoduje określone konsekwencje zdrowotne. Tak. Żywność z tych państw – oczywiście nie wszystka- jest gorsza pod względem jakościowym od unijnej. Możemy mieć do niej zastrzeżenia takie same jak do żywności z Ukrainy, która niewątpliwe zaleje UE. To państwo toczy wojnę, potrzebuje też olbrzymich pieniędzy na odbudowę kraju. Moim zdaniem Polska na tej odbudowie niewiele zarobi, chociaż przekazała za darmo prawie 400 czołgów i inne uzbrojenie zaś Polacy w swoich domach przyjęli miliony ukraińskich uchodźców – przy wsparciu państwa, które trwa do dzisiaj. Jednak prezydent Wołodymyr Zełenski powoli zapomina kto mu pomógł w pierwszej, najtrudniejszej fazie rosyjskiej agresji. Obecnie stawia na Niemcy, USA i inne bogatsze państwa. Jest proste jak drut kolczasty, że powojenne Niemcy powrócą do współpracy gospodarczej z Rosją, także poprzez tworzenie wielkich korporacji zajmujących się produkcją żywności. Wszak jeszcze przed wojną funkcjonowały takie firmy. Miały one też za cele opanowanie unijnego rynku ekologicznej żywności. Poza tym Niemcy, które uwolniły się od ekologicznej energii z elektrowni atomowych, potrzebują nadal ruskiej ropy i gazu. Obyśmy nie musieli płacić odszkodowań za zniszczone nitki rurociągów Nord Stream 1 i 2, do których doszło 26 września 2022 roku. Bo jak wynika z artykułów w niemieckiej prasie Polacy w tej akcji również maczali swoje palce. Chociaż premier Tusk jasno powiedział, że ci, którzy obwiniają za to Polskę powinni siedzieć cicho.