Konsumpcja nie rośnie, a ceny owszem

Restrykcje wpłynęły na konsumpcje, co przełożyło się na zmiany cen.

Dane statystyczne pokazują, że konsumpcja nie powraca na ścieżkę wzrostu. Jest to sporym zaskoczeniem dla analityków. Jak mówi Magdalena Szlezyngier, Menedżer ds. Klientów Strategicznych z DNB Bank Polska, niestety przedłużenie restrykcji administracyjnych przez rząd z uwagi na pandemię nie pozostało bez wpływu na zachowania konsumentów w kwietniu br. Opublikowany przez GUS odczyt konsumpcji wskazuje na jej wzrost o 21,1% w ujęciu rocznym oraz 7,7% spadek w stosunku do marca 2021 r. Wysoka dynamika w porównaniu do kwietnia ubiegłego roku to oczywiście efekt bazy z roku poprzedniego. Odczyt miesięczny z wysoką ujemną dynamiką potwierdza, iż negatywny wpływ skutków pandemii na konsumpcję nie słabnie.

Ekspert DNB Bank Polska zwraca uwagę, że w ujęciu miesięcznym sprzedaż we wszystkich kategoriach prezentowanych przez GUS odnotowała ujemną dynamikę. Jednak kolejne miesiące powinny przynieść poprawę konsumpcji ze względu na rozluźnianie obostrzeń epidemiologicznych, ich mniejszy wpływ na mobilność społeczeństwa i wydatki gospodarstw domowych oraz rosnącą ilość wykonywanych szczepień. – Warto zauważyć, iż obostrzenia epidemiologiczne mają mniejszy wpływ na mobilność konsumentów niż rok temu, co potwierdzają raporty na temat przemieszczania się ludności udostępniane przez Google. Miejmy nadzieję, że to przełoży się większość skłonność konsumentów do zakupów i konsumpcja wreszcie zacznie wychodzić z „koronawirusa" – mówi Magdalena Szlezyngier.

Jak zatem przy stagnacji konsumpcji wygląda zdolność kształtowania cen przez przedsiębiorstwa. Zdaniem ekonomistów, ta zdolność jest kluczowym czynnikiem umożliwiającym wyjście z kryzysu wywołanego pandemią Covid-19, zwłaszcza w obecnej sytuacji rosnących kosztów środków produkcji i ożywienia gospodarczego. Możliwość podnoszenia cen przez przedsiębiorstwa jest w gruncie rzeczy niezbędna, aby zwiększyć obroty i marże. Mówi o tym raport Euler Hermes pt. „Zdolność kształtowania cen: w jaki sposób sektory poradzą sobie w teście warunków skrajnych dotyczących inflacji w strefie euro?".

Jak czytamy w Polsce zdolność sektorów do kształtowania cen w perspektywie krótkoterminowej przedstawia się trochę inaczej, chociaż podobną obecnie siłę cenową co w strefie euro mają polskie sektory elektroniki, sprzętu komputerowego oraz restauracyjny. Odrębnym przypadkiem jest zaś jest sektor spożywczy, przynajmniej nie tak jednoznacznym jak na rynkach strefy euro, mającym w Polsce pewną zdolność do kształtowania cen, ale niewystarczającą. Pomimo dużej skali produkcji jak i popytu (także eksportowego) oraz – co ważne stosunkowo wysokiego wzrostu cen w skali roku, nie oznacza to iż ceny są adekwatne do wzrostu kosztów i pozwalają je zrekompensować. Otóż – i to może być dla niektórych zaskakujące – tak nie jest z kilku powodów: skala wzrostu kosztów była w Polsce wyższa niż na innych rynkach (m.in. kwestie podatkowe), większe były straty z powodu pandemii (większa skala produkcji na europejski rynek HoReCa), większa był niwelująca wzrost cen nadprodukcja w sektorze mięsnym i owocowo-warzywnym (choroby trzody i drobiu, ograniczenia w eksporcie).

Z analiz Ekspertów Euler Hermes wynika, że żywność jest bardzo dużą, a więc i bardzo zróżnicowana grupą produktów, także w zakresie kształtowania się cen. Są produkty, które w Polsce drożały szybciej, niż średnia unijna – np. mąka zdrożała w Polsce o 5,3% r/r (I kw 2021 – Eurostat), podczas gdy w UE o 1,8%, chleb w Polsce podrożał o 5,8% a w UE o 1,7%, świeże mleko o 3,8% podczas gdy w UE o 1,1%. Tym niemniej za tymi wzrostami cen stały duże wzrosty cen zbóż, więc wyższe ceny produktów nie zawsze rekompensują wzrost kosztów produkcji o czym świadczy liczna grupa, bo 57 niewypłacalności producentów podstawowych art. spożywczych oraz przetwórców żywności, m.in. mięsa oraz sektora ciastkarsko-piekarniczego, produkcji napojów czy nabiału. Co prawda znaczny wzrost cen zbóż miał charakter powszechny, obejmujący nie tylko Polskę, ale charakterystyczna dla Polski była za to skala podwyżek cen energii i usług komunalnych, skala problemów ze zbytem (powszechność chorób drobiu i trzody – nadpodaż na rynku, w związku z czym ceny spadły), wzrost podatków pośrednich (cukrowy, reklamowy, handlowy – wobec koncentracji handlu i sztywnych, długotrwałych umów z sieciami zmiany kosztów przerzucane na dostawców). Generalnie skala produkcji spożywczej w Polsce, jej proeksportowy charakter sprawiła, iż polski sektor mięsny czy owoców (i np. napojów) boleśniej niż w wielu innych krajach odczuły nadprodukcję na skutek utrudnień w transporcie towarów, a zwłaszcza zamknięcia hotelarstwa i gastronomii. Stąd wzrost cen napojów o 6,2% r/r wydaje się duży, ale i tak w obawie o spadający popyt nie oddaje skali wzrostu kosztów na skutek podatku cukrowego. Polski eksport żywności nabrał dynamiki dzięki konkurowaniu ceną (dotyczy to przede wszystkim mięsa, ale nie tylko), a zatem zdolność do podnoszenia cen w eksporcie mamy wprost uzależnioną od zdolności do ich podnoszenia przez zachodnich konkurentów polskich eksporterów, co wkrótce może być faktem. Tymczasem, pomimo odczuć konsumentów dynamika cen żywności r/r na koniec I kwartału uległa osłabieniu i w rezultacie ceny żywności en bloc były podobne jak przed rokiem (poza wspomnianymi napojami). Nadzieję na zwiększenie siły cenowej polskiego sektora spożywczego daje to, iż wzrost cen wydaje się dopiero rozkręcać – po spadkach na przestrzeni ubiegłego roku wzrost cen żywności miał miejsce pw. w marcu (+3,3% w stosunku do grudnia 2020).

Widać to w oficjalnych danych dotyczących inflacji, która w kwietniu osiągnęła wynik 4,3% rdr. Jak mówi Michał Gniazdowski z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w maju inflacja przekroczy 4,5% na skutek wysokiego wzrostu cen paliw, które jeszcze w drugiej połowie roku będą podnosić CPI średnio o 1pp.

 


Współpraca