Koronawirus w niewielkim stopniu wpłynął na rynek pracy

Od wprowadzenia pierwszych obostrzeń minął rok. W tym czasie wiele się zmieniło w polskiej gospodarce, choć nie wszystko. Mimo kryzysu i ograniczeń w działalności wielu firm, dobra sytuacja utrzymuje się na rynku pracy.

Jak wynika z badania przeprowadzonego przez UCE RESEARCH i SYNO Poland, prawie 70% Polaków nie obawia się utraty pracy w czasie pandemii. Tylko 17,7% Polaków boi się, że w najbliższym czasie straci pracę. Niemal co piąty dorosły Polak obawia się, że w najbliższym czasie straci pracę. Częściej niepokój o swoją dalszą karierę zawodową odczuwają kobiety niż mężczyźni. Problem dotyczy prawie co czwartej osoby z grupy wiekowej 23-35 lat. Niepewność widoczna jest przede wszystkim wśród rodaków z wykształceniem zawodowym. Zjawisko to występuje głównie w miejscowościach liczących od 20 tys. do 49 tys. mieszkańców. – Nie ma powszechnego lęku o utratę pracy. Wynika to z faktu, że przedsiębiorstwa dostały w zeszłym roku ogromne środki na utrzymanie zatrudnienia. Nie grozi nam masowy wzrost bezrobocia, bo jesteśmy starzejącym się społeczeństwem. Co roku o ok. 150 tys. osób więcej przechodzi na emeryturę, niż wchodzi na rynek pracy. Ponadto poziom aktywności zawodowej niestety nie rośnie w Polsce, a nawet ostatnio spadł – komentuje Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.

Z kolei prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, podejrzewa, że w ciągu roku znacznie przybyło osób, które obawiają się utraty pracy. Zdaniem eksperta, niespełna 18% to niewiele. Część Polaków nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ciężka jest sytuacja na rynku. Nie wiemy, jak długo potrwa recesja i jak duże będą zwolnienia. Wprawdzie rząd dofinansowywał pensje oraz utrzymanie miejsc pracy, ale ta polityka ma swoje granice. Znacznie więcej osób powinno się obawiać ryzyka. Oczywiście to nie oznacza, że wszyscy zagrożeni pracownicy stracą pracę. – Pracodawcy przywykli już do tego, że pozyskanie dobrego pracownika jest trudne i bardzo kosztowne. A skoro tak, to i gotowość do zwalniania jest stosunkowo mała. Tylko w ostateczności przedsiębiorcy decydują się na ten krok. Owszem, mogło się tak zdarzyć, że np. zamknięte restauracje czy hotele musiały zredukować zatrudnienie. Natomiast w wielu dziedzinach gospodarki aż tak źle nie było – dodaje ekspert z Konfederacji Lewiatan.

Zdaniem prof. Orłowskiego, osoby z mniejszych miejscowości mają większe powody do obaw. – Ludzie mają powody obawiać się o przetrwanie i kondycję niedużych firm w mniejszych miejscowościach. Duże czy wielkie przedsiębiorstwa pewnie sobie poradzą z tą sytuacją. Na wsi ogromną rolę spełnia rolnictwo czy samozatrudnienie, gdzie nie ma aż tak ciężkiego kryzysu, jak w różnego typu działalności usługowej. Tam ryzyko bankructw jest zdecydowanie mniejsze – podsumowuje prof. Orłowski.

Tymczasem, jak pokazują dane Eurostatu Polska w styczniu 2021 roku osiągnęła najniższą stopę bezrobocia wśród krajów Unii Europejskiej. Bezrobocie według unijnej metodologii osiągnęło na początku tego roku wartość 3,1% w Polsce, wobec stopy bezrobocia w całej UE na poziomie 7,3% Tym samym wyprzedziliśmy Czechów, którzy do tej pory zajmowali pozycję lidera w zakresie najniższego bezrobocia. Zdając sobie sprawę, że dane publikowane przez Eurostat mogą zostać jeszcze zrewidowane, a według metodologii Głównego Urzędu Statystycznego stopa bezrobocia w styczniu 2021 r. wyniosła w Polsce 6,5%, można jednak wysnuć wnioski dotyczące sytuacji na polskim rynku pracy. Miejsca pracy w polskiej gospodarce wydają się być na dzień dzisiejszy odporne na kryzys przez jaki przechodzi światowa gospodarka. Polski rynek pracy nie został dotknięty trwającą epidemią na poziomie makro.

Niemniej jednak należy mieć na uwadze, że występują problemy na rynkach pracy w sektorach zamkniętych. Osoby zatrudnione w branży turystycznej, gastronomicznej, transportowej, czy usług fitness odczuwają skutki zamknięcia, pozostając bez realnie wykonywanej pracy. Przedsiębiorcy zwlekają z redukcją etatów w oczekiwaniu na szybkie otwarcie sektorów pozostających w zamknięciu. Brak zniesienia sektorowych, jak i lokalnych lockdownów (a także ich dalsze wprowadzanie) skutkować będzie w dłuższej perspektywie uwidocznieniem się w statystykach zwolnionych pracowników z zamkniętych sektorów oraz regionów. Należy zatem wdrażać wszelkie instrumenty walki z epidemią, którymi nie są lockdowny działalności gospodarczej.

Związek Pracodawców Polskich, jest zdania, że w dalszym ciągu należy mieć na uwadze, że na mapie Polski są powiaty które cechują się wysokim poziomem bezrobocia. Według danych GUS za grudzień 2020, w ponad stu polskich powiatach bezrobocie rejestrowane przekracza poziom 10%. Regionalne i branżowe lockdowny, dotykają szczególnie obszary oparte znacząco na turystyce (południowego oraz północnego pogranicza Kraju). W przypadku utraty pracy, szanse na znalezienie zatrudnienia w pochodnej branży lub na terenie danego regionu pozostają niewielkie. Zjawisko to może zwiększyć różnicę pomiędzy poziomem bezrobocia, a dalej płac pomiędzy regionami.

ZPP co pół roku przeprowadza badanie pn. Busometr, tj. Indeks Nastrojów Gospodarczych MSP, który jest wskaźnikiem pokazującym stopień optymizmu małych i średnich przedsiębiorców oraz ich planowane działania w perspektywie najbliższych dwóch kwartałów. O ile polscy przedsiębiorcy relatywnie pesymistycznie oceniają koniunkturę gospodarczą, a komponent inwestycje jest oceniany najniżej w dziesięcioletniej historii badania, tak stosunkowo optymistycznie polskie firmy patrzą na sytuację na rynku pracy. 16% z nich planuję podwyżki, a 14% zwiększenie zatrudnienia. Obecne postrzeganie rynku pracy porównywalne jest do sytuacji z lat 2015-2017.

Rynek pracy i sytuacja jaka na nim panuje, to nie tylko liczba nowych ofert, zwolnień i bezrobotnych. To również kwestia zwolnień i problemów firm z obecnymi pracownikami. Jak wylicza ZUS, tylko od 1 do 20 października 2020 roku wystawiono 1,8 mln zaświadczeń lekarskich – około 23,5 % więcej niż w analogicznym okresie 2019 roku. Istotną część zwolnień chorobowych w ubiegłym roku stanowiły zwolnienia fikcyjne.

Z analiz i obserwacji prowadzonych przez firmę doradczą Conperio wynika, że pandemia miała zaskakujący wpływ na profil oraz liczbę absencji chorobowych wśród pracowników w Polsce. Znaczący wzrost naruszeń zwolnień chorobowych został zaobserwowany wśród pracodawców, którzy przestali kontrolować pracowników w trakcie pandemii. Natomiast u tych, którzy kontynuowali kontrole, poziom absencji pozostał na poziomie sprzed marca 2020 roku. – W firmach o rozluźnionej polityce adresowania zwolnień zauważyliśmy duży, kilkuprocentowy wzrost absencji – co ciekawe, znaczną część z nich nie stanowiły zwolnienia związane z COVID-19 ani z objawami tej choroby. W zakładach, które konsekwentnie realizowały zaimplementowane przez nas działania w zakresie kontrolowania absencji chorobowej, sytuacja przypominała tą sprzed roku. Wzrosty wskaźnika absencji były niskie lub niezauważalne – w okolicach 0,2–0,3% w porównaniu do analogicznego okresu w 2019 roku – mówi Mikołaj Zając, prezes Conperio.

Nietypowy w 2020 roku był również wzrost liczby naruszeń zwolnień chorobowych. Pracowników przebywających na ”L4” kontrolerzy z reguły zastawali na remontach, pracach wokół domostw lub po prostu urlopach. COVID-19 spowodował także wzrost naruszeń zwolnień lekarskich na tle zarobkowym – w trakcie pobytu podwładnych na „L4” jak grzyby po deszczu zaczęły rosnąć prywatne gabinety kosmetyczne, kwitł drobny handel oraz inne prace polegające na wykorzystaniu posiadanych przez zatrudnionego uprawnień lub umiejętności. – Ułatwiony dostęp do zwolnień chorobowych i niepewność co do przyszłości w pewnym sensie zachęciły pracowników do realizacji pomysłów na własną działalność. Jest to oczywiście forma względnie bezpieczna dla pracownika – podczas pobytu na zwolnieniu otrzymuje on bowiem 80% swojego wynagrodzenia i ma opłacone wszystkie składki. Należy pamiętać, że jeżeli pracodawca ma podejrzenia, co do prawidłowości zwolnienia lekarskiego, ma prawo skontrolować pracownika – informuje Mikołaj Zając. To od właściciela firmy zależą dalsze kroki podjęte w stosunku do pracownika, którego kontrolerzy nie zastaną pod adresem podanym w druku zwolnienia chorobowego lub który przyłapany zostanie na wykonywaniu innych czynności, niezgodnych ze zwolnieniem.

Warto jednocześnie zauważyć, iż lekarze zostali postawieni w dość trudnej sytuacji – przekonywująco przedstawione w trakcie teleporad objawy oraz brak możliwości przebadania pacjenta uniemożliwiają skuteczne zweryfikowanie, czy faktycznie jest on chory. W związku z tym lekarze przyjęli raczej bezpieczną linię postępowania – lepiej wystawić zwolnienie, niż ryzykować dalszym zaostrzeniem objawów. Dane nie pozostawiają jednak złudzeń. W marcu 2020 roku na L4 poszły ponad trzy miliony Polaków. Tymczasem miesiąc wcześniej zwolnienie lekarskie z ZUS pobrało 1 700 000 osób.

Dodatkową kwestią jest to, że pewna część zwolnień chorobowych w ubiegłym roku stanowiła niepisaną umowę między pracodawcą a pracownikami. Zmniejszona liczba zleceń i pogarszająca się sytuacja produkcyjna zachęcały pracowników do brania zwolnień chorobowych i odbierania gwarantowanego świadczenia z ZUS. Okazało się to jednak pozorną oszczędnością, która w dłuższym horyzoncie czasowym poskutkowała tym, iż w niektórych przedsiębiorstwach wskaźnik absencji wywindowany został na poziom kilkunastu procent. W momencie, kiedy sytuacja produkcyjna tych firm uległa poprawie, pozostał problem braku osób do pracy. Fałszywe zwolnienia lekarskie powodują także m.in. poważne utrudnienia po stronie organizacji pracy w przyszłości, związane m.in. z ustalaniem grafików urlopowych wśród pracowników. Dotykają też osoby rzetelnie podchodzące do obowiązków wynikających z umowy o pracę. Pracownicy ci są bowiem narażeni na pracę cięższą, dłuższą i pod wpływem wzmożonego stresu, co jest spowodowane przedłużającą się nieobecnością ich kolegów.

 


Współpraca