Mlekovita: odrzucono wniosek o mediacje ws. próby szantażu

27.11.2021 -

Oskarżeni o próbę szantażu i wyłudzenia 4 mln zł od mleczarni Mlekovita nie zgodzili się podczas rozprawy w poznańskim sądzie okręgowym na skierowanie sprawy do mediacji.

Z takim wnioskiem wystąpił w czasie startu procesu oskarżyciel posiłkowy. Obrońcy oskarżonych podnieśli, że skierowanie sprawy do mediacji mogłyby przedłużyć proces. Adwokaci zaznaczyli jednocześnie, że ich klienci są gotowi do rozmów ze stroną poszkodowaną, jednak jak dotąd wnioskujący o mediacje nie przedstawili czego miałyby one dotyczyć.

Mlekovita szantażowana – sprawa toczy się od 2019 r.

Pod koniec sierpnia w Sądzie Okręgowym w Poznaniu rozpoczął się proces czterech osób oskarżonych o to, że w ramach grupy przestępczej próbowały wyłudzić od spółki mleczarskiej Mlekovita kwotę 4 mln zł, w zamian za niepublikowanie informacji nt. rzekomych nieprawidłowości w hurtowni firmy w Kościanie (woj. wielkopolskie). We wrześniu 2019 r., po zamieszczeniu w Internecie filmu przedstawiającego rzekome przerabianie dat ważności w zakładzie, właściciel mleczarni powiadomił prokuraturę o próbie szantażu.

Prokuratura Okręgowa w Poznaniu wszczęła postępowanie mające sprawdzić, czy w zakładzie rzeczywiście doszło do przerabiania dat ważności produktów mleczarskich i jednocześnie dotyczące próby szantażu. W kwietniu 2020 r. "wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego" śledczy umorzyli część postępowania dotyczącą antydatowania produktów.

W sprawie próby szantażu firmy oskarżono cztery osoby: prawnika Marcina O., byłego dziennikarza Pawła Mitera, i dwoje byłych już pracowników firmy mleczarskiej – Przemysława S. i Zuzannę C.J. Składający wyjaśnienia na pierwszej rozprawie oskarżeni nie przyznali się do winy. Marcin O. mówił, że wiosną 2019 r. zgłosił się do niego Przemysław S., który nagrał zapisy z monitoringu hurtowni w Kościanie mające pokazywać proceder antydatowania produktów. Kancelaria O. wystosowała pismo do kierownictwa firmy z prośbą o wyjaśnienie sprawy. Po dyscyplinarnym zwolnieniu Przemysława S. z pracy w hurtowni Marcin O. rozpoczął rozmowy z Mlekovitą na temat wypłaty odszkodowania za naruszenie dóbr osobistych za takie rozwiązanie umowy. Przemysław S. zapowiedział na rozprawie, że udostępni sądowi swoje nagrania. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, czyli poszkodowanej spółdzielni mleczarskiej, złożyła z kolei wniosek o skierowanie sprawy do mediacji.

W toku mediacji może dojść do ugody między stornami, jednak nie kończy ona postępowania karnego. W sprawie z oskarżenia publicznego ugoda zawarta przed mediatorem jest dokumentem zawierającym zgodne deklaracje stron, co do sposobu zakończenia sprawy. Nie ma ona mocy prawnej, jednak sąd bierze pod uwagę treść ugody mediacyjnej przy rozstrzygnięciu sprawy.

Odrzucenie mediacji przez oskarżonych

Na piątkowej rozprawie sąd nie uwzględnił wniosku o skierowanie sprawy do mediacji, gdyż nie zgodzili się na to oskarżeni. Ich obrońcy podnieśli, że mogłyby one przedłużyć proces. Adwokaci zaznaczyli jednocześnie, że ich klienci są gotowi do rozmów ze stroną poszkodowaną, jednak jak dotąd wnioskujący o mediacje nie przedstawili czego miałyby one dotyczyć.

Składający w piątek wyjaśnienia oskarżony były dziennikarz Paweł Miter nie przyznał się do winy. Wskazał, że na przełomie czerwca i lipca 2019 r. zgłosił się do niego jego znajomy z czasów studiów Marcin O., który chciał zainteresować go tematem rzekomego antydatowania produktów mleczarskich w hurtowni Mlekovita w Kościanie.

- Dla mnie na początku ten temat był mało wiarygodny, tzn. nie zakładałem, że tak potężna firma może dopuszczać się nieprawidłowości przy ingerencji w daty i etykiety – przyznał oskarżony. Jak wyjaśnił, zainteresował się sprawą po tym, jak zobaczył część zapisów monitoringu hurtowni nagranych przez oskarżonego Przemysława S.

Jak opisał, na zaprezentowanym mu filmie brygadzistka Ewa K., najprawdopodobniej używając zmywacza do paznokci, miała zmazywać część informacji z etykiet produktów. Podkreślił, że zajął się tym tematem m.in. po konsultacjach z redaktorem naczelnym swojej gazety. -Natomiast przestrzegł mnie przed tym, abym uważał. Abym się nie dał w nic wmanewrować – powiedział Miter.

Oskarżony zaznaczył, że próbując zweryfikować sprawę rzekomego antydatowania konsultował się m.in. z pracownikami sanepidu i inspekcji weterynaryjnej. - Mając wstępną wiedzę postanowiłem wysłać maila do Mlekovity – powiedział.

Dodał, że w odpowiedzi na jego maila skontaktowała się z nim dyrektor spółki ds. marketingu. - I właściwie od razu w pierwszej rozmowie poinformowała mnie, że oczywiście sprawa jest poważna, i że będą podejmować wyjaśnienia, oraz żebym się wstrzymał, żebym czekał na ich odzew – mówił w sądzie Miter. "Już w pierwszej rozmowie z panią S. padały sugestie, że jak to – gazeta o poglądach prawicowych interesuje się firmą tak patriotyczną, jaką jest Mlekovita – podkreślił.

Miter zaznaczył, że pomimo wielu rozmów przedstawiciele spółki mleczarskiej nie odpowiedzieli na jego pytania w sposób adekwatny. W ocenie oskarżonego spółka "grała na czas" aby uzyskać zabezpieczenie sądowe w postaci zakazu publikowania informacji na temat rzekomych nieprawidłowości.

Oskarżony wskazał, że zgodnie z procedurami w przypadku np. uszkodzenia lub zalania etykiet muszą zostać sporządzone odpowiednie dokumenty i wnioski o wydanie nowych oznaczeń. Miter zaznaczył, że rzekomy proceder antydatowania nie dotyczył produktów kupowanych przez klientów w sklepach, tylko używanych przez branżę gastronomiczną, czy instytucje takie jak żłobki czy areszty śledcze. Podał przy tym przykład jednego z odbiorców, który miał po niższej cenie kupować produkty, którym kończyła się data ważności do spożycia.

Wyjaśnił, że widział film, na którym widać paletę z serami, których daty ważności zostały umieszczone niezgodnie z procedurą. "Zgodnie z prawem i wymogami daty muszą być w formacie: dzień, miesiąc, rok (…) na nagraniach widać, że te bloki serowe mają błędny format dat – zaczyna się od roku, miesiąca, kończył się na dniu" – przekonywał Miter.

Zeznania oskarżonego

W swoich wyjaśnieniach wskazywał, że o sprawie rzekomych nieprawidłowości rozmawiał m.in. z rzecznikiem prasowym Głównego Inspektora Sanitarnego. Oskarżony stwierdził, że komunikował się również z rzecznikiem prasowym Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Michałem Smętkowskim. - Od początku informowałem prokuraturę – podkreślił. Zaznaczył jednak, że "prokuratura nigdy się do nas nie zgłosiła po te informacje". Zasugerował również, że mianowanie ówczesnego rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Poznaniu na stanowisko szefa tej jednostki ma związek ze sprawą rzekomych nieprawidłowości w kościańskiej hurtowni.

Oskarżony wskazał, że rozmawiał także z byłym naczelnym "Gazety Finansowej", który doradzał mu jak poprowadzić temat rzekomych nieprawidłowości w spółce Mlekovita. Według relacji tego dziennikarza, prezes spółdzielni miał prosić o interwencję posła Grzegorza Brauna, który z kolei miał skontaktować się z szefem Mitera by odsunąć go od tematu.

- W tamtym czasie już się bałem, że redaktor naczelny powie mi “panie Pawle wycofujemy się z tego tematu, ponieważ coś jest nie tak – mówił Miter. Dlatego, jak twierdził przed sądem, postanowił umieścić wpis na Twitterze dotyczący sprawy rzekomych nieprawidłowości.

Po tej publikacji do oskarżonego miał zgłosić się specjalista z branży mleczarskiej, który miał mu opowiedzieć o innych nieprawidłowościach, do jakich miało dochodzić w pozostałych zakładach firmy. Miał też poinformować oskarżonego, że brygadzistka Ewa K. to zaufana osoba prezesa przedsiębiorstwa, która została skierowana do Kościana "do zadań specjalnych".

Oskarżony przekonywał też sąd, że ma informacje, iż prezes spółdzielni chciał przekupić jego i oskarżonego Marcina O. jeszcze przed próbą szantażu, jakiej mieli dokonać.

Miter powiedział, że nie pamięta skąd miał numer do oskarżonej Zuzanny C.- J. Pytał ją o rzekomy proceder antydatowania. - Uważam, że pani Zuzanna z wszystkich osób, z którymi rozmawiałem o tej sprawie, jest najbardziej uczciwa i naprawdę chciała pomóc – powiedział. Twierdził, że przyznała mu, iż w swojej siedmioletniej karierze najwyżej trzy razy wnioskowała o wszczęcie procedury wydania nowych etykiet po uszkodzeniu dat ważności.

Kto jest ofiarą?

Ocenił, że z jednej z nagranych rozmów pomiędzy Zuzanną C.J. i oskarżonym Przemysławem S. wynika, iż wiedziała ona o procederze antydatowania etykiet, ale nie zdawała sobie sprawy z jego skali. W swoich wyjaśnieniach stwierdził, że Mlekovita nie utylizowała przeterminowanych produktów, tylko przekazywała je rolnikowi, który karmił nimi świnie.

Oskarżona o udzielenie rzekomym szantażystom pomocy Zuzanna C.-J. w swoich wcześniejszych wyjaśnieniach podkreśliła, że kontaktowała się z pozostałymi oskarżonymi na polecenie swoich przełożonych. W piątek składając wyjaśnienia zaznaczyła, że przekazała Marcinowi O. wewnętrzną instrukcję dotyczącą m.in. procedur wymiany etykiet by przekonał się, że "działania, które zostały zarejestrowane na filmie przez Przemysława S. nie stanowią żadnego potwierdzenia, iż dochodziło do rzekomego antydatowania".

Podkreśliła, że dokument był ogólnodostępny dla pracowników. Zaznaczyła, że z racji zajmowanego stanowiska poniosłaby konsekwencje ewentualnego potwierdzenia antydatowania produktów. Mówiła też, że w tamtym okresie obawiała się zwolnienia z pracy, "więc działanie wtedy na szkodę pracodawcy było nielogiczne".

Oceniła, że postawione jej zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej i działanie na szkodę pracodawcy są absurdalne. - Moje działania w interesie pracodawcy zostały bezwzględnie wykorzystane przeciwko mnie, tylko po to, aby móc postawić zarzuty Marcinowi O. – zaznaczyła.

Dodała, że dopiero z analizy akt sprawy dowiedziała się, iż w rozmowie pomiędzy Marcinem O. z prezesem spółdzielni została wskazana jako jedna z osób upoważnionych do przekazywania dokumentów, o czym nie została poinformowana. - Wtedy dotarło do mnie to, że Mlekovita próbuje zrobić ze mnie kozła ofiarnego – powiedziała.

Oskarżona wskazała, że składając uzupełniające zeznania jako świadek przyznała, iż przekazała Marcinowi O. dokument dotyczący procedury zmiany etykiet. -Po tym przesłuchaniu również nie wyciągnięto wobec mnie żadnych konsekwencji służbowych – zaznaczyła. Dodała, że oprócz policjantów CBŚP przy przesłuchaniu byli obecni przedstawiciele spółdzielni mleczarskiej.

Prokurator Łukasz Stanke z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu zaprzeczył, by oskarżony proponował śledczym przekazanie informacji dotyczących rzekomego antydatowania produktów.

- To jest jego linia obrony. Nic takiego nie miało miejsca. To, że oskarżony składa zapytania i wywołuje prokuraturę do tablicy to nie jest jeszcze chęć współpracy – zaznaczył prokurator.

Przypomnijmy, że pomimo kontrowersji Mlekovita cały czas się rozwija, a ostatnio otworzyła gigantyczne centrum logistyczne.

(27.11.2021 za swiatrolnika.info)


Współpraca