Na X Europejskim Kongresie Gospodarczym nie zapomniano o mleku

W dniach 14-16 maja br. w Katowicach odbył się X Europejski Kongres Gospodarczy. W ramach tej wielkiej imprezy odbyło się ponad 150 sesji tematycznych, w których uczestniczyło ponad 900 prelegentów. Rekordowa była także frekwencja wśród gości – 11,5 tys. uczestników, w tym ponad 700 przedstawicieli mediów.

W tegorocznej edycji Kongresu wzięli udział unijni dygnitarze, kluczowi przedstawiciele polskiego rządu, krajowego i europejskiego parlamentu, ministrowie i wiceministrowie z Europy i świata oraz reprezentanci biznesu, eksperci i liderzy opinii. European Start-up Days, wydarzenie towarzyszące Kongresowi, odwiedziło ponad 2,5 tys. osób. – Tegoroczna, 10 edycja Europejskiego Kongresu Gospodarczego jest wyjątkowa w wielu wymiarach. Podsumowując trzy dni największej tego typu debaty w Europie Centralnej, możemy mówić o rekordowej frekwencji, zarówno wśród uczestników jak i mediów, rekordowej liczbie sesji, prelegentów z całego świata i równolegle odbywających się wydarzeń. Tak ogromne zainteresowanie otoczenia jest dowodem na to, że tworzenie przestrzeni do dialogu i nawiązywania relacji biznesowych ma sens. Za nami wiele wartościowych dyskusji i wiele istotnych dla przyszłego kształtu Polski i Europy wniosków – powiedział, podsumowując jubileuszową edycję wydarzenia, Wojciech Kuśpik, prezes Grupy PTWP, inicjator Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Wśród gości znaleźli się m.in.: przedstawiciele Komisji Europejskiej – Andrus Ansip, wiceprzewodniczący ds. jednolitego rynku cyfrowego w Komisji Europejskiej, premier Estonii w latach 2005-2013; Miguel Arias Cañete, komisarz Unii Europejskiej ds. polityki klimatycznej i energetycznej oraz Cecilia Malmström, komisarz Unii Europejskiej ds. handlu. Polski rząd reprezentowali m.in.: Mateusz Morawiecki, prezes Rady Ministrów RP; Jacek Czaputowicz, minister spraw zagranicznych; Teresa Czerwińska, minister finansów; Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii; Jarosław Gowin, wiceprezes Rady Ministrów, minister nauki i szkolnictwa wyższego; Henryk Kowalczyk, minister środowiska; Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju; Krzysztof Tchórzewski, minister energii oraz Anna Zalewska, minister edukacji narodowej.

Kongres odwiedziły także osoby związane z mleczarstwem. Jednym z prelegentów był Edward Bajko, prezes Spomleku, który wypowiadał się na temat budowania marek. – Sieci dążą do tego żeby mieć 3-4 dostawców w kategorii i „mobilizować” ich, żeby rywalizowali między sobą jakością i ceną. Jestem w stanie zaakceptować to przy niektórych kategoriach, ale irytujące jest, że dyskonty próbują zawłaszczać fajne pomysły. My budujemy markę, oni zauważają, że to zaczyna się sprzedawać i chcą ją włączyć do swojej parasolowej marki. Stoczyliśmy ciężką batalię, żeby jednak nie dać naszego sera Bursztyn pod markę własną sieci. Tym razem nam się udało, ale nie wiem, czy przy kolejnej próbie też tak będzie – mówił prezes Bajko. Powiedział także, że świadome budowanie marki serów Spomleku rozpoczęło się wraz z przyjęciem nowej strategii spółdzielni w 2009 roku. – Nie chcieliśmy robić wszystkiego po trochu jak inne mleczarnie: trochę mleka spożywczego, jogurtów, śmietanek. Nasz wybór padł na sery. Stanęliśmy przed wielkim wyborem jeśli chodzi o strategię budowania marki: czy stworzyć parasol typu „sery z Radzynia”, czy budować coś nowego w oderwaniu od producenta, który pozostałby nieco w tle. Wybraliśmy ten drugi wariant podejmując produkcję, zarówno w kategoriach popularnych, jak i premium i rękodzielniczych – mówi.

Bajko przyznał, że próba wrzucania trzech odmiennych kategorii serów do jednej marki byłaby błędem. – Stworzyliśmy trzy parasole. Pierwszy to Radamer: przełomowy wizualnie, bo zrezygnowaliśmy z popularnych swego czasu krówek na opakowaniu stawiając na akcenty żółte z mocnymi czarnymi kropkami. Do tego marka „Skarby serowara” serów długodojrzewających oraz sery rękodzielnicze w niewielkiej skali. Zbudowanie marki bez akcentowania producenta jest jednak ryzykowne. Z czasem zauważyliśmy, że konsumenci potrzebują jednak wiedzieć, kto robi dany produkt, i dziś trochę to zmieniamy – dodał.

Prezes Spomleku zauważył, że wciąż na rynku dobrze funkcjonują sery no-name, a dużym zagrożeniem dla marek producenckich jest zjawisko marek własnych sieci. – Dzieje się tak, gdyż, wbrew deklaracjom konsumentów, to cena odgrywa wciąż ogromną rolę. Sieci handlowe organizują przetargi na ser, w których wygrywa ten, kto zaoferuje najtaniej. Barierą dla rozwoju marek producenckich jest zjawisko private label. To ciężki temat, bo staram się zrozumieć, że ktoś chce zrobić dobrze dla siebie a nie dla mnie, bo to jego biznes. Jednak niektóre rzeczy mnie irytują, ponieważ sieci dążą do tego, żeby mieć 3-4 dostawców w kategorii i „mobilizować” ich, żeby rywalizowali jakością i ceną. Jestem w stanie zaakceptować to przy niektórych kategoriach, ale irytujące jest, że dyskonty próbują zawłaszczać fajne pomysły. My budujemy markę, oni zauważają, że to zaczyna się sprzedawać i chcą ją włączyć do swojej parasolowej marki. Stoczyliśmy ciężką batalię, żeby jednak nie dać naszego sera Bursztyn pod markę własną sieci. Tym razem nam się udało, ale nie wiem, czy przy kolejnej próbie też tak będzie, bo jest to prosty szantaż: Jeśli nie oddacie marki to Was nie chcemy – dodał.

O mleczarstwie rozmawiano także podczas sesji pt. „Doświadczenia w zarządzaniu sektorem rolno-spożywczym”. Debatę zdominowały kwestie zrzeszania się producentów rolnych oraz ich współpracy z przetwórcami, więc często nawiązywano do spółdzielczości mleczarskiej.

Jarosław Sachajko, przewodniczący sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, postulował, że rolnik nie może produkować tylko produktów podstawowych. – Rolnicy muszą być właścicielami dalszych ogniw łańcucha produkcyjnego. Teoretycznie w mleczarstwie tak jest. Natomiast byłem w kilku spółdzielniach i rolnicy niewiele tam mogą. Zostali oderwani od spółdzielni. Rolnik jest tylko producentem mleka, a spółdzielnia działa sama. Duzi producenci mleka zaczynają dyktować ceny, przez co odrywamy się od podstawowej zasady spółdzielczości. Uważam, że duzi producenci powinni dostawać dodatkową dywidendę z zysków spółdzielni, przez co zaczynamy wykrzesywać z ludzi dodatkowe umiejętności i chęć nadzorowania, co się w spółdzielni dzieje – dodał. – Warto zauważyć, że na zachodzie Europy rolnicy chcą zakładać spółdzielnie, chcą się zrzeszać, gdyż to pozwala im uzyskać większą opłacalność produkcji. Tymczasem w Polsce się to nie dzieje. U nas spółdzielnie kojarzą się z epoką minioną i jako jej relikt są często traktowane i postrzegane – mówił Jarosław Sachajko.

Na pomoc udzieloną branży mleczarskiej przez państwo w latach dziewięćdziesiątych zwrócił uwagę Julian Pawlak, prezes zarządu Stowarzyszenia Krajowa Unia Producentów Soków. – Przypominam sobie początek lat dziewięćdziesiątych, pracowałem wówczas w przemyśle owocowym. W ministerstwie nie można było uzyskać żadnej pomocy. Jedyną branżą, która otrzymała wówczas pomoc, było mleczarstwo. Dzięki temu mleczarstwo do dziś jest w dobrej formie. Ta pomoc nie była wielka, ale pozwoliła branży unowocześnić zakłady, pozwoliła stworzyć produkty, które mogły konkurować z masowo importowanymi produktami mlecznymi z Zachodu. Skutki tej pomocy są widoczne do dziś. Inne branże takiego wsparcia nie dostały – ubolewał prezes Pawlak.

Poseł Sachajko zwrócił uwagę, że wiele mówimy, że trzeba wzmocnić producenta. Ale to, jego zdaniem, nie wystarczy. Rolnicy muszą być właścicielami pozostałych ogniw łańcucha produkcyjnego. – Z samej produkcji pszenicy, przy obecnym rozdrobnieniu gospodarstw, rolnik nie ma szans na utrzymanie się. Musi być współwłaścicielem zakładów przetwórczych. Chcę zauważyć, że rolnicy w spółdzielniach raz w roku spotykają się na walnych zebraniach, a poza tym są oderwani od samej spółdzielni. Rolnicy produkują mleko, a spółdzielnia żyje sobie swoim życiem. Są przypadki, że dostawcy, którzy dostarczają więcej, mają lepsze warunki współpracy. To także oderwanie od idei spółdzielczości, gdzie główną zasadą jest równość – za ten sam produkt, otrzymujemy taką samą zapłatę, na zebraniach jeden udziałowiec ma jeden głos. Tutaj, w spółdzielczości, producenci powinni dostawać dodatkową dywidendę z zysków spółdzielni. Byłaby to dodatkowa zachęta do brania udziału w życiu spółdzielni i zainteresowania nią, do kontrolowania zarządów. To dotyczy nie tylko spółdzielczości mleczarskiej, ale także np. mieszkaniowej – powiedział Jarosław Sachajko.

W ramach Kongresu poruszono wiele interesujących kwestii, które nawet jeśli nie dotyczyły tylko mleka czy mleczarstwa, to miały na tę branżę wpływ. Eksperci wymieniali się poglądami na temat przyszłości kontynentu. W pierwszej części debaty wybrzmiała kwestia solidarności europejskiej wobec zjawisk takich jak migracja, wojny handlowe, brexit, a także zmiany klimatyczne. Przykładem tego może być wystąpienie Jacka Czaputowicza, ministra spraw zagranicznych. Jacek Czaputowicz zwracał uwagę na protekcjonistyczne działania krajów Europy Zachodniej, które przeczą podstawowym swobodom Unii. – Jeśli mamy myśleć o unijnej jedności, to wcześniej należy zadać pytanie, czy prawa poszczególnych krajów UE są takie same – podkreślił Jacek Czaputowicz. Dodał, że „demokracja protekcjonistyczna” niszczy konkurencyjność. Minister krytykował też stosowanie różnych standardów przez niektóre państwa Unii, wskazując na paternalistycznie praktyki starszych wobec młodszych członków Wspólnoty. Polityk zaznaczył, że UE musi zachować jedność, a urzeczywistnienie „polityki różnych prędkości” prowadziłoby do jej rozpadu. – Musimy znaleźć model relacji między państwami strefy euro i pozostałym członkami UE. Potrzebujemy silnej Europy opartej na demokracji, włączającej w debatę także sceptyków. Potrzebujemy swobody nie tylko dla elit i wybranych. Chodzi nam o Europę solidarną wobec słabszych, Europę, która jest przykładem dla innych. Jeżeli spojrzymy na tempo rozwoju gospodarczego, to widać, że państwa spoza strefy euro rozwijają się szybciej. Są w UE zwolennicy ograniczenia swobód, zwłaszcza przepływu pracowników czy świadczenia usług. Niektóre państwa zachodnie tego chcą, a powinny raczej reformować swoją gospodarkę, ponieważ ciągną całą Unię w dół – powiedział Jacek Czaputowicz.

Cecilia Malmström, Komisarz UE ds. handlu, zapowiedziała podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego kolejne dwustronne umowy handlowe. Po Kanadzie i Japonii przyjdzie czas na m.in. Singapur, Australię i Nową Zelandię. – Otwartość się polskim przedsiębiorcom opłaci – stwierdziła. Zauważyła także, że dziś podziały polityczne powoli tracą na znaczeniu, zanika podział na prawicę i lewicę, a główna linia podziału przebiega między postawą otwartości i zamknięcia. Jej zdaniem zamknięcie nie jest żadnym rozwiązaniem. – Pamiętajmy, ze 95% wytworzonej nowej tkanki gospodarczej pojawia się poza Europą. Mamy samochód zaprojektowany w jednym miejscu, produkowany w innym. Tworzą się więzi gospodarcze, których nie powinniśmy zrywać. Kształtujmy globalizację i nie pozwalajmy, by ona kształtowała nas – dodała. Komisarz podkreślała, że na kolejnych umowach o wolnym handlu skorzystają również polscy przedsiębiorcy, zwłaszcza ci mali i średni. – Wdrażamy porozumienie z Kanadą. Już dzisiaj 59 tys. miejsc pracy w Polsce istnieje dzięki handlowi z Kanadą. 75% polskich firm, które eksportują do Kanady, to firmy małe i średnie, które stanowią podstawę gospodarki europejskiej – mówiła. – Mam nadzieję, że do końca roku wejdzie w życie porozumienie z Japonią i polskie firmy też na tym skorzystają. UE i Japonia to niemal jedna czwarta światowego PKB – stwierdziła. – Te porozumienia są bardzo ważne, tworzymy strategiczne sojusze. Kilka tygodni temu zamknęliśmy negocjacje w sprawie porozumienia z Meksykiem. Niedługo dołączą Singapur i Wietnam. Pracujemy też z Australią i Nową Zelandią. Krąg naszych partnerów i przyjaciół się poszerza – podsumowała komisarz.

Podsumowując, Europejski Kongres Gospodarczy obejmuje całą gospodarkę, w tym kwestie związane z szeroko rozumianą branżą spożywczą oraz mleczarską.

 


Współpraca