Komentarz Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego


Wybory do Parlamentu Europejskiego niezbicie udowodniły, że na polskiej scenie politycznej liczą się obecnie tylko dwie partie polityczne: Koalicja Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Chociaż nie sposób zauważyć sukcesu Konfederacji, która ma 6 europosłów, tyle samo co mają łącznie dwie koalicyjne partie wspierające rząd premiera TUSKA. O ile blamaż Lewicy nie jest zaskoczeniem, to totalny blamaż  „Trzeciej Drogi” jest totalną niespodzianką. Wobec tego krachu jest bardzo mało prawdopodobne, aby marszałek Sejmu Szymon Hołownia znalazł się w gronie faworytów w wyborach prezydenckich, które odbędą się z rok. Zapewne nie stanie też do tego wyścigu lider ludowców: wicepremier Władysław Kosiniak Kamysz, który w wyborach prezydenckich w 2020 roku poniósł sromotną porażkę, chociaż początkowe sondaże dawały mu dobry wynik. Topnieją też szanse Rafała Trzaskowskiego na prezydenturę, który wydał nieuzasadnioną wojnę krzyżom w warszawskich urzędach, co spotkało się z brakiem akceptacji w wielu regionach Polski i to nie tylko Polski wschodniej.  Jest więc bardzo prawdopodobne, że o urząd Prezydenta RP będzie musiał zawalczyć sam premier Donald Tusk. I to na znanej zasadzie: nie chcę, ale muszę.
Nie znamy personaliów Kandydata Prawa i Sprawiedliwości, który zechce przejąć prezydencką schedę po Andrzeju Dudzie. Sumując to, wiemy bardzo mało na temat prezydenckiego wyścigu oprócz tego, że będzie bardzo brutalny, mocno utrudniony politycznymi hakami i dołami. Wiemy też, że  prezydentem może zostać tylko taki kandydat, którego zaakceptuje istotna część mieszkańców wsi i małych miasteczek. Wiemy też oczywistą oczywistość - że duży wpływ na jego wybór będzie miała królowa frekwencja. 
 Jest też pewne, że cała ta polityczna zawierucha, uzasadniona głębokimi podziałami politycznymi, będzie miała negatywny wpływ na gospodarkę, na cały proces rządzenia. Wszak nawet najbardziej sensowne posunięcia rządu będzie totalnie krytykowane. Z takim samym odzewem rządu spotkają się najbardziej sensowne pomysły opozycji. No cóż, takie są konsekwencje wojny dwóch plemion.
Trzeba mieć nadzieję, że jednak w Europarlamencie polscy deputowani, mimo różnych politycznych barw, będą współpracowali w imię dobra narodu. Niewątpliwie chodzi tutaj o zagadnienia związane z bezpieczeństwem naszego kraju, z rozbudową gospodarki i z kwestiami socjalnymi. Ważną kwestią stanie się też nowa Wspólna Polityka Rolna i taka przebudowa Zielonego Ładu, która sprawi, że polskie i całe unijne rolnictwo będzie mogło efektywnie konkurować na światowych rynkach. Jednak jego priorytetem musi być zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego państwom Unii Europejskiej oraz pomoc w wykarmieniu społeczeństw najbiedniejszych państw na świecie. Taka pomoc może też wpłynąć na ograniczenie wędrówek za chlebem. Oczekujemy też od nowej Komisji Europejskiej krzty rozsądku w sferze motoryzacji, czyli zniesienie zakazu rejestracji nowych samochodów spalinowych po 2035 roku. A także przedstawienie całościowego i rzetelnego raportu na wpływ samochodów elektrycznych na środowisko naturalne. Ten raport musi też zawierać odpowiedź na proste pytanie: dlaczego wspieramy chiński przemysł motoryzacyjny, który dominuje w produkcji elektryków?
Pamiętajmy, że te i inne tematy, tak ważne dla Polski, zostaną zrealizowane tylko wtedy, gdy wejdą w skład agendy największych ugrupowań politycznych Europarlamentu. Chodzi oczywiście o Europejską Partię Ludową oraz Grupę Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim.  Oczywiście ważne jest też wsparcie ze strony pozostałych ugrupowań politycznych nowego europarlamentu, ale tylko tych, którzy chcą dobra wspólnoty, a nie jej rozwalenia.       

Współpraca