Problem z likwidacją szkód komunikacyjnych wkrótce może dotknąć wielu Polaków. Warsztaty od lat stoją pod ścianą
– Stawka za roboczogodzinę prac blacharsko-lakierniczych przy rozliczaniu likwidacji szkód utrzymuje się na rynku co najmniej od 6-7 lat. Jest też nieadekwatna do obecnych czasów. I przede wszystkim rodzi wiele patologii. Serwisy nie są w stanie podnosić wynagrodzeń i tracą dobrych pracowników. Na ich miejsce przychodzą nowi, o niższych kompetencjach, a to obniża jakość obsługi – informuje Maciej Kamiński, ekspert rynku ubezpieczeniowego z HELPER CPP.
Z kolei Maciej Brzeziński z Polskiej Izby Motoryzacji wyjaśnia, że towarzystwa ubezpieczeniowe stosują różną politykę wobec warsztatów, w zależności od tego, czy chcą one walczyć o należne im pieniądze. Dla przykładu, niektórym mówią, że płacą według średniej stawki w regionie. Jednak zdaniem eksperta, w praktyce ona nie istnieje. Nie ma czegoś takiego jak średnia stawka i to nie podlega negocjacji. Na ogół podnoszenie kwoty do zapłaty mocno nie nadąża za zmianami zachodzącymi na rynku, co powoduje patologię. Pracownicy w niektórych firmach zarabiają oficjalnie płacę minimalną lub niewiele wyższą, a resztę dostają z pominięciem świadczeń socjalnych, co podkreśla znawca rynku z PIM. I jak dodaje, fakt zaniżania stawek za naprawy blacharsko-lakiernicze powoduje, że warsztaty nie są w stanie odłożyć kapitału rezerwowego. Ten problem okazał się szczególnie widoczny w czasie pandemii, gdy firmy znalazły się na skraju bankructwa.
– Stawki są samodzielnie ustalane przez przedsiębiorców. Jednak bywają nieakceptowane przez towarzystwa ubezpieczeniowe przy rozliczaniu likwidacji szkód komunikacyjnych. Serwis naprawia samochód i wysyła ubezpieczycielowi kosztorys, a on go zatwierdza lub nie. Towarzystwa bardzo mocno, czasem nawet na granicy prawa, wykorzystują swoją pozycję monopolistyczną do tego, żeby wymuszać na usługodawcach działania, które są niezgodne z etyką biznesową. W efekcie klient dyktuje cenę wykonanej już usługi. Ta sytuacja trwa od 30 lat, więc pewnie szybko się nie zmieni – uważa Marek Konieczny ze Związku Dealerów Samochodów.
Z kolei z obserwacji Macieja Kamińskiego wynika, że serwisy coraz częściej nie chcą przyjmować pojazdów do naprawy bezgotówkowej, bo to nie daje im pewnego zarobku. I obawa ta niestety, ale nie jest pozbawiona podstawy. Czasem też warsztaty proponują poszkodowanemu pełną obsługę za dodatkową dopłatą. Jednak jak zaznacza ekspert, kierowca nie może mieć takiego dylematu. Ubezpieczenie przecież powinno pokrywać przywrócenie pojazdu do stanu sprzed wypadku.
Tymczasem towarzystwa ubezpieczeniowe niejednokrotnie zaniżają stawkę za roboczogodzinę, na co zwraca uwagę ekspert z HELPER CPP. Dotyka to głównie serwisów, które nie są autoryzowanymi stacjami obsługi i nie mają umów z ubezpieczycielami na świadczenie usług naprawczych. A przecież jest to znacząca część tego rynku. Według eksperta, rozwiązaniem problemu na pewno nie jest uśrednienie stawki. Każdy warsztat powinien być oceniany indywidualnie. Nieautoryzowany serwis zasługuje na zapłatę podobną do tego z autoryzacją, jeśli przy naprawach zachowuje wszelkie normy technologiczne producenta.
– W sumie ok. 80% napraw w Polsce odbywa się po zaniżonych cenach. Jednak nie zawsze chodzi o odrzucony kosztorys. W wielu przypadkach stawka, wpisywana przez warsztaty, jest już obniżona tylko po to, żeby towarzystwa ubezpieczeniowe nie musiały jej kreślić. Przedsiębiorcom zależy na tym, by nie wchodzić na drogę sporu przedsądowego lub sądowego – zauważa Marek Konieczny.
W opinii Macieja Kamińskiego, trzeba walczyć o wyższe stawki nie samym wpisywaniem ich w kosztorysy, bo i tak ubezpieczyciele je finalnie korygują. Należy wykonać analizę ekonomiczno-finansową oraz ocenę stanu technicznego i technologicznego firmy, zakończoną stosownym certyfikatem. Serwis dysponujący solidnymi argumentami ma realne szanse wygrać ewentualny spór sądowy z ubezpieczycielem o poniesione koszty naprawy. Z obserwacji eksperta z HELPER CPP wynika również, że coraz więcej warsztatów decyduje się na takie rozwiązanie i podjęcie walki o godziwe wynagrodzenie. Gdyby taka inicjatywa przyjęła rozmiar ogólnopolski, a to się może zdarzyć, to nacisk na zmianę stawek miałby zapewne silniejszy oddźwięk na rynku.
Sytuacja przenosi się też na indywidulanych konsumentów. Dane Biura Rzecznika Finansowego, pokazują, że coraz mniej poszkodowanych podejmuje walkę. Od 2015 roku spada liczba wniosków dot. stawek za roboczogodziny, stosowanych w kosztorysach, a także ich udział w całej puli spraw obejmujących OC. 6 lat temu wynosił on 10%, a rok temu – 4%. Jednak, jak zapewnia Małgorzata Fonfara, ta kwestia jest szeroko poruszana też przy okazji składania skarg w innych sprawach. Zatem problem jest większy niż obrazują to statystyki. Rzecznik Finansowy stale spotyka się z nim w toku postępowań interwencyjnych. Jest on przedmiotem porad, udzielanych przez pracowników Biura, jak również postępowań interwencyjnych oraz polubownych. Należy jednak przy tym mieć na względzie, że Rzecznik nie może działać w sprawach z wniosku samych zakładów naprawczych, ze względu na brak stosownych ustawowych kompetencji, w związku z czym jego pomoc w tym zakresie ogranicza się jedynie do udzielania odpowiedzi o charakterze ogólnym na skierowane przez nich zapytania.
(Informacja prasowa MondayNews)