Komentarz Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego

Maszyny rolnicze w wielkiej ilości stoją nie tylko u dilerów na placach. Byt największych fabryk rolniczych jest niepewny. Dotyczy to nawet takiego mocarza, jakim jest PRONAR. Na nic okazałe foldery, na nic targi i wystawy rolnicze.  Nie ma ruchu w interesie. Maleje zainteresowanie nowymi oborami czy też nowocześniejszym wyposażeniem nie tak dawno postawionych budynków gospodarskich. Rok temu ‒ gdy zaczął się mleczarski kryzys ‒ byli jeszcze chętni, aby stosunkowo nowoczesne hale udojowe zamienić na roboty. Byli też chętni na mocniejsze ciągniki, nawet te trzystukonne, bo sąsiad miał nieco słabszego. Słowem była podlaska chęć do inwestowania, która jest też widoczna w innych regionach kraju, ale powiązana jest zawsze z dobrymi mleczarniami.  Prowadzącym gospodarstwa roślinne brakuje pieniędzy na podtrzymywanie produkcji. Z reguły mają niespłacone kredyty na zakup nawozów, środków ochrony roślin, czy też materiału siewnego. Owszem w tym roku zbiorą przyzwoite plony, które jednak nie dadzą pieniędzy zapewniających choćby oszczędne prowadzenie gospodarstwa w następnych latach. Jak tak dalej pójdzie niedługo nie będą mieli pieniędzy na paliwo. Gdy po raz kolejny pojadą blokować drogi, to część ciągników może pozostać na poboczach dróg z powodu jego braku. Oczywiście w tych słowach jest nieco przesady. Ale na pewno producenci zbóż nie mają środków na budowę tak potrzebnych w gospodarstwie silosów, nie mówiąc o innych skromnych inwestycjach. Zagrożony jest też byt stosunkowo prężnych gospodarstw sadowniczych, bo przymrozki wiosenne były w tym roku szczególnie dotkliwe dla sadów. A na dodatek poprzedziła je niemal letnia pogoda. Nawet nasi potentaci rolniczy, czyli drobiarze czują się niepewnie, bo tani drób ukraiński wypycha ich produkty z europejskiego rynku.
      Nie zamierzam tutaj szczegółowo przedstawiać listy nieszczęść, jakie dotknęło polskie rolnictwo. Pragnę zwrócić uwagę, że z braku pieniędzy w chłopskich kieszeniach ucierpią też ci, którzy pracują w otoczeniu rolnictwa. W bardzo trudnej sytuacji są nowoczesne gospodarstwa, które swoją nowoczesność osiągnęły w krótkim czasie za pomocą kredytów. Już słychać o nieszczęściach tych, którym zabrakło na spłaty. Ale masowe bankructwa mogą też zagrozić nie tylko bankom. Nie do pomyślenia, że znowu zapomniano o tak prostym haśle, że biedna wieś oznacza też biedę dla wielu mieszkańców miast. Funkcjonowanie gospodarki nie powinno opierać się na różnych socjałach. Rolnicy chcą zarabiać, a nie liczyć na jałmużnę. Dobre gospodarstwo to dobre przedsiębiorstwo – powinno generować przyzwoite dochody i zapewniać stabilność naszej gospodarce. Dlaczego środki z Krajowego Planu Odbudowy pochodzące z Unii Europejskiej nie zaczęły jeszcze pracować na rzecz polskiej ekonomii? W tym na rzecz polskiego rolnictwa. I tak mleczarstwo musi się modernizować, by produkować takie wyroby, które zapewnią jak najlepsze spieniężenie każdego litra mleka. Tyle się mówi o innowacyjności, a brakuje pieniędzy na biogazownie rolnicze, które są o wiele bardziej efektywne niż panele fotowoltaiczne czy też wiatraki.  Niewątpliwe zwolennicy Zielonego Nieładu są przeciwni biogazowniom! Dlaczego? Bowiem podstawowym warunkiem ich funkcjonowania jest to, że muszą być powiązane z silnym rolnictwem, w tym z produkcją zwierzęcą. Ale jak na razie to silne rolnictwo jest w Unii Europejskiej niezbyt mile widziane. Jest pewna nadzieja, że po wyborach do Parlamentu Europejskiego sytuacja zmieni się na lepsze. Wystarczy, że politycy z dwóch największych partii to jest Europejskiej Partii Ludowej z oraz Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów wrócą do rozwiązań sprzed kilkunastu lat. Jestem też przekonany, że nowi polscy europosłowie poprą niemal w stu procentach pro rolnicze rozwiązania przywracające społeczny i ekonomiczny sens funkcjonowania unijnego rolnictwa.        

Współpraca