Rośnie zapotrzebowanie na produkty bez GMO
– Certyfikowane produkty „Bez GMO" to przyszłość – tak mówią przedstawiciele firm, które już posiadają certyfikaty. Widzą, że zapotrzebowanie na zdrową żywność – niezawierającą genetycznie zmodyfikowanych organizmów – jest duże i stale rośnie. Na sklepowych półkach takie produkty są oznaczone znakiem graficznym „Bez GMO" lub „Wyprodukowano bez stosowania GMO".
Rośliny tworzone w laboratoriach za pomocą metod inżynierii genetycznej, często łączące w sobie geny różnych gatunków (np. roślin i bakterii), nie wzbudzają zaufania konsumentów. Ludzie obawiają się żywności modyfikowanej genetycznie – tego, że może prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia, przyczyniać się do licznych chorób. Najczęściej wymienia się alergie (np. soja z genem orzecha brazylijskiego wywołuje alergię u osób uczulonych na orzechy), ale także podejrzewa się, że GMO może m.in. zwiększać ryzyko wystąpienia nowotworów, prowadzić do zaburzeń hormonalnych.
W Polsce nie można uprawiać genetycznie zmodyfikowanych roślin. Nie ma jednak zakazu importu GMO. Co roku do naszego kraju trafiają przede wszystkim bardzo duże ilości genetycznie zmodyfikowanej soi, którą dodaje się do pasz dla zwierząt – m.in. dla bydła. Nie wszyscy konsumenci jednak chcą jeść produkty mleczne wytworzone z mleka od krów karmionych paszami zawierającymi genetycznie zmodyfikowane organizmy. Toteż w polskiej branży mleczarskiej trend „bez GMO" przybiera na sile. Podobnie jest w wielu innych krajach europejskich – wyraźnie widać rosnące zapotrzebowanie na nabiał wytworzony z mleka od krów żywionych paszami niezawierającymi genetycznie zmodyfikowanych organizmów. Szacuje się, że w Austrii już prawie 100% mleka pozyskuje się od krów, które są żywione paszami wolnymi od GMO. W Polsce certyfikaty „Bez GMO" posiadają już m.in. największe mleczarnie, a do tego grona systematycznie dołączają kolejne zakłady. Toteż coraz więcej producentów mleka decyduje się na wykluczenie genetycznie zmodyfikowanych organizmów w żywieniu bydła (zaopatrują się tylko w tych firmach, które które produkują pasze wolne od GMO – posiadają certyfikaty).
– Zapotrzebowanie na certyfikowane produkty „Bez GMO" jest bardzo duże i stale rośnie – zauważa Sylwia Laskowska, właścicielka Firmy Handlowej Sylwia Laskowska (grupa producentów mleka i gospodarstwa rolne). – Certyfikacja to przyszłość.
Firma Handlowa Sylwia Laskowska posiada certyfikat „Bez GMO" według standardu Polskiej Izby Mleka. Jak mówi właścicielka, impuls wyszedł od mleczarni, z którą współpracują.
– Dla nas nie był to żaden problem, żeby się przestawić na produkcję bez GMO, zwłaszcza, że otrzymaliśmy w zamian wyższą cenę za mleko – zapewnia . – Stwierdziliśmy, że im szybciej otrzymamy certyfikat „Bez GMO", tym lepiej.
Jak tłumaczy, certyfikat daje pewność, że produkcja mleka odbywa się według ściśle określonych standardów, które zapewniają m.in. całkowite wykluczenie genetycznie zmodyfikowanych organizmów w żywieniu krów. Rolnicy otrzymują listę firm, które posiadają certyfikaty „Bez GMO" i tylko od nich mogą kupować pasze. Gospodarstwa przechodzą kontrole, podczas których muszą m.in. okazać faktury za zakupione pasze. Tak więc, wszystko znajduje się pod kontrolą.
– Na rynku widoczny jest trend „Bez GMO" – mówi Sylwia Laskowska. – Większe mleczarnie już wymagają certyfikatów od swoich dostawców, mniejsze jeszcze nie, ale myślę, że w ciągu 2-3 lat produkcja bez GMO stanie się tak powszechna, że kto się nie dostosuje, nie będzie mógł sprzedać wyprodukowanego surowca.
Kampania „Wolne od GMO" realizowana jest przez Polską Izbę Mleka i sfinansowana z Funduszu Promocji Mleka.
(Informacja prasowa Polskiej Izby Mleka)