Susza wymusza ubezpieczenia
Ubiegłoroczna susza spowodowała znaczne straty w polskim rolnictwie. Nie ominęły one także branży mleczarskiej. Remedium na problemy tego typu mogą być m.in. ubezpieczenia rolnicze.
Wiadomość z ostatnich dni czerwca – w północno-wschodniej Polsce oraz w południowo-zachodniej części kraju pojawiła się susza rolnicza. Jak poinformował Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa, deficyt wody w niektórych rejonach jest coraz większy. Uspokaja, że zagrożenie suszą rolniczą występuje wśród zbóż jarych uprawianych na glebach lekkich. Chodzi o dwie gminy – jedną w województwie lubuskim oraz drugą z woj. warmińsko-mazurskiego. Niemniej warto mieć w pamięci ubiegłoroczną suszę i jej skutki. Miejmy na uwadze, że susza uderza w całe rolnictwo, w tym bardzo dotkliwie dotyka hodowców bydła i producentów mleka. Zwłaszcza że susza w tych sektorach swoje skutki pokazuje ze znacznym opóźnieniem. Pasz zaczyna brakować dopiero zimą. Wówczas także rośnie ich cena. Na szczęście w tym roku rynek mleka cieszy się dobrą koniunkturą i wysokimi cenami, więc w przypadku pojawienia się prawdziwej suszy, sytuacja nie byłaby może tak tragiczna jak w latach poprzednich. Z drugiej strony, poprzednie doświadczenia jednoznacznie wskazały, że administracja nie będzie się spieszyła z ogłoszeniem stanu klęski i wypłacała pomocy czy odszkodowań.
Z tego powodu warto o siebie zadbać samemu. Jedną z metod są dostępne ubezpieczenia rolnicze. Z danych departamentu finansów resortu rolnictwa wynika, że rolnicy do połowy czerwca zawarli z zakładami ubezpieczeniowymi 103,5 tys. umów ubezpieczenia upraw, czyli o 13 tys. więcej niż w pierwszej połowie 2016 roku. Według Aleksandry Szelągowskiej, dyrektor departamentu finansów resortu rolnictwa, wzrost liczby ubezpieczeń to „wymierny efekt zwiększania dotacji do ubezpieczeń rolnych oraz wymierny efekt świadomości rolników, że należy ubezpieczać uprawy rolne”. Poinformowała, że w sumie w tym roku rolnicy ubezpieczyli ok. 1,7 mln hektarów z 14 mln ha, które są do ubezpieczenia. Przypomniała, że w grudniu ub.r. minister rolnictwa zwarł umowy na cały 2017 rok z pięcioma zakładami ubezpieczeniowymi, tj. ze wszystkimi, które wyraziły chęć sprzedaży polis rolnikom – PZU, Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych „TUW”, Concordia Polska Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych, Pocztowe Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych oraz InterRisk Towarzystwo Ubezpieczeń SA.
Zgodnie z unijnymi przepisami, rolnik otrzymujący dopłaty bezpośrednie musi ubezpieczyć połowę swoich upraw od co najmniej jednego ryzyka. Za brak takiego ubezpieczenia grożą kary, które w praktyce nie są jednak egzekwowane. Wiceprezes Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU) Andrzej Maciążek uważa, że nie ma dobrych rozwiązań dotyczących ubezpieczeń rolnych i problem ten występuje we wszystkich krajach Europy. W jego opinii, skala ryzyka związana z wystąpieniem klęsk pogodowych jest trudna do przewidzenia i firmy ubezpieczeniowe często ponoszą straty na ubezpieczeniach rolnych. Dodał, że normalne ryzyko ubezpieczeniowe może przekształcić się w klęskę żywiołową – np. dotyczy to wiosennych przymrozków czy suszy.
Ministerstwo Rolnictwa chce, by ubezpieczenia rolne były jak najbardziej powszechne, ale nie obowiązkowe, bo części gospodarstw nie stać na płacenie składki. Od 1 kwietnia obowiązują nowe przepisy ubezpieczeniowe, które przewidują m.in. 65% dopłatę do składki ubezpieczenia.
Andrzej Maciążek poinformował, że w ubiegłym roku towarzystwa ubezpieczeniowe poniosły straty. Wypłaciły odszkodowania w wysokości 658 mln zł, a składki rolników wraz z dotacją państwową były na poziomie 370 mln zł. Natomiast w latach 2012-2016 odszkodowania wyniosły 1,96 mln zł, a składki – 1,83 mln zł.
Sejm pod koniec ubiegłego roku znowelizował ustawę o ubezpieczeniach upraw rolnych i zwierząt gospodarskich podnosząc dopłaty z budżetu do 65% wysokości stawki ubezpieczenia. Podniesione zostały ponadto progi (do 9, 12 i 15% sumy ubezpieczenia), dzięki czemu z budżetowych dopłat będzie mogło skorzystać więcej rolników. Rząd chcąc upowszechnić ubezpieczenia upraw rolnych, przeznaczył w tym roku na dopłaty do tych ubezpieczeń ponad 900 mln zł, tj. ponad czterokrotnie więcej niż rok wcześniej. – Mam świadomość, że składka dla rolnika musi być w takiej wysokości, by on ją mógł zbilansować w ramach opłacalności produkcji rolnej, stąd we wszystkich rozwiązaniach europejskich wszędzie jest interwencja państwa – mówił w Sejmie wiceprezes PIU.
Ubezpieczenia rolnicze to niewątpliwie trudny temat. Trudny zarówno dla rolników, którzy muszą wyłożyć pieniądze na polisę, ale trudny także dla firm ubezpieczeniowych, gdyż szacowanie ryzyka jest w rolnictwie praktycznie niewykonalne. A każdy biznes – zarówno produkcja rolna, jak i ubezpieczenia – musi przynosić zysk. W przeciwnym razie jest bez sensu.