Świeża krew

Polskie firmy mają coraz większy problem ze znalezieniem pracowników do prostych prac. Ratują się zatrudniając Ukraińców czy Białorusinów. Największa skala zjawiska jest obserwowana w budownictwie, logistyce i sadownictwie, ale występuje także w mleczarstwie.

– Niezaprzeczalnym faktem jest poprawa sytuacji na rynku pracy. W 2016 roku rosły oczekiwania płacowe z jednej strony, a brak chętnych z drugiej. Analizując sytuację na rynku pracy w 2017 roku można zakładać dalszy spadek stopy bezrobocia, choć z uwagi na słabe efekty aktywizacji osób długotrwale bezrobotnych nie będzie on już większy niż 1 punkt procentowy. Zatem bezrobocie rejestrowane na koniec tego roku wyniesie około 7,3-7,6% – mówi prof. Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan i wykładowca UW. Dodaje, że możemy się spodziewać ograniczonego dostępu do kadry wykwalifikowanej, co może objawiać się nie tylko odczuwanym brakiem kandydatów do pracy, ale i większą fluktuacją pracowników zmieniających pracę w poszukiwaniu zatrudnienia za wyższą płacę. Działania firm na rzecz utrzymania dotychczasowego zatrudnienia wzmacniać będą presję płacową, ale wpływać też korzystnie na poprawę jakości zarządzania zasobami ludzkimi.

Jednak zmiany zarządzania polityką kadrową nie wypełnią pustki po emigracji zarobkowej i zmian wywołanych chociażby programem 500+. Na rosnącą liczbę pracowników z państw byłego ZSRR wielokrotnie zwracały uwagę media w ostatnim czasie. – Rekordową liczbę 1,3 mln pracowników ze Wschodu, głównie z Ukrainy, chciały zatrudnić w 2016 roku polskie firmy na podstawie uproszczonej procedury oświadczeń stosowanych przy zatrudnieniu sezonowym – wynika z szacunkowych danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. To o dwie trzecie więcej niż w 2015 roku, który też przyniósł skokowy wzrost popytu na imigrantów.

Według resortu pracy miniony rok był rekordowy także pod względem liczby zezwoleń na stalą pracę: wydano ich ponad 123 tys., niemal dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. Z tego 83% Ukraińcom. Zapotrzebowanie na pracę cudzoziemców wzrosło o dziesiątki tysięcy osób w budownictwie, transporcie i przetwórstwie przemysłowym. Ponad dwukrotnie zwiększył się popyt w gastronomii i hotelarstwie. Dlatego rolnictwo, które jeszcze W 2010 roku dawało zarobek 60% pracowników ze Wschodu, teraz ma już tylko 27% udział w ich zatrudnieniu.

Jak mówił w Rzeczpospolitej Tomasz Dudek, dyrektor operacyjny agencji Otto Polska, Ukraińcy nie zabierają Polakom miejsc pracy ani nie zaniżają wynagrodzeń. – Zarabiają ponad 2 tys. zł brutto, a do tego trzeba jeszcze doliczyć koszty zakwaterowania – zaznacza dyrektor operacyjny agencji Otto Polska, która w ub. roku zatrudniała 2,5 tys. pracowników z Ukrainy (o 900 więcej niż rok wcześniej). Teraz przymierza się do sprowadzania pracowników z Białorusi i Mołdawii, choć ich pozyskanie utrudniają uciążliwa biurokracja i niejasne przepisy w tych krajach.

– W zachowaniu ciągłości produkcji polskim firmom pomóc mogą pracownicy ze Wschodu, przede wszystkim Ukrainy – podkreśla Michał Podulski, członek zarządu Toolip HR. Dlatego mimo wyższych kosztów zatrudnienia, przedsiębiorcy coraz częściej sięgają po wschodnią siłę roboczą. Tylko w III kwartale ub.r. polscy przedsiębiorcy złożyli 313 tys. oświadczeń o zamiarze zatrudnienia pracowników z Ukrainy. Bezrobocie w listopadzie, podobnie jak w październiku, wyniosło 8,2%. Wzrosło przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach – w listopadzie 4% rdr, do poziomu ponad 4,3 tys. zł. Jak podaje GUS, wzrost płac można zaobserwować w większości sektorów. Jednocześnie pracodawcy narzekają na brak wykwalifikowanej kadry. Z kolejnej edycji badania „Niedobór talentów” wynika, że z problemem tym boryka się 45% firm. – Trzeba się mocno starać, żeby pracownika pozyskać, ale również żeby go zatrzymać, ponieważ konkurencja jest duża. Pracodawcy, a co za tym idzie też agencje zatrudnienia, coraz cieplej patrzą na Wschód, w stronę Ukrainy czy Białorusi, skąd możemy pozyskiwać pracowników. Mowa już nie tylko o pracach sezonowych, jak prace w rolnictwie czy w produkcji, lecz także o specjalistach, przede wszystkim w branży stoczniowej czy kierowcach z kategorią C+E – podkreśla Podulski. Dodaje, że już od dwóch lat nie jest tak, że zatrudnienie Ukraińca oznacza oszczędność. Generalnie stawki znacznie wzrosły, czasami kosztem jest nie tylko wynagrodzenie, ale też konieczność zakwaterowania, dlatego pracownik z Ukrainy kosztuje więcej niż pracownik z Polski – tłumaczy wiceprezes SAZ.

Przypływ siły roboczej sprawia, że agencje pracy decydują się otwierać swoje biura na Wschodzie, nie tylko na Ukrainie, także w Mołdawii czy Kazachstanie. – To nie tylko ułatwia nam dostęp do tych pracowników, ale też pomoże ucywilizować tamtejsze rynki. Dziś często mamy do czynienia z patologicznymi sytuacjami, kiedy pracownik z Ukrainy, aby dostać kontakt do firmy czy agencji z Polski, musi zapłacić pośrednikowi. W Polsce to jest niedozwolone. Chcielibyśmy pokazać, że do Polski można przyjechać i nie płacić przy tym żadnych łapówek – mówi Michał Podulski.

Tylko w III kwartale 2016 roku przedsiębiorcy złożyli 313 tys. oświadczeń o zamiarze zatrudnienia Ukraińców. To 70% więcej niż w 2015 roku. W całym ubiegłym roku w Powiatowych Urzędach Pracy zarejestrowano ponad 782 tys. wniosków o zamiarze zatrudnienia cudzoziemców, z czego zdecydowana większość dotyczyła Ukraińców. Aby ułatwić polskim przedsiębiorcom zatrudnianie obcokrajowców, rząd szykuje poważne zmiany w polityce migracyjnej. Przyjeżdżający do nas ze Wschodu łatwiej znajdą pracę i szybciej uzyskają pobyt stały. Nowa polityka migracyjna, nastawiona głównie na Ukraińców, ma być skuteczną receptą na demograficzne kłopoty Polski. – Interesuje nas wpisanie polityki migracyjnej w strategię rozwoju gospodarczego w celu uzupełniania niedoborów na rynku pracy, a nie kwestia uchodźców czy azylantów – powiedział dziennikowi wiceszef resoru rozwoju, Jerzy Kwieciński. Podstawowe elementy tej nowej polityki migracyjnej to stawianie na młodych imigrantów, dopasowanie imigracji do rzeczywistych potrzeb rynku pracy („mapa potrzeb”) i ułatwienia pobytowe dla rodzin pracujących w Polsce cudzoziemców. Rząd myśli o wprowadzeniu ułatwień w dawaniu wiz na dłuższe pobyty. – Zaproszenia mają być adresowane do określonych z góry grup, np. ludzi młodych w wieku do 35 lat, o pożądanych kwalifikacjach – relacjonuje Kwieciński. Ma też powstać mapa potrzeb rynku pracy wskazująca, gdzie i jakich zawodów brakuje. Będzie to informacja ogólnodostępna. Co ważne, przyjmowanie przybyszów ze Wschodu będzie realizowane już po przyjęciu ustawy o repatriacji Polaków i ich potomków. Od zeszłego roku już działa znowelizowana Karta Polaka. Dzięki niej w ciągu 10 lat do kraju ma przyjechać ok. 100 tys. osób

Warto jednak spojrzeć na problem szerzej. Zbyt duże koszty pracy, nadmierne obciążenie ZUS-em, czy niebezpiecznie i niezdrowo rozwinięty socjal, hamują wzrost wynagrodzeń i rozwój samych przedsiębiorstw. Zmiany proponowane przez rząd idą w dobrą stronę, ale nie rozwiązują przyczyny problemu, a jedynie starają się leczyć jego objawy.

 


Współpraca