TVN24.pl dostrzega problem małych spółdzielni mleczarskich

26 kwietnia br., TVN24 na swojej stronie zamieściła artykuł o małej Spółdzielni Mleczarskiej w Łużnej, opisując krytyczną sytuację tej mleczarni po otrzymaniu rachunku za gaz w styczniu 2024 r na kwotę 32 tys. zł. Po nagłej podwyżce cen gazu z 14 groszy za kilowatogodzinę na 1,14 gr. Decyzją Prezes – Barbary Niemaszyk, wyłączono piece grzewcze oraz ograniczono produkcję, co zmniejszyło koszty za gaz do 22 tys. zł za luty i 12 tys. zł za marzec.
Nie jest to jednak żadne rozwiązanie. Dotychczasowe rachunki wynosiły bowiem 6-7 tys. zł. PGNiG nie przejawia chęci pomocy Spółdzielni w kwestii renegocjacji umowy na dostawę gazu, a nawet rzuca kłodę pod nogi Pani Prezes, żądając zastawu w wysokości 138 tys. zł za zmianę taryfy na najbliższe 3 lata na 60 gr. za kilowatogodzinę.

Oto fragment artykułu zamieszczonego na stronie TVN24.pl:


***
„Po trzycyfrowej podwyżce rachunku są na skraju upadku. „Gasimy piece, siedzimy w zimnie"
Ośmioosobowa Spółdzielnia Mleczarska w Łużnej (woj. małopolskie) pierwszy duży rachunek za gaz otrzymała już w styczniu. 32 tysiące złotych, zamiast sześciu, które płacili dotychczas. – Wystraszyłam się i mówię do ludzi, że gasimy piece, siedzimy w zimnie – opowiada redakcji biznesowej tvn24.pl Barbara Niemaszyk, prezeska firmy. Ostatnia mleczarnia w powiecie gorlickim zmaga się z groźbą zamknięcia działalności. Pytamy PGNiG, co mają zrobić takie małe firmy.

– Drastyczna podwyżka gazu przez PGNiG nas po prostu dobija finansowo. Poszło prawie sześćset procent do góry. Jesteśmy już kompletnie pod krechą – zaczyna rozmowę z biznesową redakcją tvn24.pl Barbara Niemaszyk, prezeska Spółdzielni Mleczarskiej w Łużnej (województwo małopolskie, powiat gorlicki).
Ten zakład istnieje od 1911 roku, dziś zatrudnia osiem osób, wszystkie w wieku okołoemerytalnym.

„Gasimy piece, siedzimy w zimnie"
Barbara Niemaszyk opowiada, że "cała akcja się zaczęła 14 lutego bieżącego roku". – Dostaliśmy fakturę z gazownictwa za styczeń i to było 32 tysiące złotych. Wystraszyłam się. Mówię do ludzi, że gasimy piece, siedzimy w zimnie, dopóki nie załatwię niższej ceny za gaz. Do dziś nie załatwiłam, mimo że byłam w ciągłym kontakcie z PGNiG, wisiałam z nimi na telefonie. Nawet napisałam maila do centrali, ale dostałam informację, że przecież widziałam jaką umowę podpisałam i że trzeba płacić – mówi.

– Łatwo tak komuś napisać. U nas oznaczało to, że ograniczamy produkcję. Dzięki czemu kolejny rachunek za luty przyszedł na 22 tysięcy złotych, a za marzec 12 tysięcy złotych. Po prostu nie włączamy pieca. Jak jest bardzo zimno, to włączamy farelkę. Mamy założoną fotowoltaikę, więc trochę nas to ratuje – wyjaśnia.

Prezeska mleczarni opisując sytuację, przedsiębiorstwa wraca do wydarzeń sprzed dwóch lat. - Jak zaczęła się wojna w Ukrainie, to wzwyż poszedł gaz, a myśmy mieli podpisaną umowę z PGNiG do końca 2023 roku na tak zwaną taryfę stałej oszczędności. W tej taryfie mieliśmy gaz po 14 groszy za kilowatogodzinę. Z nastaniem końca roku 2023, PGNiG podniosło stawkę na 1 złoty i 14 groszy za kilowatogodzinę. Dlatego pierwszy rachunek w styczniu przyszedł aż na 32 tysiące złotych. Wcześniej płaciliśmy 6 - 7 tysięcy złotych, a może nawet mniej – wylicza.

Dopytujemy, skąd mleczarnia weźmie pieniądze, aby płacić tak wysokie rachunki? - Jestem w tym momencie na urlopie bezpłatnym, żeby trochę ulżyć zakładowi. Moją wypłatą dołożę się do rachunków za gaz. No i tak ciągniemy. Później to samo zrobią kolejni pracownicy – opisuje Barbara Niemaszyk.

Zaznacza, że w PGNiG ma doradcę biznesowego, z którym omawiała problem. - Jak do niego zadzwoniłam i powiedziałam co się porobiło, to zapewniał, żebym się nie przejmowała niczym i że wynegocjuje dla mnie lepszą umowę – wspomina.

Doradca PGNiG wrócił do mleczarni z informacją, że będzie ona mogła płacić przez kolejne 3 lata po 60 groszy za kilowatogodzinę. – To jest i tak bardzo dużo, no ale o połowę mniej niż teraz. Tylko żeby uruchomić to rozwiązanie, to muszę wpłacić zastaw w wysokości 138 tysięcy. Nie znam powodów tego zastawu. On też go nie znał. Centrala, czyli jego nadrzędna komórka, takie rozwiązanie mu wyliczyła. Nie wezmę kredytu, żeby wpłacić te 138 tysięcy, a później przez trzy lata i tak płacić wysokie rachunki – zastrzega Niemaszyk.”
 
Całość artykułu: (link)
 

Współpraca