Wschód Polski ma jeszcze duży potencjał
W dniach 22-23 września br. w Białymstoku odbyła się III edycja Wschodniego Kongresu Gospodarczego. Mimo że nie jest to impreza stricte mleczarska, pojawia się tam wiele kwestii związanych z branżą mleczną i jej dotyczących.
Głównym tematem Kongresu były możliwości i potencjał Polski Wschodniej. Branżę mleczarską reprezentował Edward Bajko, prezes SM Spomlek z Radzynia Podlaskiego. – W sierpniu 2016 roku polscy rolnicy wyprodukowali 920,384 mln litrów mleka, z tego 26% zostało wyprodukowane w Polsce Wschodniej. Samo województwo podlaskie to 20% produkcji mleka – mówił prezes Bajko. I zapewnił, że wschodni rejon Polski to najsilniejsze zagłębie jeśli chodzi o produkcję mleka. Problemem jest jednak niski poziom konsolidacji polskich mleczarń – przez co ich siła przetargowa w negocjacjach, szczególnie z sieciami handlowymi, jest mniejsza niż to by wynikało z potencjału, jaki mleczarnie posiadają.
Jednak Podlasie nie tylko mleczarstwem stoi. Zdaniem Józefa Wiśniewskiego, prezesa Grupy Wipasz S.A., perspektywy rozwoju sektora rolno-spożywczego są przede wszystkim na wsi. – Obecnie mamy problem z nadwyżką produkcji żywności. Moim zdaniem powinien powstać model dotyczący przyszłości polskiego rolnictwa. Obecnie mówi się o modelu tradycyjnym, a ja uważam, że to jest błąd – bo polską świnię zabiła właśnie tradycja. Moim zdaniem właściwy model do produkcji roślinnej to 400 hektarów, model do produkcji mleka to jest przynajmniej 40 krów mlecznych, a model dla świni to jest 500 świń na gospodarstwo. Już produkujemy nadwyżkę, żeby ją sprzedać, wyeksportować, to będziemy musieli sprzedawać coraz taniej i taniej. A rezerwy są po stronie surowca – mówił Józef Wiśniewski. Dodał, że na świecie żyje ponad 7 miliardów ludzi. Konsumentów stale przybywa, ale przybywa konsumentów biednych, dlatego my musimy produkować coraz taniej i globalnie konkurować ze światowymi producentami żywności. – Jeśli my nie zdołamy tej konkurencji sprostać, to przegramy – uważa prezes Grupy Wipasz S.A. Nawiązuje to do innej debaty podczas Wschodniego Kongresu Gospodarczego, gdzie mówiono o ekspansji zagranicznej producentów żywności i zdobywaniu nowych rynków. – Do niedawna pokutowało myślenie, że ekspansja zagraniczna to rozwiązanie tylko dla bardzo dużych dostawców, bo za granicę trzeba wysyłać tylko duże porcje towaru. Dzisiaj jest inaczej. Nie trzeba nawet jednorazowo wysyłać ogromnych porcji towaru, czasem wystarczy kontener czy paleta – mówił Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE S.A., podczas debaty „Daleki Wschód zastąpi Rosję? Polscy eksporterzy żywności szykują się do skoku na rynki Chin, Indii, Wietnamu. A może Afryka?” Soroczyński przekonywał, że planując ekspansję na rynki dalekowschodnie warto pamiętać o ogromnej niekiedy różnicy kulturowej w porównaniu z Europą, a co za tym idzie zupełnie innych upodobaniach konsumentów. – Kuchnia dalekowschodnia serwowana w Europie jest dużo łagodniejsza niż ta, którą podaje się w Azji. Pamiętajmy więc, że coś, co produkujemy dobrze na nasz rynek, musimy przeobrazić pod smak i gust docelowych odbiorców w Azji. W krajach położonych w sąsiedztwie Polski łatwo nam się dogadać, ale myśląc o Azji, a zwłaszcza Chinach, kluczowe jest znalezienie dobrego partnera na miejscu, który posiada rozległe kontakty i doświadczenie – dodał. Przedstawiciel KUKE zauważył, że polskie firmy mogą także skorzystać z faktu, że coraz więcej azjatyckich firm już operuje w Europie albo poszukuje tu partnerów. Zauważył, że ekspansja zagraniczna nie jest już czymś, o czym mogą myśleć jedynie najwięksi gracze. – Do niedawna pokutowało myślenie, że jest to rozwiązanie tylko dla bardzo dużych dostawców, bo zagranicę trzeba wysyłać tylko duże porcje towaru. Myślano, że istnieje jakaś magiczna wiedza o dalekich rynkach, do której dostęp mają nieliczni. Dzisiaj jest inaczej. Mamy szeroki dostęp do wielu informacji niemal na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba jednorazowo wysyłać ogromnych porcji towaru, czasem wystarczy kontener czy paleta. Nie jest tak, że Chiny to jakiś ogromny, daleki rynek. Chińczycy zamawiali polskie mleko w proszku nawet jako pojedyncze kartony kurierem – podsumował główny ekonomista KUKE S.A. Z kolei zdaniem Wojciecha Dąbrowskiego, prezesa zarządu firmy Edpol Food & Innovation Sp. z o.o., rosyjskie embargo to dobra okazja, abyśmy szukali swoich szans na wschodzie, ale także na sąsiednich rynkach. – Mam na myśli kraje takie jak Uzbekistan, Tadżykistan, czy inne odległe byłe republiki radzieckie. Uważam, że rynki Rosji kiedyś do nas wrócą. Nie mamy wpływu kiedy to nastąpi, ale uważam, że mentalnie i fizycznie jest nam blisko do Rosjan. Znamy kulturę tych regionów – mówił prezes Edpol. Zwrócił uwagę, że starając się zdywersyfikować kierunki eksportu, firma wielokrotnie brała udział w targach np. Sial w Szanghaju, w Wietnamie, w Indiach, Indonezji. – Sam byłem wiele tygodni w Tokio. Są to rynki bardzo interesujące, ale jest nam jeszcze stosunkowo daleko do nich. Daleko mentalnie, także fizycznie, bo wiele produktów nie jest w stanie przetrwać drogi morskiej. Cały proces poznania tych rynków, mentalności klientów, nisz jakie tam są, to proces, który trwa wiele lat – uważa Wojciech Dąbrowski. – Mam nadzieję, że rynki rosyjskie wrócą, powinniśmy jednak myśleć o ich rynkach ościennych, jak Kazachstan – reasumował prezes Dąbrowski.
Jednak faktem jest, że eksportem zajmują się raczej większe przedsiębiorstwa. Od lat także mówi się o koncentracji polskiego mleczarstwa. – Historycznie proces łączenia się mleczarń i gospodarstw produkujących mleko w Polsce Wschodniej dzieje się od lat. Od wielu lat coraz więcej mleka produkuje się w Polsce Wschodniej, zmniejsza się za to produkcja w innych rejonach Polski. Również jeśli chodzi o zakłady mleczarskie – również najszybciej i najmocniej rozwijają się te zlokalizowane we wschodniej części Polski. Myślę, że ten proces będzie trwał nadal do momentu, w którym 60-70% potencjału polskiego mleczarstwa będzie zlokalizowane w tym rejonie, szczególnie w woj. podlaskim. Podlasie jest niezagrożoną potęgą polskiego mleczarstwa – zapewnia Edward Bajko.