Czy polskie mleczarstwo dotrwa do końca 2023 roku?
08.06.2023. -
Coraz bardziej realne jest pytanie czy polskie mleczarstwo będzie jeszcze istnieć na koniec 2023 roku. I to nie jest przesada. Żeby ratować polskie mleczarnie nie trzeba stosować "opcji atomowej" jak w przypadku napływu zbóż z Ukrainy. Rząd ma tu dwie drogi pomocy: skup interwencyjny lub uporządkowanie spraw w handlu, a przede wszystkim w sieciach handlowych, które żerują na problemach mleczarzy.
Czy polskie mleczarstwo będzie istnieć pod koniec 2023 roku?
Dziś nie powinniśmy pytać, w jakiej kondycji będzie polskie mleczarstwo pod koniec roku, lecz czy w ogóle będzie ono istnieć. Skala strat ponoszonych przez wiele spółdzielni związanych ze spadkiem cen zbytu produktów mlecznych jest tak olbrzymia, że po prostu stawia pod znakiem zapytania ich dalsze funkcjonowanie. Interwencja rządu jest dziś po prostu konieczna, jeśli nie chce on doprowadzić do sytuacji, że mleka produkowanego przez tysiące polskich gospodarstw nie będzie komu odebrać.
Dwie drogi pomocy polskim mleczarniom: skup interwencyjny lub uporządkowanie handlu
Skoro znalazł się sposób na wsparcie producentów zbóż i dopłaty do nawozów, to państwo musi uruchomić mechanizmy, które pozwolą przetrwać mleczarniom.
Drogi są dwie: pierwsza, to uporządkowanie spraw w handlu detalicznym, a przede wszystkim w sieciach handlowych, które żerują na obecnych problemach mleczarzy. To pozwoli zwiększyć przychody zakładów mleczarskich.
Druga, to bezpośrednie wsparcie mleczarni poprzez wykup części zgromadzonych zapasów.
Pod koniec roku sytuacja na rynku mleka może się poprawić, ale do tego czasu mleczarnie i rolnicy muszą jakoś dotrwać
Skoro Bruksela zgodziła się na zablokowanie przez Polskę importu z Ukrainy, co można było porównać do użycia broni atomowej, to powinna się zgodzić także na taki zabieg, który co najwyżej odpowiada artyleryjskiemu ostrzałowi i to z haubic o nie największym kalibrze.
Czy sytuacja na rynku mleka poprawi się?
I choć wiele dziś wskazuje na to, że pod koniec roku sytuacja na rynku mleka może się poprawić, to do tego czasu trzeba przecież jakoś dotrwać. Skąd ten optymizm? Wielki amerykański bank inwestycyjny zauważył, że jeszcze nigdy w historii zapasy surowców, także rolnych, nie spadały w takim tempie jak obecnie. A zapasy zostały zgromadzone – i to spore – z powodu pandemii i napaści Rosji na Ukrainę. Nie wnikając w szczegóły finansowych spekulacji, Bank Goldman Sachs, bo o nim mowa, uważa, że ten, kto może, przygotowuje się na gwałtowny wzrost cen (prognoza mówi o 30%) jeszcze w tym roku.
Zobaczymy, jak będzie, ale powtórzmy: aby doczekać tego wzrostu i z niego skorzystać, trzeba do niego dotrwać. Te prognozy można wesprzeć danymi mówiącymi, że produkcja mleka zaczyna na świecie spadać i na przykład w Europie w dłuższej perspektywie dostępność mleka będzie problemem.
Chiński rynek wciąż jest w stagnacji, a to wpływa na niskie ceny mleka w Polsce
Dziś połowę światowego popytu na mleko konsumuje Azja. Mityczny rynek chiński ciągle jest uśpiony i stąd m.in. nasze obecne problemy z cenami. Chińczykom wystarcza dziś to, co produkują. Na dodatek, druga fala ASF przetrzebiła im świnie i nie importują tyle serwatki paszowej, co przed rokiem. Chiny bardzo chciałyby być samowystarczalne pod względem produkcji mleka. Sprowadzały więc setki tysięcy jałówek z Nowej Zelandii, która jest głównym dostawcą mleka w proszku na tamten rynek. Nowozelandczycy poszli jednak po rozum do głowy i wykorzystali pretekst, jakim była katastrofa statku przewożącego 6000 jałówek hodowlanych więc wprowadzili zakaz transportu żywych zwierząt drogą morską. Teraz zostały tylko samoloty.
(08.06.2023 za tygodnik-rolniczy.pl)