Kto poniesie koszty nowej daniny handlowej?

10.02.2021 -

1 stycznia br. zaczął obowiązywać podatek od sprzedaży detalicznej. Od początku danina budziła w branży duże kontrowersje. Rządowi po kilkuletniej batalii z unijnymi instytucjami udaje się ją wprowadzić właśnie teraz, w trakcie pandemicznego kryzysu, wraz z paroma innymi podatkami w tle. Zapytaliśmy ekspertów, jakie skutki przysienie to posunięcie.

Podatek od sprzedaży detalicznej, czyli tzw. podatek handlowy płacić będą sprzedawcy, którzy osiągnęli w danym miesiącu ponad 17 mln zł przychodu ze sprzedaży detalicznej. Przewidziano dwie stawki podatku: 0,8% od nadwyżki przychodu powyżej 17 mln zł do 170 mln zł miesięcznie oraz 1,4% od nadwyżki przychodu ze sprzedaży ponad 170 mln zł miesięcznie. Pierwotnie podatek miał zacząć obowiązywać od września 2016 r. W związku ze sporem w tej sprawie z Komisją Europejską termin jego wejścia w życie był kilkukrotnie przesuwany. Podatek nie dotyczy sprzedaży przez Internet.

Nawet 200 firm będzie musiało opłacić daninę za styczeń do 25 lutego br. Wówczas do budżetu wpłyną pierwsze pieniądze – łącznie od 1,5 do 2 mld zł. Media już policzyły, ile zapłacą największe sieci handlowe. Jeronimo Martins, właściciel Biedronki, będzie musiał płacić po około 50 mln zł miesięcznie, Lidl - około 20 mln zł. Rossmann musi szykować się na wydatek rzędu 12 mln zł miesięcznie, IKEA i Neonet - po około 30 mln zł, a Euro RTV AGD zapłaci około 8 mln zł.

Wyrównanie szans

Zdaniem dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, Piotra Araka, podatek handlowy ma na celu wyrównywanie szans dla mniejszych przedsiębiorstw. - Do tej pory, jako jeden z niewielu większych krajów w Europie, nie mieliśmy opłaty dotyczącej sklepów wielkopowierzchniowych. Mają ją np. Hiszpania i Francja. Trzeba pamiętać, że opłata dotyczy sklepów, które nie zanotowały straty w czasie pandemii. Wyniki finansowe tych przedsiębiorstw są wysokie w porównaniu z innymi punktami handlowymi - stwierdził przedstawiciel PIE.

Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu, także jest zdania, że podatek od sprzedaży detalicznej jest daniną wyrównania szans między mniejszymi detalistami a dużymi sieciami handlowymi, szczególnie dyskontami.

- Dyskonty na przestrzeni ostatnich 10 lat wzrosły od 10% udziału rynkowego do 33% Liczba sklepów w Polsce spada, a najszybciej ubywa właśnie małych, niezrzeszonych placówek. Przykładowo, według danych Nielsena od stycznia do czerwca 2020 roku zamknęło się ponad 1,2 tys. małych sklepów spożywczych. Jednocześnie przybyło 128 dyskontów. W naszym kraju w handlu detalicznym działa ok. 340 tys. sklepów małoformatowych. Zatrudniają one ponad 600 tys. osób. Podatek od handlu to wsparcie dla małych, niezależnych placówek w trudnej walce konkurencyjnej z silnymi dyskontami. Pozwoli im utrzymać się na rynku i zachować miejsca pracy - mówi Maciej Ptaszyński.

Dyskryminacja dużych podmiotów

Inną optykę na kwestię nowej daniny ma Renata Juszkiewicz, prezes POHiD.

W opinii Renaty Juszkiewicz sama konstrukcja podatku dyskryminuje większe podmioty, w tym sieci zagraniczne. - Komisja Europejska zakwestionowała podatek jako nieuprawnioną pomoc państwa i wciąż nie ma ostatecznego wyroku TSUE. Eksperci SGH ostrzegają, że podatek wpłynie także negatywnie na łańcuch dostaw oraz branże powiązane z handlem, co przełoży się na całą gospodarkę. Skutki wprowadzenia podatku handlowego odczują konsumenci. Nastąpi wzrost cen, co spotęguję drożyznę, którą konsumenci odczuwają, co z kolei ma przełożenie na domowe budżety polskich rodzin - przewiduje nasza rozmówczyni.

Niepożądane konsekwencje

Tomasz Wagner, Senior Manager w Zespole Podatków Pośrednich w Dziale Doradztwa Podatkowego EY przyznaje, że w przypadku każdej nowej zmiany podatkowej stara się podchodzić do jej oceny powściągliwie i szukać pozytywnych skutków. Jednak nowe daniny publiczne, choć nie są same w sobie zaskoczeniem, zostały jego zdaniem wprowadzone w bardzo wątpliwych okolicznościach i bez – jak się może wydawać - szczegółowej analizy ekonomicznej swoich skutków.

- Panuje w Polsce powszechne przekonanie, że duże sieci handlowe z uwagi na wysokie zyski, stać na pokrycie kosztu podatku handlowego. Tymczasem wiele z takich sklepów operuje na co dzień na bardzo niskich marżach, oscylujących niekiedy w granicach 2% Łatwo przewidzieć, że skutki pobrania z tej kwoty 0,8 lub 1,4% bardzo szybko wywołać musi efekty. Oczywiście, konkurujące ze sobą sieci sklepów toczą między sobą od lat wojny cenowe i walczą o klienta ich jak najniższym poziomem, ale jeśli nie wymuszą dodatkowych rabatów na swoich dostawcach to koszt podatku będzie musiał finalnie znaleźć odzwierciedlenie w kwocie należnej od konsumenta. Ruch w każdą z tych stron może rodzić inne konsekwencje – podwyżki w sklepach mogą się przyczynić do spadku popytu lub zmiany asortymentu, czy jakości produktów, a obniżenie cen dostawców sklepów może wiązać się ze zmianami układu łańcucha dostaw, w skrajnym przypadku z eliminacją niektórych podmiotów z rynku, jeśli ich obniżone marże nie pozwolą na dalsze prowadzenie zyskownej działalności. Żaden z tych skutków nie jest pożądany w dobie pandemii, recesji, topniejących pensji i upadających przedsiębiorstw - przekonuje Tomasz Wagner.

(10.02.2021 za dlahandlu.pl)

 


Współpraca