Łańcuch dostaw żywności w obliczu koronawirusa

09.03.2020 -

Koronawirus dotarł do Europy, a 4 marca również do Polski. Wśród branż, na które może mieć wpływ, znajdują się również podmioty z całego łańcucha dostaw żywności. Obecnie jest jeszcze za wcześnie, aby oceniać, jaki może być realny wpływ wirusa z Chin na sektor spożywczy i branżę handlową, ale można już dostrzec obszary, nad którymi trzeba się szczególnie pochylić. Organizacje branżowe i przedsiębiorstwa z uwagą śledzą zmieniającą się sytuację i podejmują działania prewencyjne.

– Trudno w tej chwili ocenić, jaki faktyczny wpływ na sektor produkcji i przetwórstwa żywności będzie miała epidemia koronawirusa. Jednak już teraz można zidentyfikować niektóre obszary ryzyka. Pierwszy z nich to produkcja i dystrybucja żywności – mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny i wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności.

– Jako PFPŻ ZP zwróciliśmy się do Głównego Inspektora Sanitarnego z zapytaniem o procedury postępowania dla firm produkcyjnych w przypadku stwierdzenia przypadków zarażenia koronawirusem u pracowników. GIS jest w trakcie opracowywania takich procedur – dodaje.

Andrzej Gantner tłumaczy, że procedury te są niezwykle ważne zarówno ze względu na bezpieczeństwo pracowników i konsumentów, jak i na zapewnienie bezpieczeństwa w całym łańcuchu dostaw. – Trudno sobie obecnie wyobrazić skutki objęcia kwarantanną znaczącej liczby zakładów czy punktów sprzedaży detalicznej. Może to doprowadzić do rozerwania łańcucha dostaw i problemów z ciągłością dostaw i dostępem do żywności. Innym utrudnieniem i kosztem może być również konieczność poddawania dodatkowym procedurom bezpieczeństwa materiałów opakowaniowych lub zapakowanych już produktów – mówi ekspert.

Podkreśla, że od strony ekonomicznej, taka sytuacja może spowodować olbrzymie straty firm żywnościowych, a w branżach produktów o krótkich terminach przydatności do spożycia doprowadzi również do strat surowca i produktów, które ulegną przeterminowaniu.

Dodaje, że innym obszarem ryzyka jest eksport. – Jak widać na przykładzie Włoch, epidemia może spowodować poważne problemy z eksportem żywności. Niektóre kraje już domagają się od włoskich producentów np. dodatkowych certyfikatów bezpieczeństwa. Na taką sytuację powinni być też przygotowani polscy producenci. Jednak bez odpowiednich procedur trudno mówić o jakiejkolwiek dodatkowej certyfikacji. Epidemia może więc doprowadzić do poważnych zakłóceń w ciągłości transportu, czy też do utrudnień w dostępie do niektórych rejonów objętych kwarantanną – zauważa Gantner.

Tłumaczy, że eksport żywności stanowi ponad 30% całej produkcji sprzedanej sektora żywnościowego. Jego ograniczenie lub zatrzymanie niewątpliwie będzie miało bardzo poważne konsekwencje dla polskiej gospodarki.

– Jeżeli epidemia koronwirusa nie zostanie szybko opanowana, to niewątpliwie wpłynie ona również na zwyczaje konsumentów. Już teraz obserwujemy wzmożone zakupy produktów trwałych, o dłuższym okresie przydatności do spożycia. Strach przed epidemią i unikanie dużych skupisk ludzi może przełożyć się na czasowy spadek popytu na produkty świeże, wymagające częstszych wizyt w sklepie. Również branża HoReCa i firmy zaopatrujące ją w żywność mogą bardzo poważnie odczuć spadek popytu – tłumaczy.

– Biorąc pod uwagę tylko te wymienione powyżej przykłady, PFPŻ ZP wraz z innymi organizacjami zamierza skierować apel do premiera i prezydenta, aby biorąc pod uwagę możliwie drastyczne i szybkie pogorszenie się finansowych warunków funkcjonowania przedsiębiorstw powstrzymali się minimum do końca roku przed wprowadzaniem w życie jakichkolwiek rozwiązań mogących stanowić dodatkowe obciążenia dla producentów i przetwórców żywności – mówi Andrzej Gantner.

Szukajmy możliwości rozwoju

Również Robert Noceń, partner zarządzający w Kancelarii KPN Business & Legal Strategic Consulting podkreśla, że pojawienie się koronawirusa na świecie i towarzysząca mu niepewność oraz obawa o zdrowie i życie ludzkie, nie sprzyjają biznesowi i gospodarce.

– Obserwujemy już pierwsze symptomy kryzysu i narastającego napięcia inwestorów, co w dłuższej perspektywie odbije się negatywnie na gospodarce światowej. Jeśli pomimo wszelkich starań, wirus rozprzestrzeni się w Polsce, również nasza gospodarka odczuje negatywne skutki z tym związane – dodaje.

– Poza drobnymi sygnałami rosnących obaw polskich konsumentów, które zaobserwowałem w trakcie kilku ostatnich dni: większy popyt na produkty suche – pakowane (makaron, ryż, cukier) i higieniczne (papier toaletowy, środki dezynfekujące), zwiększonymi kolejkami w aptekach, w których chyba wszyscy kupujący prosili o środki antybakteryjne i maski chirurgiczne, a także wydłużonym oczekiwaniem na zakupy spożywcze ze sklepu internetowego, postrzegam obecną sytuację jako stabilną, choć z elementami pewnego napięcia i niepokoju – mówi ekspert.

Tłumaczy, że w przypadku zaostrzenia się kryzysu związanego z rozwojem koronawirusa w Polsce, a w konsekwencji zwiększeniu się obaw konsumentów najdotkliwiej odczują to branże nastawione na masową obsługę klientów m.in.: turystyczna, transportowa: lotnicza i kolejowa, usługowa: imprez masowych, kinowa, teatralna, ale również i wielkie centra handlowe, sieci spożywcze i restauracyjne.

– W każdej trudnej sytuacji gospodarczej warto jest jednak poszukać możliwości rozwoju. Uważam, że ze względu na problemy gospodarki światowej związane z koronawirusem, rośnie potencjał dla wzrostu popytu wewnętrznego i zewnętrznego dla polskich marek i produktów – mówi ekspert.

– Zachęcałbym naszych rodzimych producentów do poszukiwania możliwości wykorzystania kryzysu do większej promocji ich marek, poszukiwania partnerstwa strategicznego z innymi firmami z branży, w której działają, np. by wspólnie zwiększyć udział importu swoich produktów, również do Chin, zamiast prowadzić wyniszczające wojny cenowe na rynkach europejskich, czy światowych. Jednak za najważniejsze zadanie dla nas wszystkich – konsumentów – uważam zachowanie zdrowego rozsądku, racjonalne myślenie i dbanie o przestrzeganie podstawowych zasad higieny osobistej – podsumowuje Robert Noceń.

Zdaniem Jakuba Olipry, ekonomisty Credit Agricole Bank Polska, główny wpływ koronawirusa na sektor rolno-spożywczy zrealizuje się przede wszystkim poprzez utrudnienia logistyczne. – Przykładowo mogą wystąpić utrudnienia w eksporcie żywności na rynki, gdzie część obszarów została odizolowana ze względu na występowanie choroby. Utrudnienia mogłyby wystąpić również w przypadku importu żywności z tych rejonów. Jednocześnie w przypadku ewentualnego wybuchu paniki można oczekiwać przejściowego wzrostu popytu na żywność zgłaszanego przez konsumentów chcących zrobić jej zapasy na najbliższe tygodnie – tłumaczy ekspert.

– Warto zwrócić uwagę, że w sektorze spożywczym łańcuchy dostaw są o wiele krótsze i mniej złożone niż np. w branży samochodowej. W przypadku żywności często cały proces produkcyjny odbywa się w jednym kraju. W efekcie oceniam, że w przypadku branży spożywczej ryzyko zerwania łańcuchów dostaw ze względu na koronawirusa jest o wiele mniejsze niż w przypadku innych sektorów – dodaje Jakub Olipra.

Sektor mleczarski w gotowości

Polska Izba Mleka przygotowała katalog zaleceń i komplet informacji na temat koronawirusa w kontekście profilaktyki w zakładach i spółdzielniach mleczarskich. Pełen katalog wraz z wykazem kontaktów do powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych oraz wyrazem oddziałów zakaźnych został przekazany podmiotom zrzeszonym w PIM.

– Jest to dokument przygotowany z myślą o całym sektorze mleczarskim i dlatego zachęcamy do korzystania z tego dokumentu wszystkie firmy, wystarczy zgłosić się do nas i taki dokument prześlemy – mówi Agnieszka Maliszewska, dyrektor Biura Polskiej Izby Mleka. – Materiał został przygotowany przez zespół doświadczonych lekarzy weterynarii i epidemiologów, w taki sposób, by ułatwić sektorowi mleczarskiemu funkcjonowanie w związku z wystąpieniem pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce – dodaje.

Edmund Borawski, prezes Spółdzielni Mleczarskiej Mlekpol w Grajewie i Polskiej Izby Mleka zapytany, czy Mlekpol odczuł skutki koronawirusa, tłumaczy, że jest jeszcze zbyt wcześnie, aby ocenić, jakie będą rzeczywiste i długofalowe skutki epidemii. – Nie wiemy też, jakie rozmiary ona osiągnie. W eksporcie pojawiają się pewne turbulencje i problemy, ale jeść trzeba. Jestem przekonany, że szybko sytuacja wróci do normy i załamania eksportu do Chin nie będzie – mówi.

Andrzej Minarczuk, prezes OSM Kosów Lacki uważa, że spadek cen nabiału – głównie masła i śmietany – spowodowany jest ogólnoświatową histerią związaną z koronawirusem oraz, co najbardziej prawdopodobne, spekulacyjnym obrotem tymi produktami. – Nie ma żadnej logiki w tym, że większość artykułów spożywczych w ostatnich tygodniach gwałtownie drożeje, a spadają jedynie ceny nabiału – uważa prezes Minarczuk. – Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, wiele spółdzielni stanie przed koniecznością korekty ceny mleka, a to spotka się z niezadowoleniem rolników, których wzrosty cen dotykają w takim samym stopniu jak przetwórców – zauważa.

Jak wirus może wpłynąć na rynek owoców i warzyw?

Dr Paweł Kraciński, ekspert z Zakładu Ekonomiki Ogrodnictwa IERiGŻ-PIB przyznaje, że jego zdaniem koronawirus będzie miał wpływ na rynek owoców i warzyw, gdyż rynek to są ludzie, którzy kupują i sprzedają produkty. – Ludzie ci ulegają emocjom, jedni mniej, a inni bardziej – tłumaczy.

Według niego, trudno jednoznacznie przewidzieć wpływ koronawirusa na rynek owoców i warzyw. – Paradoksalnie wirus może okazać się korzystny dla krajowych dostawców, gdyż konsumenci z większą niepewnością patrzą obecnie na importowane produkty – dodaje.

– Gorzej – teoretycznie – mogłaby wyglądać sytuacja z eksportem, ale większość produktów jest sprzedawana z Polski w okresie zimowym w postaci przetworów (za wyjątkiem jabłek), a do nowych zbiorów prawdopodobnie koronawirus zostanie zapomniany. Jest pewne zagrożenie ze strony odbiorców zagranicznych w zakresie polskich jabłek, gdyż owoce te sprzedawane są do wielu krajów i na ich politykę bezpieczeństwa nie mamy dużego wpływu. Najbardziej potrzeba teraz spokoju i rzetelnej informacji – podsumowuje dr Paweł Kraciński, ekspert IERiGŻ-PIB.

Sieci handlowe zabezpieczają ciągłość dostaw

– Wpływ koronawirusa na branżę handlu detalicznego będzie zróżnicowany. W przypadku produktów FMCG już teraz obserwujemy wyższą niż prognozowana sprzedaż w niektórych segmentach rynku, zwłaszcza żywności o dłuższym terminie spożycia czy środków czystości – mówi Damian Olko, menedżer w zespole ds. analiz ekonomicznych, Deloitte.

– W krótkim okresie wartość sprzedaży detalicznej może wzrosnąć, zarówno wskutek większych wolumenów, jak i podwyżek cen (nadzwyczajnie wysoki popyt pozwala sklepom zwiększać marże). W przypadku niektórych produktów kupionych „na zapas” jest istotne ryzyko, że ich sprzedaż wyraźnie spadnie, gdy uda się zahamować rozwój epidemii lub konsumenci przestaną się jej obawiać, a więc zaczną oceniać ryzyko zarażenia jako bardzo niskie. Należy również zwrócić uwagę, że jest prawdopodobne, że część kupionych w nadmiarze produktów np. żywność nie zostanie w całości wykorzystana i tym samym zmarnowana – tłumaczy ekspert i dodaje, że skala zakupów dóbr FMCG „na zapas” dodatkowo wzrośnie, jeśli wskutek rozwoju epidemii część sklepów zostanie zamknięta na potrzeby dezynfekcji.

Zanim koronawirus dotarł do Polski, media donosiły o wzroście zainteresowania żywnością z długim terminem przydatności do spożycia oraz produktami higienicznymi. Czy obecnie w sklepach widać wzrost sprzedaży? Jak sieci handlowe przygotowują się do nowej sytuacji?

Maciej Ptaszyński, Dyrektor Generalny Polskiej Izby Handlu tłumaczy, że handel w zakresie zaopatrzenia funkcjonuje w większości segmentów normalnie. – Docierają do nas sygnały, że nasi członkowie nie tylko na bieżąco monitorują zarówno zalecenia ze strony organów państwowych, jak i procedowanie specustawy, ale już teraz podejmują kroki o charakterze prewencyjnym. Na ten moment mowa przede wszystkim o działaniach w zakresie informacyjnym i opracowywaniu różnych scenariuszy funkcjonowania przedsiębiorstw, zależnie od rozwoju sytuacji – mówi przedstawiciel PIH.

Andrzej Faliński, prezes Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego zauważa, że można czasem usłyszeć o „armagedonie” zakupowym, w związku z wirusem i ewentualnymi kwarantannami, chorowaniem itd. – Osobiście sądzę, że nie jest zjawisko powszechne – raczej mówimy o incydentach. Nie ma też paniki, a wzmożone zakupy w zaistniałej sytuacji to reakcja normalna. Doceńmy siebie za to. Tak samo doceńmy działanie firm handlowych, które oprócz misji społecznej mają obowiązek dbania o swoje przychody. Jeśli wzmaga się popyt, jest to naturalna okoliczność do zarobienia pieniędzy. Na tym polega praca handlu – i chyba jest rzeczą normalną, że wzmożona praca daje „wzmożoną” korzyść – tłumaczy ekspert.

Janusz Stroka, prezes Netto Polska mówi, że można zauważyć wzmożone zakupy w sklepach sieci, ale jednocześnie sieć zabezpiecza dostawy wszystkich potrzebnych produktów. – Już pod koniec ubiegłego miesiąca zauważyliśmy wzmożone zainteresowanie produktami trwałymi, takimi jak na przykład konserwy, kasze, ryże, makarony, mleko UHT, woda, produkty higieniczne i sanitarne. Dbamy o jak najlepsze zaspokojenie potrzeb zakupowych naszych klientów, dlatego pozostajemy w stałym kontakcie z dostawcami, zwłaszcza w tak nadzwyczajnej sytuacji, jak obecna. Zwróciliśmy się do nich z apelem o zabezpieczenie się na wypadek rosnącego popytu na wybrane produkty – tłumaczy prezes Netto Polska.

Lidl Polska zapewnia, że monitoruje rozwój sytuacji w zakresie rozprzestrzeniania się wirusa z Chin. –W ramach zarządzania ciągłością działania, firma Lidl Polska opracowała procedury, zapewniające możliwość stałej, nieprzerwanej pracy centrów dystrybucyjnych i sklepów. Aktualnie dostępność artykułów spożywczych i przemysłowych niezmiennie odpowiada na bieżące potrzeby naszych klientów – mówi Aleksandra Robaszkiewicz, Head of Corporate Communications, Lidl Polska.

Sieć handlowa Kaufland Polska zapewnia, że dba o to, aby produkty, których aktualnie szukają konsumenci, były dostępne w jej sklepach. Ponadto przygotowała też szczegółowe procedury, które zostaną wdrożone niezwłocznie w przypadku wystąpienia jakiegokolwiek niepokojącego sygnału. Pracownicy wszystkich sklepów zostali poinformowani, jak powinni postępować na wypadek wystąpienia różnych scenariuszy oraz na bieżąco otrzymują informacje o aktualnej sytuacji. W sklepach zintensyfikowano dodatkowo regularne działania dotyczące czystości i dezynfekcji. Poza tym tymczasowo zawieszono możliwość sprzedaży produktów garmażeryjnych do pojemników własnych klientów, a także wstrzymano wszelkie degustacje promocyjne.

Grupa Chorten również zapewnia, że obecnie łańcuch dostaw funkcjonuje prawidłowo. – Na chwilę obecną nie mamy żadnych sygnałów od producentów i dystrybutorów, że łańcuchy dostaw w najbliższych miesiącach mogłyby być przerwane, więc możemy uspokoić klientów. Oczywiście dziś trudno przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja z koronawirusem, jak długo potrwa i jakie przyniesie konsekwencje dla całego rynku spożywczego – mówi Monika Kosz-Koszewska.

Tesco Polska także wprowadza nowe zarządzenia, m.in ogranicza podróże służbowe swoim pracownikom. Nikt nie może podróżować do Chin, Hongkongu, Tajlandii, Japonii, Republiki Korei, Singapuru, Makau, Malezji, Tajwanu, Włoch lub Iranu do odwołania. Sieć zachęca również swoich pracowników do minimalizowania podróży służbowych tam, gdzie to możliwe, wykorzystując w pełni telekonferencje oraz Teams jako alternatywę spotkań.

(09.03.2020 za portalspozywczy.pl)


Współpraca