Ministerstwa rolnictwa – strzał w stopę?

28.04.2020 -

W ubiegłym tygodniu na stronie internetowej ministerstwa rolnictwa opublikowany został post pod sugestywnym tytułem „Jedni wspierają, a dla innych liczy się tylko zysk”, gdzie resort zamieścił dwie listy firm importujących do Polski mleko oraz masło i sery. Publikacja ministerstwa wywołała ostrzy sprzeciw branży.

Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zamieściło na swojej stronie dwie listy firm sprowadzających do Polski mleko (15 firm) oraz masło i sery (12 firm). Listy opatrzone były komentarzem, iż w trudnych dniach epidemii Polacy wykazują się odpowiedzialnymi postawami.

– Zdają sobie sprawę, że tylko wspólnie możemy sobie poradzić ze skutkami koronawirusa. Służba zdrowia z poświęceniem wypełnia zadania. Polacy w zdecydowanej większości starają się wspierać siebie nawzajem m.in. kupując polskie produkty, bo to służy naszej gospodarce. Gorzej, bo niektóre z zakładów tej branży zamiast kupować od polskich rolników, którzy zapewniają nam wszystkim bezpieczeństwo żywnościowe, sprowadzają surowiec z zagranicy. W warunkach jednolitego rynku nie ma tu oczywiście złamania prawa, ale kwestia patriotyzmu gospodarczego tych podmiotów budzi wątpliwości. Działając w interesie tych wszystkich, którym na sercu leży wspieranie polskiej gospodarki publikujemy listę zakładów sprowadzających mleko i jego przetwory z zagranicy, ograniczając tym samym zakupy od polskich rolników – napisał resort.

Listy oraz komentarz wywołał ostre reakcje branży, przede wszystkim umieszczonych tam firm. Jako pierwsza zaprotestowała OSM Piątnica.

W swoim komentarzu Zbigniew Kalinowski, prezes OSM Piątnica, podkreśla, iż 97,3% mleka wykorzystywanego do produkcji wyrobów z Piątnicy pochodzi od polskich rolników zrzeszonych w Spółdzielni.

– Chcąc oferować konsumentom żywność ekologiczną, Spółdzielnia w 2012 roku uruchomiła program pozyskiwania tego surowca, który obejmuje kompleksowe wsparcie dla rolników decydujących się na przejście na rolnictwo ekologiczne. Mimo tych działań rozwój produkcji mleka ekologicznego u naszych dostawców nie nadąża za popytem na ekologiczne produkty. Surowca ekologicznego nie ma też w kraju, stąd decyzja o jego sprowadzaniu z ekologicznych gospodarstw zlokalizowanych na Litwie. Skup mleka ekologicznego z Litwy wynosi niecałe 2,7% całego skupowanego mleka – wyjaśnia prezes Kalinowski.

Z kolei zdaniem Dariusza Zielińskiego, prezesa Ceko, publikacja ministerstwa to przykład typowej manipulacji w oparciu o niepełne dane, bowiem podajecie państwo zakup za cały pierwszy kwartał podczas, gdy pandemia w Polsce rozpoczęła się w pierwszej połowie marca. – W przypadku Ceko zakup był jednorazowy i dotyczył mleka ekologicznego, które w Polsce nie jest dostępne na wolnym rynku – podkreśla Zieliński.

Zwrócił również uwagę, że podmioty mleczarskie w Polsce eksportują często ponad 30% swojej produkcji, więc w tym świetle kwestionowanie swobodnego przepływu towarów w ramach Unii Europejskiej jest de facto działaniem na szkodę całej branży – bo proszę sobie wyobrazić publikację importerów towarów nabiałowych z Polski w każdym z krajów unijnych jako przykład działania wbrew gospodarce danego kraju.

Na listach ministerstwa wymieniony został również Danone.

– Podstawę produkcji, w naszym zakładzie produkcyjnym w Bieruniu, stanowi mleko pochodzące od polskich rolników i dostawców. Rocznie kupujemy ponad 160 000 ton tego surowca. Nasza spółka w niewielkim stopniu korzysta także z mleka od dostawców zagranicznych, kupując wyłącznie mleko z certyfikowanych hodowli BIO. Import certyfikowanego mleka BIO z zagranicy wynika z faktu, że rynek tego produktu w naszym kraju jest nadal niestabilny, co nie pozwala na zabezpieczenie regularnych dostaw w odpowiednich ilościach. Wielkość zakupu mleka spoza Polski w 2019 r. wyniosła mniej niż 1% całkowitego zakupu mleka przez Danone sp. z o.o. – podała Wioletta Raczkowska, Dyrektor Zakupu Mleka, Danone.

List otwarty do Jana Krzysztofa Ardanowskiego, ministra rolnictwa skierował Marcin Hydzik, prezes Związku Polskich Przetwórców Mleka. Czytamy w nim m.in., że załączone do publikacji zestawienia zostały opatrzone stronniczym i nieprzyjaznym komentarzem, który nie prezentuje rzeczywistego obrazu działań wymienionych firm, a przez to godzi w ich dobry wizerunek i uderza w relacje, jakie od wielu lat budują one z konsumentami i dostawcami mleka.

– Sugerowanie, że zakłady mleczarskie kalkulują i zamiast odbierać mleko od polskich rolników szukają tańszego surowca zagranicą, jest niezgodne z prawdą, gdyż istotna cześć importu pochodziła z krajów, gdzie mleko jest droższe niż w Polsce – podkreśla prezes Hydzik.

Dodatkowo, w cytowanych zestawieniach jedynie podsumowano pierwszy kwartał 2020 r. – tj. okres o wiele dłuższy niż czas trwania zagrożenia epidemiologicznego w Polsce – kiedy to sprowadzona do Polski ilość mleka stanowiła poniżej 1% wielkości skupu w tym okresie w naszym kraju. Podkreślmy – taka wielkość importu nie ma i nie może mieć wpływu na ceny surowca dostarczanego do zakładów przez rodzimych producentów, co niestety sugeruje ww. publikacja.

– Jestem przekonany, że gdyby podobne publikacje w odniesieniu do polskiego mleka ukazały się w Niemczech, Francji czy gdziekolwiek indziej, w Polsce od razu pojawiłyby się oburzone głosy o ograniczaniu swobody wymiany handlowej czy też próbach wpływania na zasady działania Wspólnego Rynku, a polska branża mleczarska, będąca od wielu lat eksporterem netto, mogłaby stracić tak ciężko wywalczone rynki zbytu. Wówczas jej sytuacja, w tym również sytuacja gospodarstw produkujących mleko, uległaby szybkiemu, dramatycznemu pogorszeniu przy braku szans na zrekompensowanie strat poprzez wzrost konsumpcji krajowej – zwrócił uwagę Marcin Hydzik.

W podobnym tonie wypowiedział się, Tadeusz Wojciechowski, szef Fundacji Polskie Forum Bezpieczeństwa Żywności, który jest zdania, że publikowanie tego rodzaju list może zagrozić polskiemu eksportowi.

– W dobie pandemii coraz częściej dochodzi do działań protekcjonistycznych. Czesi od wielu lat wykorzystują skwapliwie każdy pretekst żeby kwestionować jakość i bezpieczeństwo polskich produktów. Upublicznianie wrażliwych danych stanowiących tajemnicę handlową firm jest łamaniem prawa i psuciem dobrego obyczaju. Niestety podległy MRiRW Główny Inspektorat Weterynarii udostępniając ministrowi te dane staje również w konflikcie z prawem. Informacje o imporcie są przeznaczone wyłącznie do wiedzy inspekcji weterynaryjnej w celu identyfikacji produktów w razie gdyby zaszła konieczność wycofania ich z rynku ze względu na jakość i bezpieczeństwo – zauważa Tadeusz Wojciechowski.

W jego opinii w sytuacji szalejącej pandemii, zerwanych łańcuchów dostaw, również na rynku mleka, działania ministra są szkodliwe i niepotrzebnie dolewają oliwę do ognia. – Minister może zachęcać do kupowania polskich towarów, natomiast nie może ingerować w handlowe działania prywatnych firm. Mleczarnie mogą skierować sprawę na drogę postępowania sądowego przeciwko ministrowi rolnictwa, ponieważ ich dobre imię jest wystawione na szwank jako działania rzekomo wstydliwe i niepatriotyczne. Minister przedstawia importerów jako „cwaniaków”, którzy gdy ojczyzna w potrzebie skupują „obce” mleko. Są to działania sprzeczne z interesem polskiej gospodarki rolno żywnościowej – uważa Wojciechowski.

Warto zauważyć dwie rzeczy: import jakichkolwiek produktów z innych krajów Unii Europejskiej nie jest przestępstwem i żadna z tych firm nie złamała prawa w ten sposób, oraz nikt nie stanął w obronie tego działania ministerstwa. Co szczególnie interesujące, na łamach "Money.pl" minister Jan Krzysztof Ardanowski zapowiada, że to nie koniec i że "będzie publikował taką listę co kwartał". Podobne działania planowane są w przypadku mięsa.

Rodzi się pytanie: po co?

(28.04.2020 za Roman Wieczorkiewicz, portalspożywczy.pl)


Współpraca