Mleczarnie dobijane przez sieci handlowe i koszty energii. "Nie wytrzymamy tego dłużej"
22.06.2023 -
Na rynku mleczarskim niezbędna jest szybka interwencja rządu i Komisji Europejskiej, w przeciwnym razie może dojść do upadku wielu spółdzielni mleczarskich, jak też gospodarstw mlecznych. Dyskutowali o tym 14 czerwca br. mleczarze w Krajowym Związku Spółdzielni Mleczarskich podczas spotkania z wiceministrem Januszem Kowalskim, który zastąpił Roberta Telusa, ministra rolnictwa i rozwoju wsi.
Aktualna sytuacja na rynku mleka jest nadal bardzo zła
Spotkanie otworzył Waldemar Broś, prezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich, który w skrócie przedstawił sytuację na rynku mleka.
– Na bieżąco informuję resort rolnictwa o aktualnej sytuacji w mleczarstwie. Na początku tego spotkania trzeba powiedzieć, że jest ona nadal bardzo zła. W dalszym ciągu spadają ceny zbytu. Porównując rok do roku, spadki wynoszą pomiędzy 30 a 50%. Ten rynek jest zapchany produktami. Jeszcze w styczniu czy w grudniu ubiegłego roku nie wszyscy mówili, że ta interwencja jest potrzebna. Natomiast dzisiaj jesteśmy przekonani, że interwencja na rynku mleka jest konieczna. Oczywiście może ją przeprowadzić Komisja Europejska. Ja chcę powiedzieć jasno; minister Robert Telus i minister Janusz Kowalski takie wystąpienia wystosowali. Pierwszym ogniwem w mleczarstwie jest rolnik, który dzisiaj ponosi straty. Nie zawsze to, co dostaje za mleko, pokrywa koszty jego produkcji. Oczywiście spółdzielnia mleczarska, jak też każdy inny podmiot skupowy tyle może wypłacić, ile weźmie z rynku i od tego odejmie jeszcze koszty. (…) Panie ministrze, trzeba nadal naciskać na komisję, a jak jeszcze będzie potrzeba, żeby do Brukseli wysłać kilka autokarów z rolnikami, z mleczarzami, to pojedziemy – powiedział Waldemar Broś
Prezes Broś wskazał na potrzebę uporządkowania kwestii marek własnych w sieciach handlowych. Wiceminister Janusz Kowalski zapowiedział powołanie zespołu, który zajmie się przygotowaniem nowej ustawy, która będzie regulowała kwestię marek własnych.
„Płacimy za energię elektryczną 5 razy tyle, co 2 lata temu, a za gaz trzy lub nawet cztery razy tyle"
Czesław Cieślak, prezes OSM w Kole, mówił o ogromnych kosztach funkcjonowania, z jakimi mierzą się polskie spółdzielnie mleczarskie i o konsekwencjach braku pomocy rządu w tym zakresie.
– Myślę, że w większości spółdzielnie, które są tutaj reprezentowane, mają ujemny wynik finansowy. (…). Ceny węgla wynoszą 1400 zł i nawet poniżej 1000 zł za tonę. Ceny gazu są niższe niż przed wojną w Ukrainie, a my płacimy za energię elektryczną 5 razy tyle, co 2 lata temu, a za gaz trzy lub nawet cztery razy tyle. W takiej maleńkiej mleczarni jak OSM Koło w ubiegłym roku zapłaciłem 36 milionów zł za gaz więcej niż rok wcześniej, a 50 milionów więcej niż w 2020 roku. Do tego jeszcze około 10 milionów złotych musiałem zapłacić za emisję gazów cieplarnianych. Panie ministrze, nie wytrzymamy tego dłużej. Prosimy też o to, żebyśmy usiedli do rozmów z sieciami handlowymi i żebyśmy byli przez nie traktowani jak równorzędni partnerzy, a nie jak chłopcy do wyciskania ostatniej kropli potu, a nawet może jeszcze i krwi. W tym roku wiele spółdzielni mleczarskich rozliczy się z ujemnym wynikiem finansowym, a być może niektóre zbankrutują. Może to nastąpić szybko, bo na świecie nic się nie zmienia w kierunku poprawy sytuacji w mleczarstwie – powiedział Czesław Cieślak.
– Uważam, że koszty energii rozkładają i będą rozkładać polską gospodarkę. Tego kosztu nie było 3 lata temu. Jest możliwość rozwiązania tego problemu. Polska ma możliwości negocjacyjne, ponieważ w tym roku do 31 grudnia wszystkie państwa członkowskie muszą podjąć decyzję o mapie drogowej mechanizmu finansowania pieniędzy z KPO, które zostały pożyczone. Moim zdaniem, nie powinniśmy się zgodzić na to, żeby finansować pieniądze, których i tak nie otrzymujemy przy rosnących kosztach energii, czyli uprawnień CO2. Powinniśmy dążyć do tego, aby poluzować kwestię polityki klimatycznej, która będzie zabijać polską gospodarkę w najbliższych latach – powiedział Janusz Kowalski.
Andrzej Jarmasz, prezes Strzeleckiej Spółdzielni Producentów Mleka, zaapelował o wprowadzenie dopłat do mleka
– Ja, panie ministrze, mam następującą prośbę. W tej chwili trwają rozmowy z Unią Europejską na temat tego, żeby wsparła producentów mleka. Problem ceny mleka dotyczy nie tylko Polski, ale wszystkich państw. Niezależnie od tego, jak się potoczą sprawy w Unii Europejskiej, czy rząd Polski będzie mógł pomóc producentom mleka w Polsce, wszystkim producentom poprzez zastosowanie dopłat. Od pierwszego sierpnia płacono by 10 groszy do litra mleka do końca roku. Byłaby to pomoc jednakowa, równa dla wszystkich i taka forma wsparcia na pewno by pomogła. Mam jeszcze drugi postulat, żeby przy udzielaniu wsparcia nie dzielono mleczarni czy spółdzielni na małe, średnie czy duże. Jeżeli udziela się pomocy, to wszystkim powinno się pomagać jednakowo. Był okres taki, że te duże mleczarnie się rozwijały. Obecnie, żeby móc funkcjonować tak samo, jak te mniejsze, potrzebują wsparcia. Producentów mleka nie powinno się dzielić na małych, średnich czy dużych – powiedział.
Andrzej Jarmasz zwrócił także uwagę na problemy związane z Funduszem Ochrony Rolnictwa.
– Nie wiem, czy państwo wiecie, że od 1 stycznia będzie funkcjonował Fundusz Ochrony Rolnictwa i wszystkie podmioty skupowe będą płaciły do niego składkę. Pośrednio odczują to także producenci mleka. Moim zdaniem i zdaniem moich kolegów ze spółdzielni, jest to niesłuszne, niezasadne – powiedział Andrzej Jarmasz
– Ja wolę rozwiązania systemowe. Gdy przyznajemy dopłaty, to może być tak, jak w sprawie silosów, które zaraz po rozmowach o wsparciu do nich znacznie podrożały – powiedział Janusz Kowalski.
Wiceminister zapowiedział rozmowy w sprawie możliwości uruchomienia dopłat do skupowanego mleka.
Grzegorz Brożyna – przewodniczący rady nadzorczej w OSM w Pajęcznie – poruszył kwestie wymagań wobec producentów mleka.
– Kto utrudnia życie producentom mleka poprzez informacje medialne, że możemy korzystać z różnych dopłat, które są dla nas, hodowców bydła mlecznego, trudne do osiągnięcia? Dla nas najważniejsze jest to, że mamy zapewnić pasze dla bydła. W Polsce Środkowo-Wschodniej mamy większość gospodarstw rozdrobnionych i nie mamy czasu ani sprzętu, żeby jednego dnia wywieźć obornik, przyorać go i robić zdjęcia. Drugą kwestią jest wypas. U nas bydło wypuszczane jest na pastwiska nawet późną jesienią, jeśli pozwolą na to warunki pogodowe. Natomiast wymogi ściśle określają termin wypasu i na ich podstawie musimy siedzieć i zapisywać, kiedy, która krowa korzystała z pastwiska – mówił Grzegorz Brożyna.
– Zgodnie z zarządzeniem ministra Roberta Telusa, od kilku tygodni przeglądamy zapisy ekoschematów, właśnie po to, żeby tam, gdzie ta „twórczość unijna” poszła za daleko, wprowadzić korekty – powiedział Janusz Kowalski.
Ustalanie cen na unijnym rynku gazu jest całkowicie oderwane od kosztów jego pozyskania
Głos w dyskusji zabrał także Zenon Więk, wiceprezes SM Ryki, który zapytał o możliwość ulg na gaz i prąd dla spółdzielni mleczarskich.
– Nasza spółdzielnia otrzymała umowę o objętości 70 stron na zakup gazu. Obejmuje ona okres dwóch lat, a nie mówi się w niej o cenie. W obecnej sytuacji na rynku jakaś część hodowców może zlikwidować produkcję i zmniejszy nam się ilość skupowanego do przerobu mleka. Natomiast według przedstawianej umowy będziemy musieli płacić za zakontraktowany i niewykorzystany gaz. Czy nie można w tej kwestii postąpić inaczej? – pytał Zenon Więk.
– Ustalanie cen na unijnym rynku gazu jest całkowicie oderwane od kosztów jego pozyskania. Nie pozostaje mi nic innego, tylko się z panem zgodzić i traktować to jako argument. Nie może być tak, że pozyskamy surowiec za cenę X, a polski przedsiębiorca sprzedaje go w cenie czterokrotnie wyższej. W mojej ocenie nie musi być żadnej tarczy antykryzysowej, tylko powinien być zdjęty podatek z cen energii i ciepła. Wówczas będzie mniej biurokracji i kosztów. Do każdej wyprodukowanej kilowatogodziny za 150–170 zł, Elektrownia Bełchatów musi dokupić uprawnienia do emisji CO2. Jeżeli kosztowało to w 2014, 2015 roku 5 do 6 euro, to było to 25 zł, czyli 150 zł plus 25 zł, co łącznie wynosiło 175 zł. Dzisiaj ta dopłata wynosi 80 euro, co daje 400 zł, czyli mamy 150 + 400 zł – powiedział przedstawiciel resortu rolnictwa.
Dariusz Śmigiel, dostawca do SM Ryki, wzywał do obniżenia cen gazu dla producentów żywności.
– Naszą największą bolączką jest gaz. Dopłaca się do różnych gałęzi przemysłu, a dlaczego nie można dopłacić do gazu, żeby stał się tańszy dla zakładów mleczarskich, które przecież produkują żywność? Gdyby nie jego wysokie ceny, to nie byłoby takich strat w spółdzielniach mleczarskich. Konsument odczuje to, bo będzie miał tańsze produkty, a nasz sektor stanie się bardziej konkurencyjny. Co dalej czeka spółdzielnie mleczarskie, w których rolnicy mają swoje ogromne udziały? Czy mamy podzielić los hodowców trzody chlewnej, gdzie w walce z ASF-em faktycznie zlikwidowano wiele hodowli świń? Czy teraz trzeba walczyć ze spółdzielniami, żeby skończyła się hodowla bydła mlecznego i produkcja zwierzęca? Obiecujecie bardzo dużo. Zrealizujcie więc swoje obietnice. Spójrzcie na zebranych tutaj ludzi reprezentujących polską spółdzielczość mleczarską, którzy przyjechali dzisiaj po to, żeby usłyszeć jakieś konkrety – apelował Dariusz Śmigiel.
– Wydaje mi się, że pana słuszne wystąpienie jest najlepszym podsumowaniem tego, co powiedziałem. Może nie do końca zrozumieliśmy się co do przedstawionych rozwiązań. Szanowni państwo, nie jest rozwiązaniem system dotacyjny, tylko jest nim zdjęcie kosztów. Jeżeli pieniądze wyciekają z polskiej gospodarki i firmy ponoszą ten koszt, który potem przerzucany jest na rolników i każdego z nas w kosztach energii i ciepła, to trzeba zdjąć ten koszt, a nie zadłużać się po to, żeby w efekcie pieniądze lądowały za granicą. Chcemy zrobić wszystko, żeby w sposób systemowy przywrócić normalne zasady ustalania ceny energii i ciepła, żeby ceny energii i gazu nie były oderwane od kosztów wytworzenia ani od kosztów pozyskania – wyjaśniał Janusz Kowalski
Dariusz Śmigiel poparł także wcześniejsze postulaty dotyczące uproszczenia zasad uzyskania dopłat bezpośrednich.
– Nie jesteśmy w stanie zatrudniać ludzi, którzy pomogą nam w wypełnieniu i udokumentowaniu warunków zawartych w nowych ekoschematach. Nie możemy siedzieć tylko w dokumentach, bo musimy zajmować się swoimi obowiązkami – dodał Dariusz Śmigiel.
– Zgadzam się z panem w tej kwestii i ufam, że to szaleństwo biurokratyczne kiedyś ukrócimy – odpowiedział Janusz Kowalski.
(22.06.2023 za tygodnik-rolniczy.pl)