Mleko nie zawiera GMO. Nie ma znaczenia czym żywione były krowy
10.03.2020 -
Zamiast niefortunnego oznakowania „Bez GMO”, co oznacza, że krowy były karmione paszami bez GMO, o wiele lepszy skutek przyniosłaby umieszczona na produktach mleczarskich informacja „Każde mleko nie zawiera GMO”. Bo każde mleko nie zawiera GMO, a nie tylko to, które posiada oznakowanie „Bez GMO”. I nie ma większego znaczenia, czym żywione były krowy, bo większość krów w Polsce nie jest karmiona paszami GMO, a w najbardziej wydajnych stadach udział pasz GMO w dawce nie przekracza 3% – powiedział serwisowi portalspożywczy.pl dr Ryszard Kujawiak, szef badań i rozwoju firmy Sano.
Jego zdaniem, nie jest dobrym pomysłem wykorzystywanie niewiedzy i straszenie konsumentów organizmami genetycznie zmodyfikowanymi (GMO). W jego opinii, przeciętny konsument boi się nawet genów i nie chce spożywać żywności zawierającej geny, a już tym bardziej zmodyfikowane. Badania wykazują, że tylko 23% konsumentów wie, że modyfikacje genetyczne nie przenoszą się z roślin na zwierzęta i ich produkty. Tę niewiedzę wykorzystuje handel oraz niektórzy przetwórcy, a także politycy.
– Szczególnie to niefortunny pomysł w przypadku produktów mleczarskich, aby oznakować je napisem "Bez GMO", co oznacza, że pochodzą one od krów żywionych paszami bez GMO. Ma to bardziej znaczenie marketingowe, niż przynosi rzetelna informację. Dlaczego? Bo większość krów w Polsce nie je śruty sojowej, która w praktyce jest jedynym komponentem paszowym zawierającym GMO stosowanym w żywieniu krów. Oczywiście teoretycznie takich komponentów może być wiele, bo również kukurydza, rzepak, buraki cukrowe, bawełna, a nawet ziemniaki mogą być genetycznie zmodyfikowane. Tylko w Polsce się ich nie uprawia i praktycznie jako pasze GMO nie mają u nas żadnego znaczenia. A przecież organizmy genetycznie zmodyfikowane są bardzo pożyteczne, chociażby przy produkcji ratującej ludziom zdrowie i życie insuliny. Czy mamy też straszyć pacjentów, że produkowana jest przy użyciu GMO? – pyta Ryszard Kujawiak.
Przypomina, że średnia wydajność krów w Polsce wynosi 6.500 kg mleka i taka przeciętna krowa nie potrzebuje w dawce śruty sojowej, bo zupełnie wystarczy jej dodatek otrąb, zboża i ewentualnie śruty rzepakowej. Natomiast w najbardziej wydajnych stadach krów udział śruty sojowej w dawce nie przekracza 3%, podczas gdy w mieszankach dla świń udział śruty sojowej może sięgać do 15%, a w mieszankach dla drobiu nawet do 30% – Ale o tym nie wie konsument i tę jego niewiedzę się wykorzystuje – mówi.
– Tak samo jak kuriozalny jest zapis, że krowy powinny być żywione przez 12 miesięcy przed pozyskaniem mleka paszą bez GMO, aby móc na opakowaniu napisać, że produkt pochodzi od krów żywionych paszami bez GMO. Przecież wiadomo, że modyfikacje genetyczne nie przenoszą się z roślin na zwierzęta. To po co ten zapis 12 miesięcy? W niektórych krajach wystarczą 3 miesiące, a nawet 2 tygodnie – twierdzi szef badań i rozwoju Sano.
– Jeżeli chcemy uświadamiać bojącego się GMO konsumenta to bardzo dobry byłby proponowany przez KZSM napis na opakowaniach "Każde mleko nie zawiera GMO". Szkoda, że znowu polityka bierze górę nad gospodarką i podawania takiej informacji się zabrania – ubolewa dr Kujawiak.
Jest zdania, że ta ustawa spowoduje podniesienie kosztów produkcji mleka. – Producenci pasz muszą uzyskiwać kolejne certyfikaty (bo jeden już nie wystarczy) i prowadzić kosztowne badania na zawartość GMO w paszach, bo jak wspomniałem teoretycznie takich modyfikacji może być więcej. A krowy ze wszystkich zwierząt gospodarskich zjadają relatywnie najmniej pasz GMO, to nawet zakładając, że GMO jest dla nas szkodliwe, choć badania naukowe, wykonane również w Polsce wykazują, że nie jest, to jedząc produkty mleczarskie nie oznaczone „Bez GMO” możemy być pewni, że praktycznie nic nam grozi – mówi Ryszard Kujawiak.
Etykietowanie nie powinno wprowadzać w błąd konsumenta
– Uważam, że wiele niepotrzebnego zamieszania spowodowało podawanie w składzie produktów spożywczych, nie jak do tej pory, co zawierają, tylko czego nie zawierają. Posłużę się przykładem, nieodosobnionym zresztą, likier bez konserwantów, bez sztucznych barwników, bez glutenu, bez tłuszczu i bez GMO. To nie jest śmieszne, to jest smutne, jak handel i producenci traktują nas konsumentów. W ramach mody na produkty „Non GMO” takie napisy pojawiają się nie tylko na produktach spożywczych, ale także innych artykułach np. na kremie do golenia! Czy chcemy takich produktów? – zapytuje szef badań i rozwoju Sano.
Podkreśla, że Polska jest największym producentem drobiu w Unii Europejskiej i jednym z większym eksporterów mięsa drobiowego. – Czy nasza pozycja lidera w Europie wynika z tego, że jest to drób, który nie je pasz GMO, czy też z tego, że potrafimy wyprodukować wysokiej jakości mięso drobiowe w dobrej cenie? Również wiele produktów mleczarskich jest eksportowanych. Czy dlatego, że pochodzą od krów żywionych paszami bez GMO? Oczywiście zawsze będzie część konsumentów, która będzie zainteresowana produktami ekologicznymi, organicznych, czy bez GMO. Ale wiadomo, że takie produkty są droższe, a niekoniecznie zdrowsze od żywności konwencjonalnej. Uważam, że wszystkie polskie artykuły spożywcze są wysokiej jakości i zdrowe i nie są w stanie tego zmienić pojedyncze odstępstwa od tej reguły. Zepsuć coś błędnymi decyzjami jest bardzo łatwo, a odbudowa trwa bardzo długo, a czasami jest już niemożliwa. Bo nasze miejsce zajmą inni i zamiast eksportera zostaniemy importerem żywności, z czego kilka krajów na pewno będzie zadowolonych, bo zyskają ich rolnicy i ich przetwórcy – przestrzega dr Ryszard Kujawiak.
(10.03.2020 za Roman Wieczorkiewicz, portalspożywczy.pl)