Nasze, polskie podwórko mleczarskie
Komentarz Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego
Podczas oficjalnych debat rolniczych, np. w Jasionce jak i w rozmowach z politykami reprezentującymi różne partie, głośno wypowiadam się o zapaści, w jakiej znalazła się branża mleczarska. Krytykuję też rząd, że nie pomaga rozwiązywaniu problemów tego trudnego działu rolnictwa, który jest zdominowany przez polski kapitał. Wypominam też producentom mleka, że na protestach nie widać transparentów broniących mleczarstwa i ostrzegających przed skutkami kryzysu. A teraz kieruję swoje uwagi do tych, co w dużych i małych firmach, nade wszystko o spółdzielczym charakterze, odpowiadają za kondycję „Polskiego Mleka”
Jeżeli jest tak źle w polskiej branży mleczarskiej, to dlaczego jest tak dobrze pod względem ceny skupu mleka. Wszak ceny skupu mleka w Polsce są wyższe niż w Niemczech. Ta różnica kształtuje się w przedziale między 4 grosze a 7 groszy na naszą korzyść. Chociaż sytuacja ekonomiczna niemieckich firm mleczarskich jest lepsza niż polskich i mogłyby płacić swoim dostawcom więcej. Jednak liczy się rynek i czysta kalkulacja. Lepiej płacić mniej, a nadwyżki produktów mleczarskich – przede wszystkim serów twardych – sprzedawać po dumpingowych cenach do Polski i tym samym robić zamęt cenowy na naszym rynku. Ale tutaj nie tylko o zamęt chodzi! Nade wszystko takie działania stabilizują rynek artykułów mleczarskich w Niemczech. A w kryzysie, bo za Odrą branża mleczarska też jest dotknięta kryzysem, najważniejsza jest stabilizacja rynku na określonym poziomie, a nie jego gwałtowne załamanie i inne nieprzewidywalne ruchy. I taka polityka jest prowadzona od lat, podobnie jak polityka dogadywania się między sieciami handlowymi, przetwórcami i producentami mleka. Produkcja mleka jest też w Niemczech wspomagana dopłatami bezpośrednimi. Dlatego oczywistą oczywistością jest też fakt, że niemieccy farmerzy, mimo niższych cen skupu mleka, są w lepszej sytuacji finansowej od polskich producentów mleka. Nie tylko dlatego, że ich gospodarstwa mają postawione jeszcze kilkadziesiąt lat temu silne fundamenty natury ekonomicznej. Chodzi o czasy, w których budżet Europejskiej Współpracy Gospodarczej (obecnie Unii Europejskiej) w ponad 70 procentach przeznaczony był na wspomaganie rolnictwa.
Wróćmy na nasze podwórko mleczarskie – magazyny prawie wszystkich firm mleczarskich, a właściwie powinienem napisać, że dosłownie wszystkich, są zawalone produktami. Nie tylko serami, proszkami, ale też galanterią i mlekiem UHT oraz masłem. Wiedzą o tym także rolnicy, szczególnie ci więksi. A nie tylko zarządy i kadra kierownicza firm mleczarskich. Wypada tutaj wyjaśnić, że na wiedzę rolników o sytuacji w poszczególnych mleczarniach składają się informacje z mediów społecznościowych, od członków zarządów i rad nadzorczych oraz te najbardziej wartościowe przekazane przez kierowców cystern odbierających mleko. I dlatego rolnicy byli przygotowani na obniżki cen skupu mleka. Pytano też moją skromną osobę o ceny skupu mleka. Powiem szczerze: odpowiadałem, że są one bardzo prawdopodobne. Posługiwałem się między innymi następującymi argumentami. Dalszymi obniżkami cen zbytu składanymi przez wielkie sieci handlowe w trybie propozycji nie do odrzucenia. Im głośniej wielkie sieci zaczęły głosić hasła typu, zamrażamy VAT, czy też bierzemy na siebie VAT, tym bardziej byłem przekonany o skuteczności owych propozycji nie do odrzucenia. Argumentem i to istotnym za spadkiem cen skupu było zahamowanie eksportu spowodowane niskimi cenami na rynku światowym oraz zbyt mocną złotówką. Jednak do spodziewanych, nie tylko przeze mnie, powszechnych obniżek nie doszło. Bo Grupa Trzymająca Ceny Skupu Mleka: MLEKOVITA, MLEKPOL, POLMLEK, OSM Piątnica, OSM Giżycko i OSM ŁOWICZ utrzymała swoje ceny skupu na dotychczasowym poziomie. Pytanie brzmi: utrzymała ceny, ale na jak długo? Ktoś może powiedzieć: ceny skupu zostały utrzymane, bo te firmy są w dobrej kondycji ekonomicznej i dobrze jest, że więcej pieniędzy niż się spodziewano, trafiło do kieszeni rolników. Inny ekspert zapewne stwierdzi, że te firmy tym ruchem powiększyły swoje straty, ale nie jest wykluczone, że liczą na odbicie w drugiej połowie roku. Usłyszałem też kuriozalne tłumaczenie, że SM MLEKPOL i SM MLEKOVITA nie obniżyły cen skupu mleka ze względu na wybory samorządowe, bo jej przedstawiciele ubiegają się o mandat radnego Sejmiku Województwa Podlaskiego. Ale to są chyba opowieści złych ludzi?
Jedno jest pewne, te firmy mleczarskie plus jeszcze kilkanaście innych firm – nie tylko spółdzielczych – da sobie radę w tym kryzysie i jeszcze w następnym. Dalej mój wzrok nie sięga! Ale gros spółdzielni mleczarskich jak będzie szła dalej tropem Grupy Firm Trzymających Ceny Skupu MLEKA może mieć duże kłopoty i jedynym wyjściem może być konsolidacja i to na każdy sposób.
Mogę to wytłumaczyć na innym przykładzie. Wszyscy fascynujemy się wojną Biedronki z Lidlem, w której istotną rolę odgrywa amunicja dostarczana przez zakłady mleczarskie: masło po niecałe 3 złote za kostkę czy też mleko UHT po około 1 zł i 70 groszy za litr. Jednak owa wojna ma też inny cel: zniszczenie mniejszych sieci handlowych i całkiem jeszcze pokaźnej liczby zwykłych sklepów detalicznych. Śmiało więc można powiedzieć, że w wojnie Biedronki z Lidlem wygra i Lidl i Biedronka.
Jeżeli jest tak źle w polskiej branży mleczarskiej, to dlaczego jest tak dobrze pod względem ceny skupu mleka. Wszak ceny skupu mleka w Polsce są wyższe niż w Niemczech. Ta różnica kształtuje się w przedziale między 4 grosze a 7 groszy na naszą korzyść. Chociaż sytuacja ekonomiczna niemieckich firm mleczarskich jest lepsza niż polskich i mogłyby płacić swoim dostawcom więcej. Jednak liczy się rynek i czysta kalkulacja. Lepiej płacić mniej, a nadwyżki produktów mleczarskich – przede wszystkim serów twardych – sprzedawać po dumpingowych cenach do Polski i tym samym robić zamęt cenowy na naszym rynku. Ale tutaj nie tylko o zamęt chodzi! Nade wszystko takie działania stabilizują rynek artykułów mleczarskich w Niemczech. A w kryzysie, bo za Odrą branża mleczarska też jest dotknięta kryzysem, najważniejsza jest stabilizacja rynku na określonym poziomie, a nie jego gwałtowne załamanie i inne nieprzewidywalne ruchy. I taka polityka jest prowadzona od lat, podobnie jak polityka dogadywania się między sieciami handlowymi, przetwórcami i producentami mleka. Produkcja mleka jest też w Niemczech wspomagana dopłatami bezpośrednimi. Dlatego oczywistą oczywistością jest też fakt, że niemieccy farmerzy, mimo niższych cen skupu mleka, są w lepszej sytuacji finansowej od polskich producentów mleka. Nie tylko dlatego, że ich gospodarstwa mają postawione jeszcze kilkadziesiąt lat temu silne fundamenty natury ekonomicznej. Chodzi o czasy, w których budżet Europejskiej Współpracy Gospodarczej (obecnie Unii Europejskiej) w ponad 70 procentach przeznaczony był na wspomaganie rolnictwa.
Wróćmy na nasze podwórko mleczarskie – magazyny prawie wszystkich firm mleczarskich, a właściwie powinienem napisać, że dosłownie wszystkich, są zawalone produktami. Nie tylko serami, proszkami, ale też galanterią i mlekiem UHT oraz masłem. Wiedzą o tym także rolnicy, szczególnie ci więksi. A nie tylko zarządy i kadra kierownicza firm mleczarskich. Wypada tutaj wyjaśnić, że na wiedzę rolników o sytuacji w poszczególnych mleczarniach składają się informacje z mediów społecznościowych, od członków zarządów i rad nadzorczych oraz te najbardziej wartościowe przekazane przez kierowców cystern odbierających mleko. I dlatego rolnicy byli przygotowani na obniżki cen skupu mleka. Pytano też moją skromną osobę o ceny skupu mleka. Powiem szczerze: odpowiadałem, że są one bardzo prawdopodobne. Posługiwałem się między innymi następującymi argumentami. Dalszymi obniżkami cen zbytu składanymi przez wielkie sieci handlowe w trybie propozycji nie do odrzucenia. Im głośniej wielkie sieci zaczęły głosić hasła typu, zamrażamy VAT, czy też bierzemy na siebie VAT, tym bardziej byłem przekonany o skuteczności owych propozycji nie do odrzucenia. Argumentem i to istotnym za spadkiem cen skupu było zahamowanie eksportu spowodowane niskimi cenami na rynku światowym oraz zbyt mocną złotówką. Jednak do spodziewanych, nie tylko przeze mnie, powszechnych obniżek nie doszło. Bo Grupa Trzymająca Ceny Skupu Mleka: MLEKOVITA, MLEKPOL, POLMLEK, OSM Piątnica, OSM Giżycko i OSM ŁOWICZ utrzymała swoje ceny skupu na dotychczasowym poziomie. Pytanie brzmi: utrzymała ceny, ale na jak długo? Ktoś może powiedzieć: ceny skupu zostały utrzymane, bo te firmy są w dobrej kondycji ekonomicznej i dobrze jest, że więcej pieniędzy niż się spodziewano, trafiło do kieszeni rolników. Inny ekspert zapewne stwierdzi, że te firmy tym ruchem powiększyły swoje straty, ale nie jest wykluczone, że liczą na odbicie w drugiej połowie roku. Usłyszałem też kuriozalne tłumaczenie, że SM MLEKPOL i SM MLEKOVITA nie obniżyły cen skupu mleka ze względu na wybory samorządowe, bo jej przedstawiciele ubiegają się o mandat radnego Sejmiku Województwa Podlaskiego. Ale to są chyba opowieści złych ludzi?
Jedno jest pewne, te firmy mleczarskie plus jeszcze kilkanaście innych firm – nie tylko spółdzielczych – da sobie radę w tym kryzysie i jeszcze w następnym. Dalej mój wzrok nie sięga! Ale gros spółdzielni mleczarskich jak będzie szła dalej tropem Grupy Firm Trzymających Ceny Skupu MLEKA może mieć duże kłopoty i jedynym wyjściem może być konsolidacja i to na każdy sposób.
Mogę to wytłumaczyć na innym przykładzie. Wszyscy fascynujemy się wojną Biedronki z Lidlem, w której istotną rolę odgrywa amunicja dostarczana przez zakłady mleczarskie: masło po niecałe 3 złote za kostkę czy też mleko UHT po około 1 zł i 70 groszy za litr. Jednak owa wojna ma też inny cel: zniszczenie mniejszych sieci handlowych i całkiem jeszcze pokaźnej liczby zwykłych sklepów detalicznych. Śmiało więc można powiedzieć, że w wojnie Biedronki z Lidlem wygra i Lidl i Biedronka.