Norbert Maliszewski: Polacy oczekują obniżania podatków, a nie 20-procentowych podwyżek płac

10.05.2022 -

Propozycje opozycji dotyczące podwyżek płac są oceniane jako niewiarygodne i nie trafiają w obecny czas – mówi prof. Norbert Maliszewski, szef Rządowego Centrum Analiz.

Czy wyborców, którzy cierpią z powodu wysokich cen, rzeczywiście obchodzi, czy jest to „putinflacja”, jak mówi premier Mateusz Morawiecki, czy jakaś „inna” inflacja?

Inflacja ma także wymiar psychologiczny – najgorsza sytuacja byłaby wówczas, kiedy rząd nie wyjaśniałby, co się dzieje, a ludzie zaczęliby się bać, że nie starczy im pieniędzy na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Dlatego tyle mówi się – nie tylko w Polsce, ale też np. w Stanach Zjednoczonych – o prawdziwych przyczynach inflacji. Prezydent Joe Biden mówi, że za 70% jej wzrostu odpowiada właśnie wojna w Ukrainie, polityka Putina. To jest prawda, także jeżeli chodzi o Polskę.

Ale wszyscy wiedzą, że inflacja była wysoka już przed rosyjską agresją.

Ale nie tak wysoka i trzeba zobaczyć, jakie są składowe inflacji. Od tego nie można odejść. Dwie trzecie to są wysokie ceny paliwa, energii i żywności, a te zwyżki były spowodowane m.in. przedwojenną jeszcze polityką Putina, która prowadziła do kryzysu energetycznego. Owszem, był też efekt pandemii, czyli przerwane łańcuchy dostaw, mniejsza podaż pewnych produktów, przy odłożonym wysokim popycie konsumenckim. Natomiast teraz inflacja jest spowodowana nie tylko bezpośrednio wojną, ale na wysokie ceny żywności ma też wpływ to, iż Rosja i Ukraina są jej ważnymi eksporterami. W wyniku wojny następuje zmniejszenie tego eksportu, a ograniczenie ilości produktów na rynkach światowych powoduje wzrost cen. Dodatkowo żywność drożeje także ze względu na to, że w produkcji, w transporcie używane jest paliwo. Chodzi więc o to, żeby ludzie wiedzieli, jakie są prawdziwe przyczyny inflacji. A jak będą wiedzieli, to też łatwiej zaakceptują sposoby, jak można na nią reagować. My reagowaliśmy za pomocą obniżania VAT-u na te kategorie produktów, których ceny rosły najbardziej, czyli na paliwo, na energię, właśnie na żywność. I działamy w sposób wyprzedzający, czyli niejako inwestujemy w spadek inflacji, gdy dopłacamy do nawozów. To jest wydatek ok. 4 mld zł. A np. wspominany wcześniej Joe Biden uwalnia codziennie z rezerw milion baryłek ropy.

Czy ma pan szacunki lub prognozy ilu wyborców inflacja odejmuje partii rządzącej?

Myślimy przede wszystkim o tym, żeby poradzić sobie społecznie z tym zjawiskiem. Jeżeli obniżamy podatki, np. PIT z 17% do 12%, to znaczy, że działamy w sposób osłonowy wobec wszystkich, także tych ze średnimi zarobkami, a wcześniej podniesienie wysokości kwoty wolnej od podatku dotyczyło osób o niskich zarobkach. To jest taka osłona, po którą nie muszą pójść do pracodawcy, czyli żądając podwyżki, tylko my niejako z budżetu zostawiamy te środki.

Natomiast to, co proponuje opozycja, czyli podwyżka płac, ma efekt odwrotny. To prowadzić będzie do hiperinflacji z tego względu, że jeżeli proponujemy jednej grupie (budżetówce) 20% podwyżki, to nawet jeżeliby ta jedna grupa ją otrzymała, to raz, że to działa proinflacyjnie, dwa – inni też by podwyżek oczekiwali. To uruchamia spiralę płacowo-cenową i w efekcie mamy sytuację turecką. Tam inflacja wynosi teraz 60%.

(10.05.2022 za Rzeczpospolita)


Współpraca