Obłudne nazewnictwo?

24.09.2020 -

Z roku na rok wybór roślinnych substytutów mięsa i mleka jest coraz szerszy, a nowe produkty bardziej przypominać mają pierwowzory. Jest to widoczne szczególnie w przypadku substytutów mięsa, gdzie faktura, konsystencja, a na nawet forma w jakiej trafiają do sprzedaży starają się naśladować powszechnie znane produkty mięsne. Problematyczne są jednak nazwy nowych produktów - o „bezmięsne mięso”, czy „roślinny ser” prowadzone są coraz silniejsze spory.

Od jakiegoś czasu spory w zakresie nazewnictwa produktów roślinnych stanowiących zamienniki mięsa stają się coraz zacieklejsze. Jest to poniekąd naturalnie związane z prężnym rozwojem rynku substytutów mięsa, który budzi zainteresowanie wśród osób niejedzących mięsa, ale i wśród osób ograniczających ilość mięsnych posiłków, często zgodnie z zasadą mniej mięsa acz lepszej jakości. Pytaniem pozostaje jednak jak nazwać nowe produkty oraz dania powstałe z ich wykorzystaniem. Najpowszechniejsze zdaje się być dołączenie członu „wege”, bądź „wegetariański”/”wegański” do nazwy produktu, na którym się wzorowano. W ten sposób uzyskujemy „wege burgery” czy „wegetariański smalec”. W przypadku produktów mlecznych sytuacja wygląda podobnie, jednak dodany człon określa surowiec, z którego ów napój uzyskano (np. „mleko sojowe”). W opinii branż rolniczych nazwy te mogą wprowadzać konsumentów w błąd. Zdaniem strony promującej zamienniki jednoznacznie wskazują one na brak mięsa w składzie produktu, pozwalając jednocześnie określić jego cechy organoleptyczne (np. konsystencję). Stwierdzeniu temu nie można odmówić pewnej racji, jednak wsłuchując się w argumenty prezentowane w mediach społecznościowych można odnieść wrażenie, że podstawowym problemem jest brak pomysłu na nazwy, które jednocześnie zachęcałyby konsumenta i nie odnosiły się do powszechnie znanych produktów pochodzenia zwierzęcego.

Ostatnio kwestia ta została ponownie poruszona, tym razem przez organizacje reprezentujące polską branżę mleczarską. Polska Izba Mleka, Związek Polskich Przetwórców Mleka oraz Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka w minionym tygodniu wystosowały pismo do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w którym podkreślają istotność szczegółowego wprowadzenia nazewnictwa, terminów i definicji, które pozwoli zminimalizować margines określeń „nieostrych” w przepisach prawnych. Jak podkreślają, uchroni to przed błędną interpretacją przepisów oraz zapewni jasny przekaz konsumentom dokonującym wyborów podczas zakupów.

– Komisja Europejska oraz Parlament Europejski przyjęły strategię „Od pola do stołu”, która w swoim założeniu m.in. odnosi się do zmian klimatu oraz zwiększenia produkcji żywności roślinnej i promowanie wśród konsumentów UE większej ilości pokarmów na bazie roślin. W sprawozdaniu AGRI zaproponowano dwie poprawki 165 i 171. Dotyczą one bardziej restrykcyjnego zawężenia stosowania terminów „stek”, „kiełbasa”, „eskalopka”, „burger” lub „hamburger” wyłącznie w odniesieniu do produktów zawierających mięso (poprawka 165) oraz określeń takich jak „mleko”, „ser”, „jogurt”, „masło” lub „serwatka” tylko dla produktów mlecznych – podkreślili przedstawiciele polskiej branży mleczarskiej. – Prawodawstwo UE definiuje, że "mleko" oznacza „wyłącznie zwykłą wydzielinę z wymion – bez żadnych dodatków ani niepoddaną ekstrakcji”. W związku z tym "przetwory mleczne" oznaczają produkty otrzymywane wyłącznie z mleka. Definicję tę poprał także w roku 2017 Trybunał Sprawiedliwości stwierdzając, że terminy "mleko", "serwatka", "śmietanka", "masło", "maślanka", "ser" i "jogurt" nie mogą być stosowane do oznaczania żadnego produktu pochodzenia roślinnego – zaznaczyli w liście.

Jednocześnie Trybunał Sprawiedliwości określił wyjątki od tej zasady tworząc listę zawierającą ograniczoną liczbę włączeń nazw produktów, dla których termin „mleko” jest dozwolony na podstawie powszechnego zrozumienia wśród konsumentów ze względu na długą historię stosowania, czytamy w liście.

– Przeciwne rozszerzeniu tej listy wyłączeń są także Komitety Copa, Cogeca, EDA i Eucolait. Stoją one na stanowisku prawnego chronienia zdefiniowanych warunków mlecznych i na każdym etapie łańcucha dostaw, ich respektowania przez członków wspólnoty europejskiej. Dlatego też podmioty działające na rynku europejskim wykorzystujące nazwy i terminy zastrzeżonymi wyłącznie dla produktów sektora mleczarskiego, a odnoszące się do produktów pochodzenia roślinnego, powinny być postrzegane jako naruszające porządek prawny. Stanowisko takie podyktowane jest nie tylko koniecznością przestrzegania litery prawa, ale także uczciwego podejścia do konsumenta. Nie ma bowiem uzasadnienia wprowadzanie w błąd nabywców co do składu, właściwości odżywczych i pochodzenia produktu. Poza tym nieetyczne wydaje się stosowanie terminów dedykowanych produktom mleczarskim, w celu nazewnictwa produktów „niemlecznych”, a chcących wykorzystać właściwości mleka, co ewidentnie podważa zaufanie nabywców do sektora mleczarskiego – zaznaczyli sygnatariusze listu.

Niezmiernie istotne jest dalsze objęcie ochroną prawną warunków dotyczących produktów mlecznych ramach przyszłej WPR oraz utrzymanie zastrzeżenia ich jedynie w odniesieniu do mleka i produktów mlecznych, jak podkreślili przedstawiciele polskich organizacji mleczarskich zaznaczając jednocześnie, że sprzeciw wobec rozszerzaniu listy odstępstw warunkowany jest chęcią uniknięcia wprowadzających w błąd i naruszających zaufanie konsumencie praktyk.

(24.09.2020 za farmer.pl)


Współpraca