Komentarz Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego

Największe zakłady mleczarskie mają nadmiar własnego surowca, bo produkcja mleka wzrasta.  Rezygnują więc z mleka z zewnętrznych źródeł i to nie tylko z mleka przerzutowego, ale też z mleka skupowego od stałych kontrahentów.  Magazyny są nadal przeładowane produktami mleczarskimi, nie tylko serami i mlekiem UHT, ale i galanterią. Nic dziwnego, że wielkie sieci handlowe przesyłają coraz nowsze powiastki dotyczące negocjacji cen. Co się więc dzieje z nadmiarem surowca. Idzie do proszkowni, mimo że ceny odtłuszczonego mleka w proszku są na bardzo niskim poziomie. Ale może za kilka, no może kilkanaście miesięcy, proszek będzie lepiej się opłacał? Poza tym zbyt na masło jest jeszcze jako taki. A jak będzie źle, to bloki pójdą do mroźni. Tak. To jest obecnie jedyne sensowne rozwiązanie zagospodarowania surowca. Chociaż obarczone dużym ryzykiem! Bo moim zdaniem nie ma racjonalnych przesłanek, że za 6 miesięcy sytuacja na rynku mleka ulegnie znacznej poprawie. Za 6 miesięcy złotówka będzie nadal mocna, a wielkie sieci handlowe będą kroiły jeszcze ostrzej! Już widzę oczami wyobraźni hasła skierowane do konsumentów typu: drogi konsumencie bierzemy wzrost kosztów energii na swoje barki! To oznacza, że producenci i przetwórcy mleka będą musieli w znacznej części pokryć, nie tylko koszty przywróconego 5-procentowego VAT na produkty mleczarskie, ale też i koszty wzrostu cen energii dla konsumentów. Wątpię, czy branża mleczarska udźwignie ów ciężar dobroczynności serwowany przez wielkie sieci handlowe.  Rolnicy zdają sobie sprawę, że czekają ich lawinowe obniżki cen skupu. Coraz głośniej mówi się o protestach mleczarzy.  Ale ekipa premiera Tuska ma po uszy rolniczych konfliktów i niepokojów. Zaczyna je wręcz traktować jako główny oręż Zjednoczonej Prawicy w obecnej nawalance politycznej.
– Wszak to obecna opozycja, gdy była u władzy sprawiła, że rolnicy wpadli w poważne tarapaty, które my teraz musimy rozwiązywać. Ale to tylko na nas spływa olbrzymia fala krytyki, a zapomina się o winach Zjednoczonej Prawicy – takie słychać głosy ze strony rządzących.
       Można powiedzieć, że są w tym rozumowaniu pewne racje. Bo planowany na 10 maja przez PiS i Solidarność marsz, do którego zaproszono rolników, będzie w istocie także protestem przeciwko złej polityce poprzedniego rządu. Ale prawdą jest, że instrumenty do naprawienia tego zła są w rękach obecnej ekipy sprawującej władzę. Bo na żadne wspólne działania ponad podziałami politycznymi się nie zanosi. Chociaż chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe Polski. To na pewno jest ważniejszą kwestią niż walka o stołki. Jeszcze kilka tygodni temu poseł Jan Krzysztof Ardanowski wyraźnie mówił, że obecność polityków na protestach, w tym także tych z Platformy jak i z PiS-u, szkodzi załatwieniu zawodowych interesów rolników. Zgadzam się z tą opinią.        
       Nierolnicza część społeczeństwa odwraca się od rolniczych protestów organizowanych przez zbożowców. Dlaczego się tak dzieje? Przyczyn tego stanu rzeczy jest przynajmniej kilka. Nastąpiło zmęczenie rolniczym gniewem, który tak bardzo utrudniał miastowym życie blokadami dróg czy też zatłoczonych miast. Ludzie wręcz pytają: czego ci chłopi jeszcze chcą? Wszak z przekazów rządowych wynika, że prawie wszystkie żądania zostały spełnione. Zostały ograniczone niektóre rygory wynikające z „Zielonego Nieładu”,  złagodzono biurokrację unijną, uszczelniono granicę z Ukrainą i przyznano pieniądze na dopłaty do zbóż. Tak na marginesie w owych rządowych przekazach zabrakło słowa „nieco”. Czyli przyznano nieco pieniędzy na dopłaty, nieco uszczelniono granicę z Ukrainą czy też nieco ograniczono „Zielony Nieład” i brukselską biurokrację.
       Warto zwrócić uwagę, że próbuje się odwrócić uwagę opinii publicznej od rolnictwa innymi tematami o dużym wymiarze społecznym. Na pierwszy ogień poszedł niecny proceder sprzedawania gorzały na stacjach benzynowych. Tak jak by ta gorzała była bardziej szkodliwa od tej sprzedawanej w Biedronce czy też w innych Lidlach?  Ale ów problem, zajął nie tylko media głównego nurtu, ale też i zwykłych użytkowników mediów społecznościowych.
       Główni komentatorzy co znają się na wszystkim, czyli na COVIDZIE, wojnie w Ukrainie, na rolnictwie i wszelakich wyborach, ochoczo włączyli się w alkoholową debatę. Na pewno któryś z nich wpadnie na to, że rolnicy napili się na ORLENIE i po pijaku zaczęli blokować drogi. Zaś zboże z Ukrainy było tylko wymówką uzasadniającą nadmierne spożycie! Wiem, że niejeden z Czytelników może mi zarzuci, że piszę zwykłe głupoty. Jednak, gdy jeden z komentatorów, będąc oczywiście trzeźwy, zaczął głośno kojarzyć rolnicze protesty z ruską agenturą, to uznałem, że i ja mogę przeholować!  Jednocześnie podpowiadam: wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych nie oznacza bynajmniej zakończenia rolniczych konfliktów. Zaś ci, co korzystali ze stałego źródełka zawsze znajdą dostęp do wody ognistej! Chociaż można wprowadzić bardziej prozdrowotne rozwiązanie. Otóż do każdej butelki gorzały o pojemności 700 mililitrów sprzedawanej na stacji benzynowej, trzeba zakupić 6 butelek kefiru albo 2 litrowe butelki maślanki – oczywiście polskiego kefiru i polskiej maślanki. Boże broń nas od niemieckich wynalazków!
 

Współpraca