Sieci detaliczne bardziej skłonne do kompromisów z dostawcami ws. cen
05.10.2022 -
Największym problemem producentów żywności są bardzo szybko rosnące koszty, czyli tzw. inflacja producencka, przy jednocześnie coraz bardziej ograniczonej możliwości pokrywania tych kosztów poprzez podnoszenie cen produktów – powiedział PAP Biznes Andrzej Gantner, wiceprezes PFPŻ ZP. Jak przyznał, sieci detaliczne są obecnie bardziej elastyczne niż kiedyś w kwestii renegocjowania cenników z dostawcami.
Ceny energii głównym problemem firm spożywczych
Spółki borykają się ze wzrostem kosztów podstawowych, takich jak energia elektryczna, koszty gazu, węgla. Drożeje także wszystko na co mają wpływ koszty nośników energii np. opakowania – część z nich związana jest z przemysłem chemicznym i innymi energochłonnymi gałęziami produkcji – wymienił wiceprezes i dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności Związek Pracodawców.
W jego ocenie, w kwestii cen i dostępności surowców, sytuacja na rynkach światowych ustabilizowała się, głównie z powodu wznowienia eksportu zbóż z Ukrainy oraz dzięki spadkowi popytu, ze względu na przewidywania nadchodzącej recesji. Pojawiły się za to problemy z logistyką produktów żywnościowych, głównie w zakresie transportu samochodowego.
Koszty tu bardzo szybko rosną, nie tylko z powodu wzrostu cen paliw, ale także poważnych niedoborów kierowców zawodowych. Z tym problemem mierzy się cała UE – powiedział Andrzej.
Sytuacja podobna jak po Brexicie
Jak przypomniał, podobna sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii po Brexicie, kiedy wielu kierowców wyjechało z Wielkiej Brytanii.
Nagle okazało się, że z powodu rozerwania łańcucha logistycznego sklepy w Wielkiej Brytanii zaczęły świecić pustkami. W Polsce podobne problemy wywołały ogromną panikę w przypadku cukru – ocenia ekspert.
Kolejny problem firm produkujących żywność to - według Andrzeja Gantnera - ciągłość zaopatrzenia.
Jeszcze przed pandemią firmy zamawiały „just in time”, czyli tylko tyle środków do produkcji, tyle opakowań, ile potrzebowały na bieżąco. Dzięki temu koszty magazynowania i kapitału potrzebnego do zakupów były znacząco mniejsze niż obecnie. Teraz, zakłady nie mogą czuć się bezpiecznie jeśli chodzi o ciągłość produkcji bez posiadania zapasów na okres miesiąca, dwóch, czy więcej. Jest to kolejny duży koszt dla firm, bo pojawia się konieczność przechowywania, rozbudowy magazynów, zmian systemu logistycznego – tłumaczy.
Zbyt szybkie wzrosty cen nośników energii
W efekcie, skoki kosztów są na tyle nagłe i duże, że ceny, które producent wynegocjował np. miesiąc wcześniej, bardzo szybko przestają pokrywać koszty produkcji. To problem, którego wszyscy się obawiają. Podniesienie cen przez dostawcę nie jest proste, zakłada konieczność renegocjacji cenników z kupcami. To często nie dzieje się wystarczająco szybko, więc dostawcy stają przed alternatywą: albo będę dostarczał po cenach, które nie pokrywają wszystkich kosztów, albo nie będę dostarczał wcale - dodał wiceprezes PFPŻ.
Jak przyznaje, od pewnego czasu sieci podchodzą bardziej elastycznie do kwestii renegocjowania cenników.
Jeszcze dwa lata temu było to bardzo trudne, teraz widzimy już zdolność do kompromisu, ale na pewno podwyżki cen na półkach w sieciach nie odbywają się tak szybko jak w poszczególnych sklepach, które mogą dowolnie podnieść ceny z godzinę na godzinę – dodał.
Dodał, że na razie zjawisko sprzedawania swoich produktów po kosztach nie jest powszechne.
Część firm stara się podnosić ceny, niektóre zrobiły to już dwukrotnie w tym roku. W trudniejszej sytuacji są małe i średnie przedsiębiorstwa, bo mają słabszą pozycję negocjacyjną, a zarazem z powodu mniejszej skali produkcji ich koszty jednostkowe są większe niż dużych firm – ocenia Andrzej Gantner.
Coraz większa nieprzewidywalność na rynku
Ekspert poruszył także problem braku stabilizacji i przewidywalności na rynku nośników energii.
Firmy obawiają się tego, że np. dowiedzą się z dnia na dzień, iż koszt energii wzrósł o 300% co sprawi, że produkcja przestanie się spłacać, co zmusi do ponoszenia strat lub zaprzestania produkcji. Możliwe są upadłości, szczególnie dotyczy to firm wytwarzających produkty wrażliwe cenowo, które możemy, ale nie musimy kupić. Konsumenci, jeżeli zmuszą ich warunki finansowe, zrezygnują z tych produktów lub poszukają tańszych zamienników – ocenia wiceprezes PFPŻ.
Dodał, że chodzi tu o produkty z tzw. segmentu premium, np. produkty funkcjonalne, ekologiczne.
Z wypowiedzi Andrzeja Gantnera wynika, że producenci żywności obawiają się przerw w zasilaniu, jednak zależy to od wielkości zakładu, od jego zapotrzebowania na moc, możliwości kogeneracji, czyli zastępowania jednych źródeł energii innymi, np. energią z biogazowni czy farmy solarnej.
Biorąc pod uwagę to, że większość zakładów produkcyjnych potrzebuje relatywnie dużych mocy, są to tylko półśrodki, które mogą wystarczyć najwyżej na chwilowe podtrzymanie produkcji. Dlatego branża spożywcza wysłała apel do premiera i ministra rolnictwa, by zmienić zapisy rozporządzenia o dostępności gazu i energii elektrycznej w taki sposób, by nawet przy najwyższych stopniach zasilania moce dostarczane do zakładów spożywczych wystarczyły na ich funkcjonowanie. Nie zapominajmy, że tu nie chodzi tylko o same zakłady produkcyjne, ale też magazyny, chłodnie, oczyszczalnie ścieków, sklepy i firmy z innych branż, które produkują środki do produkcji żywności, tak jak np. Grupa Azoty – powiedział Andrzej Gantner.
Jak podkreślił, „bez utrzymania funkcjonowania łańcucha chłodniczego produkty spożywcze albo zmarnują się w kanałach dystrybucji, albo nie wyjadą z zakładów”.
(05.10.2022 za portalspozywczy.pl/PAP)