Większe zyski, niższe koszty, czyli rzecz o grupach producenckich

18.04.2020 -

Grupy producenckie, jak każda inna forma współpracy, mają swoje wady i zalety. Czy zauważalne będą korzyści finansowe, ograniczenia swobody, możliwość uzyskania pomocy lub konieczność jej udzielania – zależy od grupy i punktu widzenia jej członków.

Od lat rolnicy zachęcani są do tworzenia grup producenckich. Głośno mówi się o zyskach płynących ze zwiększenia skali działań, wzajemnym wsparciu oraz ograniczeniu liczby pośredników. Zalet jest wiele, nawet jeśli pominąć kwestie dofinansowania grup, które dla części rolników było motywacją do działania w tym zakresie.

Ceny

Sektor wołowiny charakteryzuje się bardzo dużym rozdrobnieniem produkcji, średnia wielkość stada bydła mięsnego to ok. 20 krów mamek, a z małą skalą wiąże się mała siła negocjacyjna i konieczność korzystania z usług pośredników. Tworzenie grup producenckich, złożonych choćby z kilku podmiotów, daje możliwość negocjowania cen, których w pojedynkę osiągnąć się nie da. Dotyczy to nie tylko cen zbytu, lecz także zakupu środków do produkcji. Będąc liczącym się partnerem dla firm sprzedających nawozy, kolczyki lub materiał hodowlany można uniknąć cen detalicznych oraz obniżyć koszty transportu. Zgodnie z doświadczeniem Wiesława Pilcha, prezesa Spółdzielczej Grupy Producentów Żywca Wołowego „Bukat”, w przypadku komponentów białkowych (np. DDGS) jest to 250-300 zł na tonie.

Jednak najgłośniej zaznaczane są różnice w cenach zbytu. Dla członków grup producenckich na wyższe ceny składa się kilka czynników, m.in. możliwość zrezygnowania z usług pośredników skupujących bydło, o których wiele można mówić, ale najpewniejsze jest to, że jak w przypadku każdego kolejnego ogniwa w łańcuchu produkcji, chcą zarobić i stratny na tym będzie rolnik, a nie konsument. Ponadto grupa może zorganizować jeden transport dla większej stawki zwierząt, co również przynosi oszczędności. Większa skala to wyższe ceny od odbiorcy zwierząt, jednak o ile?

– Podam przykład aukcji organizowanych przez Polski Związek Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego kilka razy do roku, bo to de facto jest przykład funkcjonowania w grupie. Sprzedajemy ok. 140 sztuk bydła, odsadków w wadze do 300 kg, ceny są zazwyczaj wyższe od ceny rynkowej o 10-12%, bo jesteśmy w stanie mieć w jednym miejscu taką liczbę zwierząt, że kontrahent jest gotów zapłacić więcej, oblicza sobie bowiem, że ma mniejsze koszty, nie musi poświęcać czasu na jeżdżenie po gospodarstwach, wysyła jeden transport, ma wszystko w jednym miejscu. I tak samo jest z funkcjonowaniem grupy, to jest przede wszystkim negocjacja lepszych cen zbytu, bo to jest inna skala produkcji, zupełnie inaczej, jak ktoś ma 4 sztuki, a jak grupa ma 200 – zaznaczył Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.

Podobne zdanie miał Wiesław Pilch, podkreślając, że celem grupy jest uzyskanie najwyższej ceny rynkowej z danego momentu, co jest możliwe dzięki skali ok. 4,5 tysiąca sztuk rocznie, która uczyniła grupę partnerem dla kontrahentów.

Elastyczność i benefity

Poza różnicami cenowymi większa liczba zwierząt umożliwia dostawy do więcej niż jednej ubojni, a co za tym idzie, daje możliwość manewrowania i łatwiejszego dostosowania się do popytu ze strony danej rzeźni. Istotne są również zasady współpracy z zakładem ubojowym, który doceniając elastyczność ze strony grupy np. w sytuacji zaspokojenia zwiększonego popytu, może odwdzięczyć się w przypadku bessy na rynku, patrząc na historię sprzedaży danego podmiotu, jak zaznaczył prezes Pilch.

Podobne relacje mają znaczenie przy zakupie większej liczby zwierząt od stałych dostawców. Można wynegocjować wyższe ceny, ofertę lepszą jakościowo i pewnego rodzaju zaufanie, gdyż dostawca inaczej będzie podchodził do możliwości utraty klienta dokonującego regularnie dużego zakupu.

Ułatwienia

Grupy producenckie, jako mniejsze lub większe zrzeszenia ludzi borykających się z podobnymi problemami, mogą w ciekawy sposób podchodzić do ich rozwiązywania. Najpowszechniejszym udogodnieniem jest zakup maszyn do wspólnego użytkowania. Jednak grupy inwestują również w inne projekty, np. w samochody do przewozu cieląt, co może przekładać się na duży zysk, gdyż odpowiednia dbałość o higienę i warunki przewozu młodych zwierząt skutkują mniejszym odsetkiem zachorowań „potransportowych”.

Interesującą inwestycję opisał prezes grupy Bukat, w której zainwestowano w zakup samochodu chłodni „do uboju z konieczności”. W przypadku kłopotów samochód ten, prowadzony przez wykwalifikowanego ubojowca, dojeżdża do gospodarstwa członka grupy, gdzie przeprowadzana jest procedura związana z tego typu ubojem, po czym pod nadzorem lekarza weterynarii tusza przewożona jest do ubojni, co umożliwia, o ile nie ma przeciwwskazań, uratowanie jej wartości rzeźnej.

Ponadto współdziałając, łatwiej jest kontrolować uczciwość rzeźni odnośnie parametrów ubojowych. Rolnik z ważną książeczką sanepidowską może być obecny przy dokonywaniu badań i pomiarów zwierząt, które odstawił do ubojni, jednak wymaga to czasu, a do tego czasami może spotkać się z utrudnieniami ze strony zakładu. Jednak dużemu dostawcy łatwiej będzie uzyskać zgodę na wejście, a oddając większą stawkę zwierząt, od kilku członków, można zaangażować do tego zadania mniej osób i zaoszczędzić czas.

Przetrwanie kryzysów

Jeżeli grupa funkcjonuje tak, jak powinna, to w chwili zawirowań na rynku będzie stanowiła pewnego rodzaju bufor bezpieczeństwa dla swoich członków. Grupa producencka z wypracowaną pozycją negocjacyjną na rynku będzie miała stabilniejszą sytuację niż samodzielny rolnik, oczywiście przy mądrym zarządzaniu oraz lojalności członków.

Ponadto grupy mogą w pewnym stopniu zabezpieczyć się finansowo na sytuacje awaryjne lub zmiany przepisów. Wiesław Pilch zaznaczył, że w przypadku dynamicznych zmian legislacyjnych grupa, na czele której stoi, chce mieć możliwość szybkiego reagowania, a co za tym idzie, niezbędny jest zasób finansowy przewidziany na takie cele.

Wady

Jednak, jak wiadomo, każdy medal ma dwie strony. Do wad grup producenckich zaliczane jest ograniczenie możliwości sprzedaży poza grupą produktów wyprodukowanych w gospodarstwie danego członka do maksymalnie 20% Większość hodowców jest przekonana w mniejszym lub większym stopniu, że najlepszy sposób na zrobienie czegokolwiek to wykonanie zadania samodzielnie. Pokutuje to w przypadku prób współdziałania i związanych z tym ograniczeń swobody, a przepisy dotyczące sprzedaży poza grupą są surowe – nieprzestrzeganie wytycznych skutkuje wykreśleniem z rejestru marszałka województwa.

Kolejną wadą są kwestie administracyjne i prawne, a w szczególności interpretacja przepisów, która może być różna w zależności od tego, przez kogo jest dokonywana. Często niezbędne jest skorzystanie z pomocy prawników patrzących na produkcję rolniczą wyłącznie pod względem formalnoprawnym, nieznających sposobu funkcjonowania sektora wołowiny. Zdarzają się urzędnicy rozumiejący realia rządzące rolnictwem, jego specyfikę. Nie należą oni jednak do większości. Często konieczność uzupełniania stosu dokumentów, długo trwające procedury administracyjne, sprawozdania i przebieg ubiegania się o dofinansowanie wymagają tyle wysiłku, że niejeden rolnik jest zniechęcony do funkcjonowania w grupie.

– To jest droga przez mękę. Znam nawet spółdzielnie, w których rolnicy po pierwszym roku rezygnowali, ze względu na procedury administracyjne i pozbawiony zrozumienia aparat urzędniczy, szczególnie w przypadkach podważania całkowicie faktur, np. za sprzedaż 30 sztuk, podczas gdy niejasność dotyczy 1 czy 2 sztuk. Nagle coś, co miało przynieść korzyść, wymaga dopłacenia. Taki brak zysku zniechęca rolników do grupy. Choć zaletą jest to, że przeszkody administracyjne można zwalczać lub zmieniać je ustawowo poprzez rozporządzenia i zmiany legislacyjne. Nie ma „twardego podejścia” ze strony ustawodawczej, strona ministerstwa jest otwarta na dyskusje i zmiany przepisów, które ułatwiałyby funkcjonowanie grup producenckich, bo jest to korzystne dla wszystkich, i dla rolników, i dla państwa. Pamiętajmy, że sektor wołowiny w większości opiera się na eksporcie, więc to są też pieniądze dla skarbu państwa – mówił prezes Zarzecki.

Z problemami administracyjnymi można walczyć i je eliminować. Jednak z utrudnieniami wynikającymi z mentalności rolników już nie jest tak łatwo. Brak zaufania można uznać za główny problem uniemożliwiający grupom producenckim pełne wykorzystanie leżącego w nich potencjału. Do prawidłowego, czyli efektywnego, działania grupy konieczne są trzy elementy. Pierwszy to zaufanie do działań zarządu, do innych członków grupy, wiara w korzyści, choćby odsunięte w czasie, które można osiągnąć, współpracując, oraz w to, że ściśle współpracująca grupa pomoże członkom przetrwać czasy kryzysów, rozsądnie zarządzając sprzedażą i zasobami.

– Spółdzielczość jest przyszłością, potężną szansą, jedynym rozwiązaniem obniżania kosztów i zwiększania dochodów, a my mamy cały czas z tym problem. Badania pokazują, że tylko kilkanaście procent rolników jest w stanie zaufać sobie, żeby tworzyć grupy producenckie – powiedział prezes Zarzecki.

Drugim jest lojalność i choć ściśle związana jest ona z zaufaniem, to ma większą wagę. W chwili wyłamania się choćby jednego członka, na przykład takiego, który celowo przekroczy sprzedaż poza grupą, może dojść nie tylko do wykreślenia grupy z rejestru, lecz także do jej rozpadu. Szczególnie w obecnych czasach, tak wielu zawirowań w sektorze wołowiny, wyłamanie się z szeregu może spowodować u pozostałych członków zwątpienie w oferowaną przez grupę korzyść i stabilizację. I cóż z tego, że apelacja o unieważnienie skreślenia może zostać pozytywnie rozpatrzona przez Agencję, jeżeli w grupie dojdzie do rozłamu. Dlatego w przypadku faktycznej chęci wieloletniego funkcjonowania w grupie producenckiej tak ważne jest uczestnictwo w grupie, która nie została stworzona tylko z powodu dofinansowania. Może i pieniądze są popularną motywacją, jednak z perspektywy czasu dość kruchą i grupy skupione głównie na tym po ustaniu 5-letniego okresu wsparcia często przestają istnieć. To związane jest też z trzecim elementem niezbędnym do efektywnego funkcjonowania grupy, czyli pomysłem na jej działalność – celem lub celami, do których grupa chce dążyć, pomysłem na kierunek rozwoju.

– Jeżeli grupa jest zarządzana przez odpowiednie osoby, mające chęć zarabiania, a nie tylko egzystowania w zakresie produkcji rolnej, to są same zalety, nie ma żadnych wad – zaznaczył prezes Pilch.

Pomysł na dalsze wsparcie

Założenia dotyczące funkcjonowania grup producenckich na polskim rynku są dobre, część przeszkód można usunąć, jak jednak wspomóc i zachęcić rolników do działania w tym zakresie?

– Jeżeli grupa istnieje 5 lat, to szkoda, by straciła po tym okresie możliwość uzyskania dofinansowania, myślę, że będziemy o tym rozmawiać, można pomyśleć o wyznaczaniu grupom, które funkcjonują na rynku po okresie zakończenia okresu wsparcia, nowych możliwości rozwoju, dać im szanse pozyskania środków finansowych na działanie grupy, ale może w innym zakresie funkcjonowania. Wiążę także duże nadzieje z ubojniami rolniczymi. W nowym programowaniu Wspólnej Polityki Rolnej będzie możliwość finansowania, tworzenia małych zakładów ubojowych, nie tylko przez rolników indywidualnych, ale także przez grupy. Jeżeli grupy producenckie miałyby możliwości zdobycia dofinansowania na zasadzie 50% do tworzenia małych zakładów ubojowych, do przetwórstwa, to byłby dobry kierunek, który pozwalałby nie tylko mądrze wykorzystać środki unijne, ale przede wszystkim wspierałby rolników i grupy, skracając drogę od pola do stołu poprzez eliminację pośredników – mówił prezes Zarzecki.

Ciężko jest uwierzyć w niektóre opinie społeczne mówiące, że działanie w spółce czy spółdzielni zawsze kończy się zyskiem wyłącznie kilku wybranych osób. Sytuacja jest podobna do każdego innego rodzaju współpracy: aby osiągnąć zysk, trzeba włożyć pracę, szukać najlepszych opcji, ufać innym członkom grupy, pamiętając jednak, że nie jest to równoznaczne ze ślepą wiarą. Zachowanie zdrowego rozsądku może pomóc osiągać zyski przy zminimalizowanej możliwości strat.

(18.04.2020 za farmer.pl)


Współpraca