Czas na trudne pytanie

Unia Europejska rozpada się na naszych oczach – w pierwszym kraju będzie referendum w sprawie wyjścia ze Wspólnoty, Unia nie radzi sobie z napływem muzułmanów, a w tym czasie unijni urzędnicy zajmują się regulacjami o odstępie szczebli w drabinach czy optymalnej ilości spuszczanej wody w toalecie. Dodatkowo Polska w 2016 roku stanie się płatnikiem neto czyli będzie więcej wpłacać do unijnej kasy niż otrzymywać. Czy jest zatem sens dalej tkwić w tym szaleństwie?



W Wielkiej Brytanii 23 czerwca odbędzie się referendum, w którym obywatele tego wyspiarskiego kraju odpowiedzą czy chcą wyjścia z Unii Europejskiej. Stanie się tak mimo specjalnego statusu i praw, jakie Zjednoczone Królestwo otrzymało od Unii. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej popiera 45% Brytyjczyków, a pozostanie we Wspólnocie 36% badanych – wynika z sondażu YouGov opublikowanego w styczniu w dzienniku „The Times”. To największe poparcie dla tzw. Brexitu od września ub.r. Co więcej, mer Londynu Boris Johnson, osoba ciesząca się wielkim poważaniem w Wielkiej Brytanii, ogłosił w niedzielę, że zaangażuje się w kampanię na rzecz wyjścia W. Brytanii z UE wbrew premierowi Davidowi Cameronowi, który zapowiedział, że będzie rekomendował pozostanie w Unii. – Będę namawiał do głosowania za opuszczeniem Unii, ponieważ chcę lepszego porozumienia dla ludzi w Wielkiej Brytanii, aby oszczędzić ich pieniądze i przywrócić kontrolę – oświadczył charyzmatyczny mer stolicy w przemówieniu wygłoszonym przed swoim domem w północnym Londynie. Jak oświadczył, kocha Europę i Brukselę, w której mieszkał. – Ale nie należy mylić cudów Europy, wakacji w Europie, fantastycznego jedzenia i przyjaźni z projektem politycznym, który działa od wielu dziesięcioleci i teraz grozi, że całkowicie wymknie się spod kontroli demokratycznej – wskazał Boris Johnson.

Niezależnie od wyniku brytyjskiego referendum, jest ono początkiem końca Unii Europejskiej. Jeszcze 5 lat temu nikt przy zdrowych zmysłach nie śmiałby powiedzieć nawet o teoretycznej możliwości takiego pytania obywateli. Co więcej, czeski socjaldemokratyczny premier Bohuslav Sobotka wyraził opinię, że w razie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej również w Czechach pojawi się dyskusja na temat podjęcia podobnego kroku. Następstwa opuszczenia UE przez Wielką Brytanię mogą być rzeczywiście ogromne – powiedział Sobotka zapytany w tej sprawie przez czeską agencję CTK. Wyraził przekonanie, że debat o wystąpieniu z UE można oczekiwać także za parę lat w Czechach, jeśli Wielka Brytania opuści Unię.

Należy postawić sobie pytanie czym jest Unia Europejska. W swoim szczytnym i słusznym założeniu miała być narzędziem do zapewnienia pokoju państwom Europy oraz wspomagać je w obszarach, w którym nie dają sobie rady. Tymczasem Bruksela przejmuje po kolei wszystkie kompetencje państw narodowych, którym pierwotnie miała służyć. Brytyjski profesor, Patrick Minford z Cardiff Business School, napisał książkę pt. „Czy Brytania powinna opuścić UE?”. Wylicza w niej, że dalsze członkostwo Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej będzie kosztowało jego kraj utratę co najmniej 13% PKB rocznie. Roczne straty Polski wynoszą natomiast 4 razy więcej niż kwota unijnych dotacji. Zdaniem profesora koszty wynikają z regulacji tworzonych w Brukseli: opartej na protekcjonizmie i interwencjonizmie polityki gospodarczej, która uderza w podatników i przedsiębiorców. Same wpłaty netto do Unii ze strony Wielkiej Brytanii wynoszą 0,5% PKB. Prof. Minford przeprowadził dokładne wyliczenia dotyczące członkostwa Wielkiej Brytanii w UE: unijna polityka protekcjonizmu (taryfy celne) oraz Wspólna Polityka Rolna kosztują brytyjską gospodarkę 4% PKB, czyli 2850 GBP na gospodarstwo domowe; unijne regulacje (w tym przede wszystkim w energetyce i finansach) kosztują brytyjską gospodarkę 6% PKB, czyli 4275 GBP na gospodarstwo domowe. Ponadto zwalniają wzrost PKB o 0,5% rocznie; większa integracja z Unią, w tym przede wszystkim przyjęcie euro oznaczałoby dla Wielkiej Brytanii zagrożenie dla stabilności gospodarczej. Już teraz transfery stymulacyjne mają wartość 2% PKB. Profesor ocenia, że łącznie na dalszym członkostwie w Unii każde brytyjskie gospodarstwo domowe będzie traciło 9265 GBP rocznie. Jeżeli w Polsce straty są podobne, oznacza to, że z powodu członkostwa w Unii Europejskiej nasz kraj traci 234 mld zł rocznie (to cztery razy więcej niż wynoszą roczne unijne dotacje dla Polski), czyli każde gospodarstwo domowe traci co roku 17,3 tys. zł. Koresponduje to z wyliczeniem Wiesława Wasilewskiego, który na seminarium Techmilk 2014 powiedział, że z każdego euro, które trafia do Polski z funduszy unijnych, na Zachód wraca 70-90 eurocentów.

Dodatkowo należy wziąć pod uwagę, że w 2016 roku Polska wpłaci do unijnego budżetu więcej niż z niego otrzyma. Potwierdził to Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju. Przyczyną tego mają być opóźnienia w wydawaniu środków. Kwieciński przypomniał, że w nowej perspektywie budżetowej Polska zagwarantowała sobie ok. 500 mld zł, ale pieniądze te wydawane będą przez kilka najbliższych lat, a składkę trzeba płacić co roku.

Jeśli Polska, czyli my wszyscy jej obywatele, ma tracić na obecności w Unii Europejskiej, która nie potrafi załatwić najżywotniejszych interesów swoich członków jak chociażby rosyjskie embargo na żywność, to może trzeba postawić sobie trudne pytanie o dalszy sens naszej obecności w tej organizacji? Jeśli Unia nie chce lub nie jest w stanie się zmienić, to może nie ma sensu?


Współpraca