Polsce potrzeba pracowników, nie imigrantów

W naszym kraju narasta problem z pracownikami. Część firm z tego powodu wstrzymuje inwestycje, inne są zmuszone do ograniczenia produkcji. Zdaniem części komentatorów, zwłaszcza lewicowych, lekarstwem na ten stan jest przyjęcie imigrantów. Czy jednak liczba ludzi przekłada się na liczbę pracowników?

– Z najnowszej edycji badania Plany Pracodawców, przygotowanego przez Instytut Badawczy Randstad, wynika, że wzrosła liczba pracodawców, którzy zamierzają zwiększyć zatrudnienie. Więcej miejsc pracy to nie tylko kwestia sezonu, ale stała tendencja od ponad 5 lat. Najnowszy raport pokazuje też trudności z pozyskiwaniem pracowników. Dlatego firmy rozważają zatrudnienie cudzoziemców – mówi Monika Fedorczuk, ekspertka Konfederacji Lewiatan. – Wzrost zapotrzebowania na pracę potwierdzają dane GUS wskazujące, że rośnie liczba zatrudnionych. Zgodnie z wynikami BAEL w pierwszym kwartale tego roku w Polce było ponad 17 mln pracujących. Pracodawcy od wielu miesięcy wskazują na trudności pozyskaniem odpowiednich pracowników, nawet mimo podwyżki płac. W opinii wielu z nich, brak możliwości zwiększania zatrudnienia stanowi jedną z najpoważniejszych barier rozwoju prowadzonej działalności – mówi Monika Fedorczuk, ekspertka Konfederacji Lewiatan. Tłumaczy, że w ostatnich latach pracodawcy przekonali się do zatrudniania cudzoziemców. – Co warto podkreślać, pracownicy zza wschodniej granicy są przyjmowani do pracy głównie ze względu na konieczność zapełnienia wakatów. Kwestie związane z niższym wynagrodzeniem nie odgrywają decydującej roli. Coraz częściej jednak padają opinie, iż zasoby pracowników z państw regionu Europy Wschodniej, którzy mogliby przyjechać do Polski i pracować na naszym rynku pracy, wyczerpują się – mówi. – To skłania niektórych pracodawców, a także agencje pracy tymczasowej czy agencje pośrednictwa pracy do sięgania po pracowników z krajów zdecydowanie bardziej oddalonych nie tylko geograficznie, ale i kulturowo. Jeśli zapotrzebowanie na pracowników będzie – a wszystko na to wskazuje – nadal utrzymywać się na tak wysokim poziomie, będziemy musieli przyzwyczaić się do obecności na rynku pracy osób pochodzących m.in. z krajów azjatyckich. W przypadku tych osób większe znaczenie będą miały bariery związane z nieznajomością języka czy odmiennościami kulturowymi – mówi Monika Fedorczuk.

Warto jednak zwrócić uwagę, że osoby z odmiennych kręgów kulturowych, to nie tylko potencjalni pracownicy. To w większości kłopoty. Ostatnie badania, przeprowadzone przez gazetę BT wykazały, że sprawcami 10 na 12 gwałtów, do których dochodzi w Danii, są imigranci lub ich potomkowie. Oparto się tu na sprawozdaniach karnych za okres od stycznia 2016 roku do maja 2017 roku. A od tamtej pory liczba ta wzrosła. Sprawcami byli imigranci z Macedonii, Somalii, Bułgarii, Iraku i Erytrei. Powszechnie wiadomo, że w Afryce odsetek ataków na tle seksualnym jest wyższy niż w innych częściach świata. W 2017 roku liczba gwałtów w Danii wzrosła o 196%. Marcus Knuth, czołowy duński polityk, stwierdził pod koniec 2017 roku, że imigranci winni zostać odesłani do domów, niezależnie od tego, czy mają pracę, czy nie. Niestety imigranci nie poprawili sytuacji na rynku pracy ani w Szwecji, ani we Francji czy w Niemczech. Jedyną konsekwencją ich przyjazdu jest radykalny wzrost przestępczości i rosnące koszty ich utrzymania.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców z dużym zadowoleniem przyjmuje ustalenia wczorajszego szczytu w Brukseli odnoszące się do kwestii relokacji imigrantów wewnątrz Unii Europejskiej. Okazuje się, że zdecydowana postawa polskiego rządu, w tym w szczególności premiera Mateusza Morawieckiego, ostatecznie się opłaciła – udało nam się doprowadzić do zahamowania szkodliwego pomysłu przymusowej relokacji imigrantów. Charakterystyka części imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki każe twierdzić, że ich przymusowe przyjęcie przez nasz kraj, byłoby sprzeczne z racją stanu i interesem polskiej gospodarki. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców jest jednocześnie przekonany, że Polska potrzebuje imigrantów pracujących – jest to obiektywny fakt wynikający z danych demograficznych. Deficytu ludności w wieku produkcyjnym, który w ciągu najbliższych dekad będzie się jedynie pogłębiał, nie da się w tym momencie uzupełnić prostym zwiększeniem liczby żywych urodzeń. Konieczna jest absorpcja ludności z zewnątrz – należy to jednak robić w sposób rozsądny i przemyślany, biorąc pod uwagę zarówno sytuację na rynku pracy, jak i nastroje społeczne. – W związku z powyższym, wyrażamy nadzieję, że wnioski z wczorajszego szczytu będą stanowić optymalny punkt wyjścia do dyskusji o unijnej polityce imigracyjnej. Polski biznes oczekuje bowiem, że zarówno na poziomie krajowym, jak i europejskim, wykreowany zostanie rozsądny model absorpcji imigracji – zbieżny z interesami i potrzebami gospodarczymi poszczególnych państw członkowskich. Dotychczasowe eksperymenty z „polityką otwartych drzwi” – dla wszystkich i niezależnie od okoliczności – dobitnie pokazały, że jest to koncepcja niesłuszna, powodująca wiele problemów, zwiększająca koszty funkcjonowania państwa i niesprawdzająca się w praktyce. Doceniając zatem osiągnięcie rozsądnego kompromisu, apelujemy o rozpoczęcie poważnych prac nad polityką imigracyjną uwzględniającą potrzeby rynku pracy, gwarantującą poszczególnym państwom bezpieczeństwo, a także stosowną do oczekiwań społecznych – podkreśla w swoim stanowisku Związek Przedsiębiorców i Pracodawców.

Kryzys imigracyjny w Europie rozpoczął się w 2015 roku, gdy do państw członkowskich zaczęła napływać fala imigrantów i uchodźców pochodzących z Afryki i Bliskiego Wschodu. Już wcześniej jednak niektóre państwa, przeważnie z przeszłością kolonialną, prowadziły bardzo ryzykowną politykę polegającą na absorpcji imigrantów ekonomicznych pochodzących z ww. państw, a następnie obejmowania ich rozbudowanym systemem świadczeń społecznych. W rezultacie, część państw zachodnich już przed 2015 rokiem borykała się z problemem stosunkowo dużego odsetka ludności korzystającego z zasiłków i opieki społecznej, nie podejmującego jednocześnie żadnej pracy zarobkowej. W rezultacie omawiany kryzys jedynie nasilił znane już wcześniej kłopoty, niosąc za sobą nowe zagrożenia, choćby w postaci niebezpieczeństwa napływu na terytorium Unii Europejskiej osób zaangażowanych w działalność terrorystyczną, którym łatwo było wtopić się w tłum ludzi zmierzający na prowizorycznych łódkach do Europy. Nie chcąc brać na siebie całkowitej odpowiedzialności za sytuację, główni decydenci w ramach Unii Europejskiej zdecydowali się zaproponować mechanizm przymusowej relokacji imigrantów. Gdyby został on przyjęty, Polska byłaby zmuszona do przyjęcia na swoje terytorium określonej liczby imigrantów i objęcia ich opieką. Pomysł był z gruntu kuriozalny – przede wszystkim sami imigranci nieszczególnie obejmowali nasz kraj jako miejsce docelowe swojej tułaczki – z reguły kierowali się oni w stronę Niemiec albo Francji, gdzie mogli liczyć na bogate wsparcie socjalne. Jednocześnie dla Polski, będącej wciąż państwem dużo uboższym niż najbardziej rozwinięte gospodarki Unii Europejskiej, obciążenie finansowe wynikające z przymusowego przyjęcia imigrantów byłoby nieproporcjonalnie wysokie. Z tego też powodu Polska od początku zdecydowanie sprzeciwiała się temu mechanizmowi. Jak się okazuje – upór i zdecydowanie opłaciło się.

Warto zwrócić jeszcze uwagę na raport Najwyższej Izby Kontroli, z którego jednoznacznie wynika, że na prawie 1,5 tys. zezwoleń i oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi wykazało, że 83% z nich nie podjęło jej po przekroczeniu granicy – poinformowała Najwyższa Izba Kontroli, przedstawiając informację Sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej. Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła dwie kontrole dotyczące zatrudniania cudzoziemców w Polsce. Pierwsza odbyła się w 2015 roku, a druga w roku 2017. Obie wykazały, że uproszczony system zatrudniania cudzoziemców, oparty na rejestracji oświadczeń o zamiarze zatrudnienia, umożliwił pracodawcom składanie nieprawdziwych oświadczeń, na podstawie których wyłudzano wizy pracownicze, by dzięki nim wjechać do państw strefy Schengen.

Obraz, jaki wyłania się z coraz większej ilości informacji, jest taki, że niezależnie od kraju pochodzenia, cudzoziemcy nie uratują polskiego rynku pracy. Nie zrobią tego ani Ukraińcy, ani tym bardziej imigranci z Afryki czy Bliskiego Wschodu. Polskie firmy i rząd w tej sytuacji mają tylko dwa źródła, skąd mogą pozyskać nowych i odpowiednich ludzi do pracy. Pierwszym są Polacy ze wschodu, którzy trafili tam w ramach stalinowskich wywózek. Znacząca ich część, a także ich potomków, chciałaby powrócić do ojczyzny. Drugą możliwością są Polacy, który wyjechali do Wielkiej Brytanii. Polska może skorzystać na Brexicie i postarać się ściągnąć ich z powrotem.

 


Współpraca