Rolnictwo niszczone przez unijnych biurokratów
Polityka rolna do niedawna była ulubieńcem unijnych decydentów. Od powstania Komisji Europejskiej podkreślała ona, niezależnie od tego kto byłby przewodniczącym, szczególne znaczenie rolnictwa. Jednak w ostatnich latach wydaje się, że rolnictwo nie tylko, co straciło swoją uprzywilejowaną pozycją, co wręcz stało się celem systemowego niszczenia unijnych biurokratów.
Przekaz płynący obecnie z Brukseli jest jednobrzmiący – za wszelką cenę obniżamy emisję CO2. Równocześnie należy przypomnieć, iż zawartość dwutlenku węgla w atmosferze wynosi jedynie 0,03-0,04 proc. i jest niezbędny do procesu fotosyntezy w roślinach.
Tymczasem w myśl europejskich wytycznych, 18 listopada br. rząd Danii porozumiał się z opozycją i od 2030 r. zostanie w tym kraju wprowadzony podatek od dwutlenku węgla w rolnictwie. Jak czytamy, na początku rolnicy zapłacą 120 koron (ok. 70 zł) za tonę CO2, a w 2035 roku wysokość podatku wzrośnie do 300 koron (ok. 175 zł). Inne części porozumienia dotyczą m.in. przekształcenia do 2045 roku 10 proc. powierzchni kraju w obszary przyrodniczo-leśne. Co ważne, umowę zawarto jeszcze w czerwcu. W efekcie nacisków producentów żywności pierwotnie proponowaną wysokość podatku od CO2 zmniejszono o 60 proc. W raporcie na ten temat proponowano bowiem stawkę za tonę CO2: 125 koron, 375 koron lub 750 koron. Oszacowano, że gdyby w życie wcielono najdroższy wariant opłaty klimatycznej, cena wołowiny wzrosłaby o 10 proc., wieprzowiny o 2 proc., a mleka o 5 proc. Według szacunków duńskiego rządu w 2030 roku rolnictwo będzie odpowiadać za połowę obciążeń klimatycznych Danii, a ich redukcja jest konieczna, aby osiągnąć cele UE. Umowa w rządowych w mediach określana jest jako "historyczna", a także "będąca wzorem do naśladowania przez inne państwa UE". Jednocześnie aktywiści klimatyczni z duńskiego oddziału organizacji Greenpeace porozumienie określają jako zbyt mało ambitne, krytykują m.in. zbyt późne wprowadzenie podatku w życie.
Równocześnie ważą się losy umowy handlowej pomiędzy Unią Europejską a krajami Mercosur czyli organizacją zrzeszająca Argentynę, Brazylię, Paragwaj i Urugwaj. Europejscy rolnicy, bez względu na kraj, wzywają europosłów do sprzeciwu. Umowa, negocjowana od wielu lat, budzi głębokie obawy w środowisku rolniczym, które podkreśla zagrożenia, jakie niesie dla stabilności sektora rolnictwa w Europie. Europejscy rolnicy ostrzegają, że umowa Mercosur może doprowadzić do poważnych zakłóceń na rynku rolnym, otwierając drzwi do importu tańszych produktów rolnych z Ameryki Południowej, które nie spełniają surowych unijnych standardów.
Chociaż umowa zapewnia pewne korzyści dla eksportu wybranych europejskich produktów, takich jak wino, oliwa z oliwek czy nabiał, w ocenie unijnych rolników jej struktura jest wyraźnie niesymetryczna. Największe zagrożenie dotyczy takich sektorów jak hodowla wołowiny, drobiu, produkcja ryżu, cukru i etanolu, które znajdą się pod presją konkurencji z tanimi produktami z Ameryki Południowej. W związku z tym, europejscy rolnicy apelują do europosłów o sprzeciwienie się ratyfikacji tej umowy. Ostrzegają, że krótkoterminowe korzyści dla ograniczonej liczby sektorów nie mogą przysłonić długofalowych, negatywnych skutków dla większości europejskiego rolnictwa. Wśród osób krytykujących umowę jest Jerzy Wierzbicki, Prezes Polskiego Zrzeszenia Hodowców Bydła Mięsnego, który podkreśla, że europejscy rolnicy alarmują, że umowa ta zagraża stabilności ich działalności poprzez otwarcie rynków na import tanich produktów rolnych z Ameryki Południowej, które często nie spełniają rygorystycznych unijnych standardów. - Takie działanie niesie ryzyko poważnych perturbacji na rynku europejskim, zagrażając konkurencyjności i żywotności lokalnych gospodarstw – mówi Jerzy Wierzbicki. Natomiast Jacek Zarzecki, Polska Platforma Zrównoważonej Wołowiny, podkreśla, że nasza żywność, nasze gospodarstwa oraz nasza przyszłość wymagają ochrony przed nieuczciwą konkurencją, która może podważyć dziesięciolecia postępów w zakresie zrównoważonego rozwoju i wysokich standardów produkcji rolnej. Podobnie uważa Wiesław Różański, prezes UPEMI. – Umowa z Mercosur jest bardzo szkodliwa dla unijnego i polskiego rolnictwa. Na rynek europejski mogą trafić ogromne ilości mięsa, co może poważnie zakłócić rynek. Nie ma na to naszej zgody, ale UE już zdecydowała – twierdzi prezes Różański.
Również polskie środowisko mleczarskie wyraziło zdecydowany sprzeciw. Organizacje reprezentujące branżę mleczarską zrzeszone w Porozumieniu dla Mleczarstwa, tj. Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich Zw. Rew., Związek Polskich Przetwórców Mleka, Krajowe Stowarzyszenie Mleczarzy, Polska Izba Mleka oraz Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka, z wielkim zaniepokojeniem śledzą przebieg rozmów pomiędzy Unią Europejską a krajami Mercosur oraz doniesienia wskazujące na możliwość finalizowania w najbliższym czasie umowy handlowej. Porozumienie dla Mleczarstwa wystosowało pismo do ministra rolnictwa, w którym czytamy, że Porozumienie w imieniu polskich producentów, jak i przetwórców mleka, apeluje do Pana Ministra o stanowczą obronę naszych interesów, w obliczu potencjalnie destrukcyjnego wpływu umowy z Mercosur na polskie i europejskie rolnictwo oraz branżę spożywczą. – Zapowiadane otwarcie europejskiego wspólnego rynku na produkty rolne z krajów Ameryki Południowej, w naszej ocenie doprowadzi do gwałtownego spadku rentowności polskich gospodarstw rolnych oraz przedsiębiorców i spółdzielni branży mleczarskiej, w wyniku nierównej konkurencji wynikającej z proponowanego kształtu umowy handlowej. Już sam potencjał w zakresie produkcji mleka i przetworów mlecznych takich krajów jak Brazylia czy Argentyna jest olbrzymi – Brazylia jest piątym a Argentyna 17 producentem mleka na świecie. Łącznie kraje MERCOSUR wytwarzają ok. 50 miliardów kilogramów mleka. Import z tych krajów miałby katastrofalny wpływ na polskich producentów i przetwórców mleka - czytamy w piśmie Porozumienia dla Mleczarstwa. Zdaniem Porozumienia przyjęcie proponowanego kształtu umowy z MERCOSUR uderzy w polskie gospodarstwa rolne prowadzące produkcję mleka, które już mierzą się z niepewnością co do swojej przyszłości, związaną z forsowaniem polityki Zielonego Ładu, a także perspektywą zwiększania się importu produktów rolno-spożywczych z Ukrainy. Konsekwencją uderzenia w polskie rolnictwo, w tym utraty miejsc pracy w sektorze rolnym, jest poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego kraju, szczególnie w obecnej sytuacji geopolitycznej, charakteryzującej się zagrożeniami dla łańcuchów dostaw. Polska, jak i cała Unia Europejska, nie może sobie dzisiaj pozwolić na wyparcie rodzimej produkcji i zastąpienie jej importem z państw spoza kontynentu.
Co ciekawe i pozytywnie zaskakujące, przeciwko unijnej umowie z Mercosur wyraźnie opowiedział się Czesław Siekierski, minister rolnictwa. Według MRiRW, proponowana umowa może przynieść pewne korzyści m.in. dla sektora przemysłowego i transportu morskiego, ale kosztem większości segmentów produkcji rolno-spożywczej. W szczególności ma to dotyczyć branży mięsnej (drobiu i wołowiny) oraz m.in. cukru i etanolu. MRiRW wskazało też, że produkty z krajów Mercosur w większości nie spełniają standardów UE, w tym także wymogów zrównoważonego rozwoju. - Między tym co zostało wynegocjowane w tej pierwszej fazie w 2019, a tym co jest prezentowane teraz jest pewna różnica. (…) Unia, żeby uzyskać pewne korzyści, głównie w obszarze przemysłu, w tym także przemysłu samochodowego oraz innego obszaru usług finansowych czy także ubezpieczeniowych (…) dokonała pewnych ustępstw w obszarze rolnictwa uważając, że będzie dawało to pewne korzyści dla całości gospodarki europejskiej - przypomniał Czesław Siekierski.
Suchej nitki na umowie nie zostawiają również analitycy. Grzegorz Rykaczewski, analityk sektora rolno-spożywczego w Santander Bank Polska S.A. - W kontekście unijnego rynku mięsa, który jest wysokokonkurencyjny i nasycony, liberalizacja handlu nie może pozostać bez wpływu na sektor. Obawy polskiej i unijnej branży mięsnej są zrozumiałe. Przy obecnym rocznym imporcie mięsa drobiowego z państw Ameryki Południowej na poziomie ponad 500 tys. ton, zwiększenie możliwości przywozu o kolejnych 200 lub nawet 300 tys. ton może w przyszłości tworzyć presję na ceny mięsa unijnego. Oczywiście w różnych latach stopień wykorzystania kontyngentu będzie różny – twierdzi Rykaczewski. Jego zdaniem, po wejściu w życie umowy możemy spodziewać się większej konkurencji na rynku unijnym.
Podpisanie umowy UE-Mercosur wzbudza wiele protestów wśród europejskich rolników. Stanowisko w tej sprawie wyrażone zostało przez unijną organizację rolników COPA-COGECA na Kongresie Europejskiego Rolnictwa, który odbył się w Bukareszcie pod koniec października br. Prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz wystąpił do premiera Donalda Tuska przedstawiając negatywne stanowisko wobec umowy z Mercosur-em. - Jako organizacja reprezentująca interesy rolników nie zgadzamy się z zaproponowanymi rozwiązaniami. Producenci z krajów Mercosur powinni spełniać te same standardy jakości oraz wymogi dotyczące ochrony klimatu i środowiska, co producenci krajów Unii Europejskiej - napisał Szmulewicz.
Od 14 listopada trwają we Francji różne akcje protestacyjne i strajki ostrzegawcze, między innymi rolników, który umowę o wolnym handlu np. z Ameryką Południową (Mercosur), są uważane za rodzaj „nieuczciwej konkurencji” i gwóźdź do trumny europejskiego rolnictwa. Francuscy rolnicy uważają, że ich postulaty i zagrożenie spowodowane polityką Brukseli, nie zostały spełnione. Uznali, że porozumienie z Mercosur zawierane jest „ze szkodą dla suwerenności żywnościowej, gospodarki i zdrowia konsumentów”. Sprzeciw rolników dotyczy nie tylko wspomnianej umowy, ale także braku spełnienia ich postulatów sprzed roku, wysokich podatków, narzucanych norm, zakazów używanie niektórych środków i nawozów, a przede wszystkim utraty rentowności. Farmerzy skarżą się, że za swoją ciężką pracę, która trwa znacznie dłużej, niż 35-godzinny tydzień pracy w innych sektorach, zarabiają czasami mniej, niż wynosi najniższy zasiłek. Rolnicy nie ukrywają wściekłości. Mówią o „miliardach wydawanych Ukrainę, na imigrantów i opiekę medyczną dla przybyszów”, miliardach na „oczyszczanie Sekwany” na olimpiadę i topieniu pieniędzy w pseudoekologicznych pomysłach, w czasie umieraniu krajowego rolnictwa. Na przeciw rolnikom wyszedł francuski premier, który obiecuje, iż zrobi dla nich wszystko co w jego mocy. Problem w tym, że większość kwestionowanych norm i przepisów to już nie prawodawstwa krajowe, a nakazy z Brukseli.
Jak będzie wyglądać europejskie rolnictwo za 10 czy 20 lat? Czy w ogóle będzie jeszcze istniało w obecnej formie? Czy gospodarstwa rodzinne przetrwają, a może zastąpią je wielkie należące do międzynarodowego kapitału farmy, jak ma to miejsce na Ukrainie? Przyszłość rolników z Francji, Niemiec, Polski, Włoch, Hiszpanii rozstrzyga się właśnie teraz. Przez chore normy emisji, nieuczciwe i niesprawiedliwe obciążenia oraz import żywność z krajów, które nawet nie słyszały od europejskich normach nie wróżą dobrze dla przyszłości.
Radosław Poniedzielski