Trwa ostatnie odliczanie do Brexitu
Za kilka dni odbędzie się najważniejsze od pięćdziesięciu lat referendum w Europie. Brytyjczycy zdecydują w nim czy wystąpić z Unii Europejskiej i pokazać tym samym innym narodom, że jest życie poza Unią, czy też w niej pozostać.
Dawno już europejski establishment, zarówno polityczny jak i gospodarczy, nie był tak przerażony. Aby skłonić Brytyjczyków do pozostania w Unii Europejskiej roztaczane są różne apokaliptyczne wizje. Im wyraźniejsza przewaga zwolenników Brexitu, tym większa histeria polityków, bankierów i wielkiego biznesu, podsycana przez media głównego nurtu. Argumenty przestrzegające Brytyjczyków przed głosowaniem na „tak” zaczynają się od prognozy katastrofy gospodarczej, spadku bezrobocia i PKB, przez osłabienie Europy, wzmocnienie Rosji, i możliwość rozkładu Unii jako takiej. Argumentacja zwolenników pozostania Zjednoczonego Królestwa w strukturach Unii Europejskiej opiera się na jednym – najprawdopodobniej błędnym – założeniu: że wyjście z Unii będzie oznaczać drastyczne ograniczenie kontaktów handlowych z kontynentalną Europą.
Jednak zdaniem części analityków nawet decyzja o wyjściu wyspiarzy ze Wspólnoty nie musiałaby oznaczać katastrofy. Jako przykład podają Szwajcarię, która decydując się nie wstępować do Unii nie ponosiła kosztów integracji europejskiej i zachowała pełną kontrolę nad własnym porządkiem prawnym, a jednocześnie uczestniczy w europejskiej strefie wolnego handlu i swobodnego przepływu ludzi, należąc do strefy Schengen. Jeśli niewielka Szwajcaria była w stanie wynegocjować z Unią korzystne umowy handlowe, to tym bardziej może to zrobić dysponująca zdecydowanie większą siłą przetargową 64-milionowa Wielka Brytania. Unijny eksport do Szwajcarii to 150,8 mld euro (dane za rok 2015), czyli raptem połowa tego, co do Wielkiej Brytanii.
Czy naprawdę ktoś może sądzić, że z dnia na dzień Brytyjczycy odgrodzą się od reszty Europy i rozpoczną wojnę handlową? Zresztą nawet gdyby – powiedzmy od 1 lipca – UK z punktu widzenia Unii została „krajem trzecim”, obie strony nadal będą związane regulacjami Światowej Organizacji Handlu (WTO), które zabraniają wprowadzania ceł i ograniczają pozataryfowe szykany w wymianie międzynarodowej.
Podobnego zdania jest ponad stu wysoko postawionych przedstawicieli świata finansjery z londyńskiego City. Opublikowali list, w którym opowiedzieli się za Brexitem. Napisali oni, że Brexit wzmocni pozycję City jako jedynej stolicy finansów konkurencyjnej wobec Nowego Jorku. Sygnatariusze są zdania, że generalnie udział Wielkiej Brytanii w procesie europejskiej integracji od 1973 roku był dla tego kraju korzystny. Jednak teraz członkostwo w Unii Europejskiej straciło sens, gdyż UE nie wspiera w wystarczającym stopniu innowacji i jest zbyt powiązana ze strefą euro, która – ich zdaniem – skazana jest na niepowodzenie. – Niewiele jest dowodów na to, że UE będzie wspierać ten rodzaj innowacji, który jest Europejczykom niezbędny do konkurowania z resztą świata” – napisali finansiści. – Martwi nas, że unijne podejście do regulacji stanowi obecnie rzeczywiste zagrożenie dla naszego przemysłu usług finansowych, a także konkurencyjności City – czytamy. Zdaniem ekspertów ze świata finansów i gospodarki, UE jest teraz w okowach euro, projektu szkodliwego dla społecznej i gospodarczej struktury krajów członkowskich, włączając w to wysokie bezrobocie wśród młodzieży. Wielu z nas obawia się, że problemy strefy euro okażą się nie do przezwyciężenia – głosi list.
Z drugiej strony Rzeczpospolita uważa, że Brexit w negatywny sposób odbije się na polskim eksporcie. Stracą m.in. producenci nabiału, słodyczy, a także firmy transportowe. Gazeta podkreśla, że wyjście Wielkiej Brytanii może mieć negatywne konsekwencje dla polskiej gospodarki, ponieważ pozostaje ona dużym partnerem handlowym – w ubiegłym roku Wielka Brytania zajmowała drugie miejsce po Niemczech, a wartość naszego eksportu wyniosła 12,1 mld euro, co stanowi 6,8% całkowitej sprzedaży zagranicznej polskich towarów. Duże straty mogą ponieść eksporterzy żywności. Rzeczpospolita podaje, że straty w eksporcie polskich towarów spożywczych na Wyspy Brytyjskie mogą sięgnąć 700 mln euro rocznie. Polski eksport do Wielkiej Brytanii rośnie nieprzerwanie od 2002 roku.
Mateusz Morawiecki obawia się, że może wystąpić efekt domina, jeśli dojdzie do Brexitu. – Uważam, że Wielka Brytania jednak pozostanie w Unii Europejskiej – podkreślił Morawiecki. Jak zaznaczył, obserwuje spowolnienie w gospodarce Chin, czy w Stanach Zjednoczonych. – Mamy wojnę tuż za naszą granicą – na Ukrainie, więc nie potrzeba nam dodatkowego „bólu głowy”, a byłoby nim wyjście Wielkiej Brytanii z UE – dodał.
Wicepremier może mieć rację w pierwszej kwestii. Na Wielką Brytanię są zwrócone oczy wielu obywateli. Szczególnie, że Unia, ogólnie mówiąc, źle traktuje wolę narodów. Holenderski deputowany Geert Wilders, którego antyunijna i antyimigrancka Partia Wolności prowadzi w sondażach popularności, za priorytet w przypadku wyborów postawiła sobie wyjście z – jak to ujmuje – „totalitarnej” Unii Europejskiej. Według lidera włoskiej prawicowej Ligi Północnej Matteo Salviniego „jeśli Europa jest taka (jak obecnie), lepiej jest być samemu niż w złym towarzystwie”. AFP zwraca uwagę, że we Włoszech jest jeszcze jedna partia eurosceptyczna: populistyczny i antysystemowy Ruch Pięciu Gwiazd, który w miniony weekend odniósł sukcesy w wyborach lokalnych. Z kolei w Wiedniu szefowa francuskiego Frontu Narodowego (FN) Marine Le Pen podkreśliła, że „Francja ma być może tysiąc razy więcej powodów, by wyjść z UE niż Wielka Brytania”. Brexit „pokaże, że możliwe jest życie poza UE” – komentowała Le Pen, której sondaże regularnie dają prowadzenie w pierwszej turze wyborów prezydenckich we Francji w 2017 roku. Szefowa FN skłania się ku „uzgodnionemu wyjściu” z UE w ramach referendum. Tego rodzaju wezwania do konsultacji społecznych mogą się mnożyć w Europie, jeśli dojdzie do Brexitu, i mogą odbijać się echem w krajach skandynawskich, również dotkniętych falą populizmu –- zauważa AFP. „Małe kraje, takie jak Dania i potencjalnie Szwecja, (...) stanowią część «grupy ryzyka», w przypadku Brexitu” – zauważa politolog Carsten Nickels z grupy analitycznej Bruxellois Teneo. Kraje-płatnicy netto do unijnego budżetu, a więc i kraje skandynawskie, obawiają się, że powtarzające się kryzysy europejskie wpłyną na ich dobrobyt.
Z opublikowanych w poniedziałek sondaży zrealizowanych dla „Guardiana” wynika, że rośnie przewaga zwolenników wyjścia W. Brytanii z UE. W badaniu telefonicznym i sondażu on-line 53% respondentów opowiedziało się za Brexitem, a 47% było przeciw.
Przy tak małej różnicy nie da się przewidzieć jak zagłosują Brytyjczycy. Niezależnie od wyniku, Unia Europejska musi się zmienić, bo w obecnym wydaniu traci rację bytu i mandat obywateli, którym ma przecież służyć.