Złotówka czy euro?
Polska w traktacie akcesyjnym do Unii Europejskiej zobowiązała się do przyjęcia tzw. Europejskiej waluty – euro. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że nie określono terminu, więc może to nastąpić za 10, 100 lub więcej lat. Mimo to nie brak w Polsce namawiaczy do jak najszybszego zastąpienia złotówki euro. Przyjrzyjmy się zatem bliżej tej walucie.
Nie chcąc wymieniać z nazwiska polityków czy samozwańczych ekspertów, którzy od lat gardłują za porzuceniem własnej waluty, przytoczmy kilka ich argumentów. Przede wszystkim za przyjęciem euro ma nas przekonywać obietnica stabilności, przynależności do europejskiej rodziny i europejskich zarobków. Aby jednak przyjąć tę walutę należy spełnić określone kryteria – stopnia zbliżenia wskaźników gospodarczych wskaźników gospodarczych do unijnej średniej. Nasze ministerstwo finansów i Komisja Europejska są tu zgodne – Polska nie spełnia żadnego z warunków przyjęcia do strefy euro.
Obecnie do strefy euro nie należy do niej siedem unijnych państw: Bułgaria, Czechy, Dania, Węgry, Polska, Rumunia i Szwecja. KE w raporcie podkreśliła, że wszystkie te państwa z wyjątkiem Danii są prawnie zobowiązane do przystąpienia do strefy euro. Dania korzysta z tzw. klauzuli opt-out, dającej jej możliwość nieprzystępowania do danej polityki UE, i z tego powodu nie podlega ocenie konwergencji. Spośród krajów członkowskich poza strefą euro najbliżej wejścia jest Bułgaria, która planowała wprowadzić wspólną walutę na początku 2025 r. W ocenie KE Bułgaria nadal nie spełnia jednak warunku dotyczącego stabilności cen. 1 stycznia 2023 r. do strefy euro weszła Chorwacja; obecnie liczy ona 20 państw.
W ocenie wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Bosaka, wszystkie państwa, które przystąpiły do strefy, doświadczyły wzrostu cen, utraty suwerenności gospodarczej i wpływu na własną politykę walutową. W przypadku państw słabiej rozwiniętych przemysłowo – wskazał – stwierdzono utratę konkurencyjności gospodarczej i wieloletnią niezdolność do jej odzyskania. – Kryzys w krajach słabszych był bezpośrednim następstwem błędów ekonomicznych przy konstrukcji strefy euro. O tym trzeba mówić i przed tym Polaków trzeba ostrzegać – uważa Bosak. Dodał, że większość ekonomistów wskazuje, że przeszliśmy łagodnie kryzys finansowy właśnie dlatego, że mieliśmy własną politykę monetarną i nasze władze monetarne mogły reagować na to, co dzieje się na rynku.
Euro jako waluta z globalnymi aspiracjami, ma mocnych i fachowych krytyków nie tylko w Polsce. Paul Krugman, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 2008 roku, podkreśla, że euro wciąż nie spełnia kryteriów dobrze funkcjonującej waluty, a jego wprowadzenie było błędem. Krugman w rozmowie z PAP zauważył, że problem pojawia się, gdy trzeba dostosować względne płace i ceny. – Będzie to znacznie trudniejsze do osiągnięcia, jeśli masz jednolitą walutę – musisz przeprowadzić wewnętrzną dewaluację, nie możesz przeprowadzić zwykłej dewaluacji waluty – wyjaśniał. Jako przykład podał Hiszpanię i Islandię. Ta druga – stwierdził – „była przez chwilę wzorcowym przykładem kryzysu finansowego”. Oba kraje miały ogromne przepływy kapitału, które zostały nagle odcięte. Rożnica pojawia się w walucie – Hiszpania jest w strefie euro, a Islandia ma własną walutę – koronę islandzką. – Islandia osiągnęła w zasadzie w jeden dzień dostosowanie cen względnych, co w Hiszpanii wymagało pięcioletniego wysokiego poziomu bezrobocia – ocenił uczony.
Krugman powiedział, że był i nadal jest sceptyczny wobec euro. W jego opinii posiada ono pewne zalety związane z prostotą jednej waluty, ale oznacza przede wszystkim „dużą utratę elastyczności”. – Uważałem, że euro było błędem – podsumował ekspert. – W zasadzie doświadczenie potwierdziło wszystkie obawy i nie uzasadniło optymizmu – dodał, zwracając uwagę, że trudny wydaje się również powrót do waluty narodowej, gdy wdrożono już unijny pieniądz.
Niewątpliwie euro daje pewną wygodę przy podróżach po Europie. Równocześnie należy pamiętać o kosztach. Gdy w ubiegłym roku wspomnianą już Chorwacja przyjęła wspólną unijną walutę, ceny w tym kraju wzrosły o 80%. Podobny skokowy wzrost cen miał miejsce na Słowacji. Nic nie wskazuje, aby w Polsce taki scenariusz się nie powtórzył. Równocześnie wynagrodzenia nie podlegają automatycznej podwyżce i są przeliczane na euro 1:1.
Radosław Poniedzielski