Całkowity zakaz handlu w niedzielę coraz bliżej. Najsłabsi odczują go najmocniej

11.12.2019 -

Wkrótce miną dwa lata od wprowadzenia przepisów ograniczających handel w niedziele. Od początku przyszłego roku liczba niedziel, w które sklepy będą mogły być otwarte, spadnie drastycznie, do 7 w ciągu całego roku. Dla niektórych to dobra wiadomość, ale dla wielu innych bardzo zła. Może okazać się, że w przypadku placówek handlowych, które już teraz mają kłopoty, zaostrzenie zakazu będzie ostatnim czynnikiem przesądzającym o ich być albo nie być.

Zakaz handlu w niedziele zaczął obowiązywać od marca 2018 roku. Początkowo dotyczył tylko niektórych niedziel. W 2018 roku sklepy były otwarte w dwie niedziele w miesiącu, w 2019 roku, już tylko w jedną, nie licząc zwolnień z zakazu np. przed świętami Wielkiej Nocy czy Bożego Narodzenia. Jednak w 2020 roku tylko w 7 niedziel handel będzie dozwolony.

Przypomnijmy, ustawa przewiduje wiele wyłączeń z zakazu, między innymi dopuszcza handel w piekarniach, cukierniach, lodziarniach, na stacjach paliw płynnych, w kwiaciarniach, w sklepach z pamiątkami, w sklepach z prasą, biletami komunikacji miejskiej, itp.

Jeśli chodzi o sklepy działające na zasadzie franczyzy – można otworzyć w niedzielę placówkę tylko wtedy, gdy sprzedaż będzie prowadził jej właściciel „we własnym imieniu i na własny rachunek”. Dotyczy to także pozostałych właścicieli innych sklepów.

Kto zyskał kto stracił

Założeniem ustawy było po pierwsze wyjście naprzeciw pracownikom handlu, by mogli ten dzień spędzić z rodziną, a po drugie, wsparcie dla małych niezależnych sklepów, które mogą być otwarte w niedzielę, jeśli za ladą stanie jego właściciel. Pojawia się pytanie, czy po niemal dwóch latach funkcjonowania zakazu można już ocenić, czy spełniła swoje założenia, Kto zyskał, a kto stracił na zakazie?

Zdaniem Agnieszki Górnickiej, prezes Inquiry Market Research, szczegółowa analiza skutków zakazu handlu w niedziele na razie jest niemożliwa, ponieważ na rynek w segmencie handlu spożywczego oddziałują dwa czynniki. Pierwszy z nich to systematyczne wprowadzanie przepisów o zakazie handlu w niedziele i ograniczanie liczby niedziel handlowych, zaś drugi – rosnące ceny żywności. Oba czynniki mają przeciwstawne oddziaływanie.

– Dane GUS mówią, że rynek spożywczy rośnie, ale to jest moim zdaniem wzrost wynikający z inflacji (tej faktycznej, odczuwanej przez gospodarstwa domowe), a nie wzrost wynikający z powiększenia się koszyka zakupowego – już nie mówiąc o tym, że handel detaliczny w GUS zawiera również handel samochodami. Wzrost napędzany inflacją to nie to samo, co rozwój całej branży – mówi Agnieszka Górnicka.

– Moim zdaniem, bez bardzo szczegółowej analizy danych ekonometrycznych, sporządzonych na podstawie danych raportowanych po zakończeniu roku, wpływ tych dwóch czynników na rynek handlu jest nie do rozdzielenia. Stąd też sprzeczne analizy, na które można czasem natrafić – dodaje.

Mimo wszystko, coś już można powiedzieć. Jak ocenia prezes Inquiry, na zakazie handlu w niedziele zyskały duże sieci i najmniejsze sklepy. – Duże sieci, np. dyskonty, zmasowaną komunikacją były w stanie przyciągnąć do siebie klientów i w ten sposób przeniosły handel niedzielny na inne dni tygodnia, w szczególności na sobotę – między innymi bardzo intensywnymi promocjami na sobotnie zakupy. Dotyczy to zresztą nie tylko dyskontów, na przykład Carrefour zaproponował w sobotę przed niehandlową niedzielą 10% zniżkę na całe zakupy dla osób posiadających jego aplikację. To bardzo dużo – mówi Agnieszka Górnicka. – Z drugiej strony dobrze radzą sobie małe sklepy, w których właściciel może stanąć sam za ladą. W sytuacji, gdy znajdujące się w sąsiedztwie Biedronka i Lidl są zamknięte, małe sklepiki zyskują, szczególnie jeśli mają koncesję na alkohol – dodaje.

– Tymi, którzy mieli największe problemy z powodu zakazu, są średniacy, czyli usieciowione sklepy, gdzie nie ma już właściciela, który mógłby poprowadzić handel w niedzielę. Te placówki nie skorzystały z bycia małym sklepem, ani z bycia siecią o silnej pozycji na rynku, która może dyktować warunki i sterować zachowaniami klientów – tłumaczy ekspertka.

Kolejny segment rynku, który ucierpiał z powodu niehandlowych niedziel to centra handlowe i te sieci, które w nich lokują swoje placówki. – Centra handlowe i gastronomia to podmioty, które najmocniej odczuły skutki tego przepisu. Centra handlowe są trochę bezradne wobec zakazu handlu. Nie da się w niedziele zaproponować oferty niehandlowej, która byłaby dostatecznie atrakcyjna i przyciągnęłaby klientów, a na dodatek skłoniła ich do wydawania pieniędzy. Z punktu widzenia zakazu handlu, rynek nieruchomości handlowych ucierpiał dość mocno, a wraz z nim sieci, które z tym rynkiem są strukturalnie związane, a więc sieci restauracji i kawiarni w centrach handlowych. Część z nich szuka lokalizacji poza centrami handlowymi, ale tego nie da się zrobić z dnia na dzień, ani nawet z roku na rok. Sztandarowym przypadkiem jest tu Grycan Lody od Pokoleń – mówi Agnieszka Górnicka.

Mali górą, internet w górę

Eksperci zgadzają się, że ograniczenie handlu w niedziele było korzystne dla małych sklepów. Według danych Polskiej Izby Handlu, sklepy do około 100 m2, które mogą działać w niedziele na podstawie przewidzianych przez ustawę wyłączeń, w szczególności w oparciu o wyłączenie pozwalające właścicielowi stanąć za ladą, w sporej części odnalazły się w nowej rzeczywistości legislacyjnej. Natomiast większe sklepy (z reguły powyżej 100 m2), które z wyłączeń skorzystać nie mogą i muszą być zamknięte w niedziele, osiągają gorsze wyniki niż przed wprowadzeniem ograniczenia.

Potwierdzają to przedstawiciele Eurocash. – Wprowadzony zakaz handlu w niedzielę ma pozytywny wpływ na najmniejsze, niezależne sklepy spożywcze. Dotyczy to tych placówek, w których za ladą pracuje właściciel sklepu. Z naszych szacunków wynika, że około 80% takich przedsiębiorców decyduje się otwierać swoje placówki w niedzielę – mówi Jan Domański, rzecznik prasowy Grupy Eurocash, w rozmowie z dlahandlu.pl.

– W przypadku sklepów średniej wielkości, tam gdzie przedsiębiorca do obsługi konsumentów zatrudnia pracowników, zakaz handlu miał natomiast wpływ negatywny. W części tych sklepów sprzedaż spadła. Poza zamknięciem w niedzielę wpływ na to miały agresywne kampanie reklamowe, prowadzone w tym roku przez wielkopowierzchniowe sieci handlowe, w tym dyskonty. Skupiały się one na zintensyfikowaniu zakupów konsumentów w soboty – dodaje.

Ciekawym zjawiskiem ostatnich kilku lat jest szybki wzrost segmentu e-commerce. Czy przyczynił się do tego zakaz handlu w niedziele? Być może, ale niekoniecznie. Zdania w tej kwestii są podzielone.

– Silnym efektem zakazu handlu w niedziele jest przekierowanie klienta do nowych kanałów sprzedaży, sklepów internetowych, aplikacji mobilnych i zachęcanie go w ten sposób do płynnego przechodzenia z kanału online do offline. W Sodexo widzimy równie silne zainteresowanie naszych klientów kanałem e-commerce jak i sklepami stacjonarnymi. Analizy dokonywanych przez nich transakcji pokazują coraz większy trend realizacji zakupów w sposób omnichannel – mówi Karolina Karolczak, Partnership & Procurement Director w Sodexo Benefits and Rewards Services Polska.

– Dziś ponad połowa Polaków jest omnichannelowa, w kolejnych latach ta liczba będzie istotnie rosnąć. Konsument nadal więc dokonuje zakupów w niedziele, ale zmienia przyzwyczajenia i korzysta z innych kanałów sprzedaży, a w efekcie z płatności mobilnych – dodaje.

Jak ocenia, zakaz handlu dodatkowo wzmocnił e-commerce, którego wartość w Polsce szacuje się nawet na około 45 mld zł (według PwC). Natomiast innego zdania jest Agnieszka Górnicka, prezes Inquiry. – Nie widzę bezpośredniego przełożenia się zakazu handlu w niedziele na zakupy w internecie. Być może obecnie, w kontekście zakupów świątecznych, będzie to widoczne, ale jest to tylko jeden z wielu impulsów, które napędzają rozwój handlu internetowego i wcale nie najważniejszy – mówi ekspertka.

Beneficjentami zakazu handlu w niedziele mogą być także firmy kurierskie i logistyczne, które rosną na fali wzrostu e-commerce. Jak zauważa Karolina Karolczak, wielu graczy obserwowało lekki wzrost dostaw realizowanych bezpośrednio po niedzielach wolnych od handlu. Na zakazie zyskały też z pewnością stacje benzynowe, a dokładnie przystacyjne sklepy.

Ustawa do poprawki

Bez wątpienia ustawa o zakazie handlu w niedziele jest niedopracowana. Uwagi co do poszczególnych zapisów tej ustawy zgłaszają przedstawiciele niemal wszystkich segmentów rynku handlowego.

– Dla naszych klientów – niezależnych przedsiębiorców prowadzących sklepy spożywcze – najważniejsza jest stabilność, przewidywalność i klarowność przepisów. Pod tym względem widać, że część regulacji wymaga doprecyzowania. Takim przykładem może być jasna interpretacja tego, czy przedsiębiorcy w niedzielnej pracy może pomagać jego najbliższa rodzina. Na pewnym etapie pojawił się też ciekawy pomysł, dotyczący możliwości zatrudniania w niedziele niehandlowe na określonych warunkach studentów oraz emerytów – to również wydaje nam się warte ponownego rozważenia. Mogłoby to być rozwiązanie korzystne dla niezależnych właścicieli sklepów – mówi Jan Domański, rzecznik Eurocash.

Kolejnym zarzutem wobec ustawy jest szereg wyłączeń, które powodują, że podmioty działające na rynku są traktowane nierówno. Takiego zdania są przedstawiciele Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. – POHiD wielokrotnie podnosił kwestię zmiany ustawy, która nie spełnia swojego nadrzędnego celu, jakim jest ochrona pracowników, a jedynie zaostrza konkurencję – z uwagi na 32 wyjątki od ustawy i nierówne traktowanie – podkreśla organizacja.

– Najlepszym rozwiązaniem byłoby obligatoryjne wprowadzenie do ustawy zapisu o 2 wolnych niedzielach. Takie rozwiązanie zapewniłoby ochronę pracowników handlu, przedsiębiorcom dałoby możliwość pracy, a konsumentom – wolność wyboru dni, w które zrobią zakupy – mówi Renata Juszkiewicz, prezes POHiD.

– Z jednej strony NSZZ „Solidarność” domaga się uszczelnienia ustawy, aby zamknąć w niedziele sklepy mające obecnie status placówek pocztowych. Z drugiej strony słyszymy sygnały o złagodzeniu ograniczenia poprzez wyłączenie zakazu w miejscowościach turystycznych – wymienia Renata Juszkiewicz.

Niemal powszechną opinią jest ocena, że zakaz w kształcie, jaki będzie obowiązywał w 2020 roku, jest zbyt restrykcyjny.

– Widzimy, że choćby jedna handlowa niedziela w miesiącu jest potrzebna konsumentom, aby w miarę spokojnie zrobić zakupy. Moim zdaniem, zakaz idzie zbyt daleko – mówi Agnieszka Górnicka. Podobnego zdania Jest Karolina Karolczak z Sodexo. – Zakaz handlu w poprzedniej, łagodniejszej wersji był zdecydowanie mniej odczuwalny dla branży handlu spożywczego i konsumentów niż obowiązująca obecnie restrykcyjna ustawa – mówi.

Co zatem może czekać podmioty z segmentu handlu w 2020 roku? Karolina Karolczak uważa, że sprzedaż e-commerce będzie nadal rosnąć, nie oznacza to jednak istotnego wzrostu e-grocery. – Sieci spożywcze będą testować nowe rozwiązania, co obserwujemy już dzisiaj, m.in. sklepy samoobsługowe, usługi click&collect czy pocztowo-kurierskie. Strategicznym celem będzie więc wzmacnianie strategii omnichannel w polskim handlu – mówi.

Agnieszka Górnicka ocenia, że okres wprowadzania nowych przepisów to dla całego handlu trudny czas. – Pamiętajmy, że handel operuje na niskich marżach, więc każde zawirowanie dla podmiotów działającym na tym rynku jest potencjalnie niebezpieczne. Jeden punkt procentowy w strukturze kosztów może zadecydować o tym, czy firma jest rentowna, czy nie – mówi prezes Inquiry.

– Jeśli do zakazu handlu w niedziele dodamy gwałtowny wzrost płacy minimalnej, nadchodzący rok zaważy mocno na działalności przedsiębiorstw handlowych – dla firmy, która jest w słabszej kondycji i ma problemy, mogą to być decydujące czynniki, które przesądzą o upadłości – dodaje.

(11.12.2019 za dlahandlu.pl)


Współpraca