Komentarz Krzysztofa Wróblewskiego Redaktora Naczelnego Polski Rolnej


Rozumiem polityków, którzy  będąc u władzy wyrażają opinie, że produkcja mleka w Polsce, to najstabilniejszy i najbardziej dochodowy kierunek w branży rolniczej? Tak było za poprzedniej władzy, tak jest i za tej.  Ale to nie koniec pochwał sektora mlecznego. Bo wszyscy politycy chwalą oczywisty  fakt, że produkcja mleka w rolniczej zagrodzie ściśle powiązana  jest z przetwórstwem- w którym dominuje polski kapitał i to z przewagą kapitału spółdzielczego. Zwolennicy Unii szczególnie  mocno podkreślają  fakt, że produkcja i przetwórstwo mleka rozwinęło się dzięki temu, że staliśmy się członkiem Unii Europejskiej.  Wszak to unijne pieniądze sprawiły, że rolnicy zmodernizowali swoje gospodarstwa zaś mleczarnie skorzystały z najnowszych technologii i najnowocześniejszych  linii produkcyjnych.  Poza tym zyskaliśmy dostęp do rynku unijnego, co pozwoliło nam także  na znaczne zwiększenie eksportu. Powszechnie bowiem  wiadomo, że duża część naszej sprzedaży na rynku wspólnotowym, trafia na eksport poza UE – dzięki zachodnim handlowcom. Chociaż takie firmy jak Mlekovita, POLMLEK i kilka innych  swój eksport opierają głównie na własnych działach eksportu!
       To, co napisałem, to  są  fakty, ale w formie Laurki. Jak się dany polityk  wyuczy tych  treści to może udać się z gospodarską wizytą do  mlecznego gospodarstwa, a następnie do mleczarni z nim związanej. Wizyty dodajmy, z której dosłownie nic nie wyniknie.  Ale jej plony ukażą się w mediach, także tych społecznościowych. Będą to fotografie i filmy prezentujące szanownego gościa w otoczeniu prezesa i ewentualnie rady nadzorczej. Rzecz jasna nie zabraknie  też ujęć z konsumpcji smakowitych  produktów mleczarskich!  Może się zdarzyć, że uda się rolnikom  w czasie tej  gospodarskiej wizyty pokazać  jakiejś  gwieździe polskiej polityki ciemne strony produkcji  i przetwórstwa mleka – np. drogie środki produkcji, w tym nawozy i chemię, nie mówiąc już o maszynach rolniczych. Istotnym zagrożeniem jest zielone szaleństwo, które zmusza  do ograniczania produkcji w bardzo mlecznych regionach kraju. Poważnym zagrożeniem jest  tzw. dzierżawa ziemi na gębę, która jest bardzo droga i  pozbawia  dzierżawcę   wszelakiego wsparcia unijnego. Jednak żaden polityk, poważnie tym problemem się nie zajmie, bo w  naszym kraju  trwa bezkompromisowa walka o każdy głos wyborczy. Nie liczy się gospodarka i prosta  logika.  Dlatego też do tej pory nie ograniczono niezbyt uczciwych praktyk wielkich sieci handlowych, które stosowane są tylko w Polsce !  Wszak sieci mają pozycję dominującą, nie tylko wobec mleczarstwa, ale toż wobec innych działów produkcji rolniczej. Tak poważna walka z wielkimi sieciami oznacza koniec  kariery dla tych polityków, którzy ją podejmą.
       Problemem  sektora mleczarskiego są zbyt drogie kredyty. Widać to doskonale na Podlasiu gdzie sporo nowoczesnych gospodarstw powstało dzięki kosmicznym kredytom.  I mimo, że  w tym regionie od lat najlepiej płacą za mleko, to  pętle kredytowe nadal wiszą  nad nimi.  Należy też tutaj wspomnieć, że w Polsce ceny energii elektrycznej i gazu należą do najdroższych w Unii Europejskiej. Co rzecz jasna zagraża stabilności i opłacalności produkcji i przetwórstwa  mleka.  Wiem, że systematycznie przypominam o tych i innych faktach – np. o tym, że według  tzw. Strategii dla Polskiego Mleczarstwa ok. 90 procent mlecznych gospodarstw ulegnie likwidacji i to z różnych przyczyn. Na dodatek  likwidacja obór uwięziowych – kolejny pomysł UE – może sprawić, że Polska stanie się netto importerem mleka.
           Koniec krakania! Wszak  uznani analitycy bankowi twierdzą, że perspektywy sytuacji na rynku mleka pozostają korzystne! Bowiem  cena skupu  na koniec roku 2025 wyniesie około 2,65 złotego za litr ! Ich zdaniem obecny  spadek cen masła, które są nadal na wysokim poziomie – tak twierdzą wspomniani eksperci – to konsekwencja osłabionego popytu  spowodowanego wysokimi cenami tego produktu.  A także drugim czynnikiem ! Tym, że w okresie wysokich cen masła zgromadzono duże  jego zapasy ! Nie wiadomo jednak o  jakie  zapasy chodzi –  w mleczarniach, w handlu czy też w lodówkach klientów. Z tego co wiem w  trzecim i czwartym kwartale  ubiegłego roku zapasy masła w naszym kraju i w całej UE były  na niskim poziomie ! Owszem jego produkcja w ostatnich trzech miesiącach  2024 roku znacząco w Polsce wzrosła, ale wynikało to  ze zwiększających się zamówień z handlu, szczególnie tego wielkosieciowego. Mało która firma produkowała wówczas masło na magazyn. Poza tym  jaki jest sens gromadzenia zapasów masła, nawet tych o charakterze strategicznym, w czasie kiedy ten produkt osiągał najwyższe ceny. Wprawdzie cena na półkach z racji konsumpcji masła przez statystycznego Polaka  na poziomie 5 kilogramów rocznie, nie była tak dotkliwa dla jego kieszeni.  Jednak propaganda drożyzny – za którą stały także wielkie sieci handlowe- zrobiła swoje !  
           Zaliczmy wysokie ceny masła jako czynnik korzystny dla tegorocznych  cen skupu mleka. Zdaniem wspomnianych analityków do wysokich cen skupu mają się przyczynić także drożejące sery, pełne mleko w proszku czy też serwatka w proszku?  Nie widzę jednak  przesłanek, że w znaczący sposób sery  twarde podrożeją na rynku krajowym. Zadbają o to wielkie sieci handlowe !  Jak na razie handel żąda, szczególnie od mniejszych mleczarni, ceny w granicach  20 złotych za kilogram Goudy. Trzeba owym analitykom przypomnieć, że Polska to nie Nowa Zelandia. Bowiem nasza produkcja  pełnego mleka w proszku ma śladowy charakter. Nie zanosi się też na  wzrost cen odtłuszczonego mleka w proszku, naszego sztandarowego produktu eksportowego. Ceny odtłuszczonego mleka w proszku od kilku lat są na stabilnie niskim poziomie. O czym przekonała się dobitnie niewielka firma – Spółdzielnia Mleczarska w Łapach, w której proszek był podstawowym wyrobem i  był wytwarzany w sposób energochłonny!
           Chciałbym się mylić, ale nie wierzę, że na  koniec 2025 roku przeciętna cena skupu wyniesie około 2,65 groszy za litr. Chyba że będzie tak płaciła OSM Piątnica. Tym bardziej, że złotówka będzie nadal mocna. Ten fakt  już negatywnie wpływa na poziom i opłacalność mleczarskiego eksportu. To oznacza, że  na rynku krajowym wnet  pojawi się nadmiar wyrobów. I tym sposobem dojdzie do  okrutnej konkurencji Polsko-Polskiej. Rzecz jasna umiejętnie podsycanej  przez wielkie sieci handlowe.  Ale gdy w naszym kraju pojawi się pryszczyca, to eksport stanie prawie w 100 procentach. I tym samym zacznie  się Armagedon – oczywiście mleczny Armagedon. I wówczas cena 1 zł 65 groszy  za litr będzie uważana za wysoką.   

Krzysztof Wróblewski    

 

Współpraca