Znakowanie polskiej żywności bez kryteriów jakościowych to strzał w kolano

16.05.2017 -

– Obecnie jedynym warunkiem do spełnienia dla uzyskania znaku „Produkt Polski” jest pochodzenie surowca z Polski w odpowiednim procencie i nic więcej. To oznacza, że tym samym znakiem będą oznakowane produkty premium oraz te z niskiej półki. Można sobie wyobrazić, jaki to będzie miało wpływ na postrzeganie polskich produktów w Polsce, ale i za granicą – mówił Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności podczas debaty „Eksport polskiej żywności w nowej globalnej rzeczywistości gospodarczej” na Europejskim Kongresie Gospodarczym EEC 2017.

 



 

Andrzej Gantner zauważył, że fakt, iż różne kraje potrafią w różnym stopniu zadbać o swój interes w umowach obejmujących duże obszary gospodarcze, wynika z odmiennego umocowania biznesu.

– Zupełnie inaczej jest usadowiony biznes we Francji, Niemczech czy Włoszech, a inny ma wpływ na urzędników u nas. W przypadku CETA nie było żadnych konsultacji, zapytań, a to organizacje przedsiębiorców powinny być w pierwszej kolejności konsultowane. W przypadku TTIP były trzy spotkania w Ministerstwie Rolnictwa. To już dużo. Takich umów będzie sporo i dobrze by było gdyby urzędnicy, zanim cokolwiek zaczną negocjować, zapytali najpierw tych, którzy mają na tym zyskać albo stracić. Nie będzie wówczas problemu zaskoczenia i dezinformacji. Jeżeli tego się nie robi, może się okazać, że to co miało być fantastyczne, nie budzi poklasku, a jest wiele pytań i wątpliwości. Także Komisja Europejska powinna zadbać o właściwy proces konsultacji. Może nie dojdzie wówczas do tego, że zapomnimy o polskiej wódce, albo okazuje się, że rozbijamy się o prawo stanowe jak w USA – dodał.

Dyrektor PFPŻ nie ukrywał rozczarowania działaniami, a raczej brakiem działań Komisji Europejskiej, w kwestii protekcjonizmów gospodarczych.

– Dziś nie powinniśmy walczyć z Czechami czy Węgrami. Musimy walczyć, żeby rynek UE pozostał wolnym rynkiem przepływu dóbr i usług, bo w wielu obszarach ten przepływ istnieje tylko w teorii. Jeśli chodzi o przemysł spożywczy nie jest jeszcze tak źle jak np. na rynku usług. Dlatego oczekujemy od polskiego rządu żeby walczył i wspierał wspólny rynek. W 2016 roku w Parlamencie Europejskim została przejęta rezolucja w obronie wspólnego rynku. Niestety, Komisja zupełnie biernie przygląda się negatywnym zjawiskom. Wydanie decyzji po 7 latach z punktu widzenia biznesu nie ma sensu. Po takim czasie można dawno wypaść z rynku. Apelujemy żeby Komisja wzięła się do roboty. Stworzyliśmy szeroką koalicję wielu eurodeputowanych z różnych krajów. Okazało się, że protekcjonizm doskwiera również Niemcom, Francuzom, Włochom, a więc krajom, które są dużymi eksporterami żywności. Polska powinna stać po stronie wolnego rynku, bo dzięki temu rozwinęła się nasza gospodarka przez 25 lat i wszystkie dane dotyczące rozwoju rolnictwa i przemysłu na to wskazują – dodał.

Andrzej Gantner skrytykował także rządowe propozycje dotyczące zasad oznaczania produktów logiem „Produkt Polski”.

– Dość zaskakujące jest, że jesteśmy Polską, która ma 7 mld euro nadwyżki eksportowej, a chcemy zachowywać się jak Węgry, które mają ujemny bilans handlowy. Wydaje mi się, że nie stanęliśmy po tej stronie co powinniśmy. Obecnie jedynym warunkiem do spełnienia jest pochodzenie surowca z Polski w odpowiednim procencie i nic więcej. To oznacza, że tym samym znakiem będą oznakowane produkty premium oraz te z niskiej półki. Można sobie wyobrazić jaki to będzie miało wpływ na postrzeganie polskich produktów w Polsce, ale i zagranicą. Mam obawy, czy sami sobie nie strzelamy w kolano – dodał.

Dyrektor PFPŻ jest zdania, że środki przeznaczane na promocję polskiej żywności powinny być wydatkowane mądrze i nie należy ich kierować wyłącznie do małych i średnich firm.

– Duża część funduszy kierowanych do programów zostaje zmarnowana. W większości krajów, które rozsądnie myślą o dywersyfikacji swojego portfolio eksportowego, zwraca się uwagę na MŚP. Ale nie na zasadzie wspierania pojedynczej firmy, tylko tworzenia mocnych zgrupowań przedsiębiorstw produkujących pod jeden schemat i dostarczających strumienie markowych produktów, dzięki czemu są w stanie sprzedawać na cały świat. W Hiszpanii, Francji czy Niemczech są warunki, które pozwalają mniejszym firmom na ekspansję poprzez łączenie. Pojedynczy przedsiębiorca może pojechać do Dubaju, ale nic z tego nie wynika, bo nie stać go na zabezpieczenia, ludzi i wysłanie choćby jednego transportu. Przykład włoski pokazuje, że można mieć potężny eksport dużych firm i jednocześnie aktywizować mniejsze obszary. Takie podejście wpływa pozytywnie na wizerunek wszystkich produktów. Mniejsze firmy nie eksportują totalnej masówki, ale bardzo specyficzne produkty o wysokiej jakości. Nie mają one dużego udziału w eksporcie, ale budują dobry wizerunek – dodał.

(16.05.2017 za portalspozywczy.pl)


Współpraca