20-lat w Unii i co dalej. Obawy.

Wprawdzie wszystkie ekonomiczne bilanse przystąpienia do UE są wciąż w przeważającej mierze pozytywne, o ile nie huraoptymistyczne, jednak coraz częściej słyszymy jednak, że tak naprawdę nie udało się stworzyć na tyle konkurencyjnej gospodarki, aby zapewnić narodowi bezpieczny byt.


Już po 2028 roku Polska stanie się nie tylko płatnikiem netto – będziemy więcej wpłacać niż otrzymywać ze wspólnego budżetu. Nasze państwo zostanie również zobligowane przez unijne dyrektywy do ściągania z obywateli kolosalnych podatków (pośrednich i bezpośrednich) na spłatę ogromnych zobowiązań – zarówno własnych, jak i wspólnego długu UE, zaciągniętego w czasie tzw. pandemii Covid-19. W tym przypadku za 4 lata ruszy mechanizm spłaty 30-letniego długu. Obecnie trwa regulowanie odsetek, które okazują się już znacznie wyższe niż zakładała Komisja Europejska. Niezależni ekonomiści zastanawiają czy w związku z tym, że perspektywa zmniejszania się środków unijnych jest coraz bliższa, czy krajowy budżet udźwignie ciężar większego finansowania inwestycji publicznych - fundusze UE finansują obecnie 60% tych inwestycji, w sytuacji, gdy ogromną większość obecnych wydatków z polskiego budżetu stanowią tzw. sztywne wydatki na publiczną edukację i służbę zdrowia, obronność, administrację, różne transfery socjalne itd. Zdaniem prof. Elżbiety Kawecka-Wyrzykowska z Katedry Integracji i Prawa Europejskiego Kolegium Gospodarki Światowej SGH, w mniejszym stopniu widać pozytywne efekty w postaci trwałej poprawy efektywności produkcji, rozwoju nowoczesnych technologii i opartych na nich konkurencyjnych w skali międzynarodowej wyrobów. Nie ma widoku na trwałe źródło dobrobytu państwa i jego obywateli. Po prostu nie udało się zapewnić wysokiej wydajności i konkurencyjności gospodarki, która wciąż wymaga bardzo wysokich nakładów. - Unijne środki będą się kurczyć. Po 2028 roku nie tylko czeka nas dopłacanie do budżetu unijnego. Będziemy też musieli hojniej dokładać się do regulowania wspólnego zadłużenia. Nadto trzeba będzie poszukać setek miliardów euro na transformację eko-cyfrową (Zielony Ład) i zwiększone wydatki na obronność -  pisała na łamach gazeta.sgh.waw.pl,  prof. Elżbiety Kawecka-Wyrzykowska. Do tej opinii warto dodać fakt, że nadal będziemy korzystali z dobrodziejstw płynących ze wspólnego i jednolitego rynku
Czy Unia w ogóle ma sens?
        Zdaniem Sławomira Mentzena, który nie jest raczej fanem Wspólnoty Europejskiej, jest jeszcze nadzieja dla Unii Europejskiej. Wskazuje przy tym na dane, że w latach 90. mieszkańcy Unii Europejskiej byli bogatsi niż mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, a do 2007 roku gospodarka Unii była większa niż gospodarka Stanów Zjednoczonych. - Historia pokazuje, że na początku Unia Europejskiej miała sens – mieszkańcy mogli swobodnie podróżować, handel między krajami był ułatwiony, a ludzie wyjeżdżali do pracy do innych krajów unijnych. Problemy zaczęły się od wprowadzenia zielonej polityki, wspólnej waluty Euro i coraz większej władzy Europarlamentu – mówi Sławomir Meztzen. Dodaje, że Polska, mimo tych wielu utrudnień ze strony Unii, nadal się rozwija, a te ograniczenia nie są tak widoczne gołym okiem. Inaczej wygląda to w państwach zachodnich, które znacząco biednieją z roku na rok. Z danych Eurostatu wynika, że Włosi są 9 procent biedniejsi niż 15 lat temu, Hiszpanie 7 proc. biedniejsi, a Grecy aż 38 proc. Zubożała również Francja. W głównych  mediach od dawna podawana jest narracja, że UE ma poważne problemy i jeśli nie ustanowi nowych podatków, nie zwiększy wpływów do budżetu, a także nie przejmie jeszcze więcej kompetencji od państw członkowskich, nie poradzi sobie z zadłużeniem i wyzwaniami, przed którymi stoi w obliczu transformacji świata. Czy tego jednak chcemy?
 
Przyszłość rozstrzygnie się niebawem
 
Warto zauważyć, że chociaż w ostatnich kilku latach centralizacja unijna wyraźnie przyspieszyła, to nowa KE i PE stworzą podstawy pod przyszłość Unii w następnej dekadzie. Do roku 2030 mają być podjęte kluczowe decyzje dotyczące polityki klimatycznej. Ma być stworzony nowy Zielony Ład, integrujący cele porozumienia paryskiego w sprawie klimatu z wyznaczonymi nowymi celami zrównoważonego rozwoju – do osiągnięcia po 2030 roku. To nowi przywódcy UE będą również odpowiedzialni za uzgodnienie kolejnego siedmioletniego budżetu UE (2028–2035) i wynegocjowanie globalnej agendy na rzecz zrównoważonego rozwoju, aby kontynuować realizację jej celów do połowy wieku.
Sprawą wartą odnotowania jest fakt, że urzędnicy z Brukseli planują dalsze rozszerzenie UE o Ukrainę, Mołdawię, kraje Bałkanów Zachodnich. Takie rozszerzenie będzie bardzo kosztowne dla państw takich, jak Polska. Z wyliczeń Centrum Dellorsa wynika, że przystąpienie Kijowa kosztowałoby Unię dodatkowe 186 mld euro w ciągu siedmiu lat, czyli więcej niż roczny budżet UE. Spowodowałoby też „przekształcenie znacznej liczby beneficjentów netto w płatników netto”. Aby w pewnej mierze sfinansować te koszty, Bruksela zamierza przekierować środki ze Wspólnej Polityki Rolnej i funduszy spójności na większe projekty europejskie w oparciu o kryteria doskonałości, a nie równowagi geograficznej lub dystrybucyjnej. Nadto, zamiast dopłacać do produkcji rolnej małych gospodarstw, dopłaty miałyby trafić do wielkich koncernów rolnych z Ukrainy, co miałoby służyć „poprawie konkurencyjności i ekologizacji europejskiego rolnictwa. Ale te wszystkie tematy nie są jeszcze dopracowane- są to tylko prognozy i opinie ekspertów.

Radosław Niedzielski      

Współpraca