Mleko poza protestami - 06.03.2024 r. Komentarze Redaktora Naczelnego.

 
Odtrąbienie sukcesów czas zacząć 
  

Wbrew zapowiedziom sobotnie spotkanie premiera Donalda Tuska z delegacją złożoną z 46 przedstawicieli protestujących nie dokonało żadnego przełomu.   Zapowiedziano kolejne blokady dróg, które mają nasilić się 20 marca. Tego dnia będą blokowane miasta wojewódzkie i miasta powiatowe. Rolnicze strajki będą zapewne trwały jeszcze z kilka miesięcy i będą miały wymiar nie tylko zawodowy, ale też polityczny. Bowiem 15 maja w Warszawie ma się odbyć wielki marsz w obronie rolniczych postulatów, którego organizatorem będzie Prawo i Sprawiedliwość. Tak dla ścisłości to ten marsz będzie także przeciwko rządowi, który rok temu sprawował w Polsce władzę, czyli rządowi Zjednoczonej Prawicy. Wszak część rolniczych problemów sprzed roku nadal nie jest rozwiązanych! A zła sytuacja na rynku mleka, która zaczęła się w lutym 2023 roku, pogłębia się z tygodnia na tydzień. Jednak dla rządu premiera Morawieckiego nie był to najważniejszy problem. Zaś rząd premiera Tuska traktuje go podobnie! I ani myśli rozwiązać problem dominacji wielkich sieci handlowych, które systematycznie podporządkowują sobie ten najważniejszy sektor polskiego rolnictwa i przetwórstwa żywności. Dodajmy sektor, który jeszcze polskością stoi – także w wymiarze własnościowym.
      Wiadomo już, że rząd nie nałoży embarga na przywóz żywności z Ukrainy. Bo kroki odwetowe podjęte ze strony ukraińskiej mogłyby zaszkodzić naszemu eksportowi rolnemu, w tym branży mleczarskiej. Jest to uzasadniony argument.  Ale do cholery! Dlaczego tyle mówiono o konieczności zamknięcia granic konfliktując tym samym producentów zboża z mleczarzami?  Wszak o tym rozwiązaniu mówił sam premier. Tak. Takie gadanie było zagrywką propagandową mającą z jednej strony uspokoić zbożowców z drugiej zaś strony miała być to rózga dla strony ukraińskiej świadcząca o determinacji polskiego rządu. Cały czas bowiem toczą się rozmowy międzyrządowe jak ten eksport z Ukrainy ma wyglądać! Z tego co wiemy strona ukraińska negocjuje twardo. Twardo, bo ma ciche poparcie Unii Europejskiej.  I na pewno nie dojdzie do ustalenia poziomu wymiany towarowej w rolnictwie na poziomie sprzed 24 lutego, czyli sprzed wojny.  Jak to sobie wyobrażają nasi negocjatorzy!
     Strona rządowa przedstawiła właściwie jeden konkret: zobowiązania zdjęcia nadwyżek ziarna z rolniczych spichrzy. Mówi się nawet o 5 milionach ton ziarna.  Na pewno jednak nie dojdzie do wykupu polskiego zboża zalegającego w magazynach małych i średnich firm skupowych, które są zagrożone upadkiem. Co oznacza, że w tym roku skup zbóż będą organizowały wielkie firmy, które mogą zapomnieć o sprzedających niewielkie partie zbóż, tuż po żniwach, aby podratować swój budżet!
     15 marca Komisja Europejska ma ogłosić zmiany w Zielonym Ładzie. Chodzi o zwolnienie małych gospodarstw, do 10 hektarów, z kontroli dotyczących wymogów środowiskowych. Słowem ma być mniej biurokracji i mniej „Zielonego Ładu" dla małych rolników. W tym miejscu można by otrąbić sukces.  Bo blisko 80 procent naszych gospodarstw może dotknąć brukselska dobroć. Tylko, że bardzo mało z nich produkuje na rynek. Dla znacznej większości dochody z tych gospodarstw mają charakter uzupełniający. Zaś ci najmniejsi z najmniejszych produkują wyłącznie dla siebie i sąsiadów.
    Dla znakomitej większości opinii publicznej nie związanej z rolnictwem owa brukselska dobroć będzie oznaczała, że rząd Tuska ma tak dobre „chody” w Komisji Europejskiej, że wreszcie doprowadził do ograniczenia „Zielonego Ładu". Nic bardziej mylnego! Nadal będzie on mocno dokuczał tym gospodarstwom, które zapewniają bezpieczeństwo żywnościowe Polski.  „Zielony Ład”, a właściwie najbardziej uciążliwe jego zapisy mogą zostać ograniczone dopiero kilka miesięcy, a może nawet kilkanaście  po wyborach do europarlamentu. Pod naciskiem wszystkich unijnych oraczy i przy jednoczesnym poparciu wszystkich ważniejszych rządów państw UE.
 

                  ***

Mleko poza protestami

Sytuacja w branży mleczarskiej pogarsza się z tygodnia na tydzień.  Odczuwają to zarówno rolnicy jak i zakłady przetwórcze.
Jak już wielokrotnie pisałem, katastrofa grożąca branży mleczarskiej nie ma odzwierciedlenia w rolniczym rokoszu. Jak mleczarze nie protestują, to władze nie podejmują działalności ratunkowej. Jest to oczywista oczywistość. Bowiem teraz premier Tusk, minister Siekierski i jego zastępcy: Kołodziejczak i Krajewski zajmują się wyłącznie gaszeniem pożaru to znaczy „zielonym nieładem„ oraz ziarnem z Ukrainy. Cały czas jest w grze wprowadzenie embarga na import ukraińskiej żywności. Jeden z czołowych zbożowców na pytanie dziennikarza, że owe embargo może zaszkodzić polskim producentom i przetwórcom mleka, bo Ukraina może podjąć kroki odwetowe - stwierdził, że trzeba będzie to jakoś zrekompensować producentom mleka. Owa wypowiedź bardzo mądrego rolnika, którego szanuję - i dlatego nie podaję nazwiska - świadczy o podziale wśród polskich kmieci. Wypada przypomnieć, że import produktów mleczarskich z Ukrainy jest znikomy, natomiast wartość rocznego eksportu przekracza 600 milionów złotych.  Są też tacy, którzy twierdzą, że jest to suma wyższa nawet o kilkadziesiąt milionów złotych. W dużym przybliżeniu jest to niemal miesięczna wartość produkcji  każdego z trzech gigantów: SM Mlekovita, POLMLEKU czy też SM MLEKPOL.  Ta masa produktów pozostałych na rynku może wydawać się niezbyt wielka. Ale na tyle duża, aby doprowadzić do katastrofy, czyli do dalszej obniżki cen zbytu produktów mleczarskich na rynku krajowym.  Wszak eksport, którego wartość w bardzo złym - w ubiegłym roku - wyniosła około 15 miliardów złotych jest mało opłacalny albo wręcz nieopłacalny. Jak tak dalej pójdzie to wkrótce będzie trudno sprzedać odtłuszczone mleko w proszku po 10 zł za kilogram.  Zaś wszyscy co mogą produkować wyroby, których obecnie nie da się wyeksportować przestawią się na galanterię. Bo za sery też nie płacą - zarówno w kraju jak i w eksporcie!  I zacznie się wojna polsko-polska na której zyska tylko handel. Dlatego wprowadzając embargo na import ukraińskiej żywności trzeba by też dopłacić zakładom przetwarzającym mleko. Należy też zrekompensować straty małym i średnim polskim firmom, które straciły, stosując uczciwą cenę skupując zboże od polskich rolników. Wszak jednym z motywów odwołania prezesa OSM Koło Czesława Cieślaka, było nabycie po uczciwej cenie 5 tysięcy ton ziarna - od swoich dostawców!  Rzecz jasna stracił, bo ukraińskie ziarno zdemolowało rynek. Przecież mógł kupić techniczne ziarno z Ukrainy i wówczas byłby ekonomicznym gierojem nie do odwołania.
     Tak. Rząd doskonale wie o problemach branży mleczarskiej. Ale nic nie robi, aby ucywilizować w sposób prawny funkcjonowanie wielkich sieci handlowych – na wzór niemiecki czy też francuski. Nie słychać też o uruchomieniu skutecznej unijnej interwencji na rynku mleka. Owszem rozważany jest wykup nadmiaru ziarna i dostarczenie go do biednych rejonów świata. Przepraszam, ale czy ludności bombardowanej Gazy - chodzi nade wszystko o umierające z głodu dzieci - nie przydałoby się mleko w proszku, odżywki i masło. Nie tylko w Gazie, ale też w Jemenie, ubogich państwach Azji, Afryki czy też Ameryki Południowej? No cóż taki mamy klimat, że większym problemem jest tzw. gwałcenie krów niż walka z głodem!   
  Protestujący Rolnicy są wręcz przekonani, że złe zapisy „zielonego nieładu" zostaną wkrótce wyeliminowane. Bo jakoby Bruksela mięknie pod wpływem narastającego gniewu unijnych rolników, na który składa się także nasz polski gniew.  Jest to gniew bardzo łagodny w porównaniu do zawieruch hiszpańskich, niemieckich, czy też francuskich farmerów. Niestety jak będzie wyglądał „Zielony Nieład” to  najwcześniej dowiemy się pod koniec roku. I nic tutaj nie pomogą oświadczenia Komisarza Janusza Wojciechowskiego czy też postulaty najbardziej wpływowego polskiego polityka w Brukseli - premiera Donalda Tuska. Zaś głosy typu, że przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ugięła się w wyniku protestów polskich rolników, jest zwykłym zaklinaniem deszczu w czasie suszy na Kujawach. Ale najbardziej  po bandzie to poleciał szef Solidarności Piotr Duda, który podczas ostatniego protestu kategorycznie stwierdził, że zakopiemy Zielony Ład i potem dodał, że jest zwolennikiem, żeby Polska nadal pozostała w strukturach Unii Europejskiej.  Pragnę w tym miejscu jednoznacznie stwierdzić i to po raz tysięczny, że jestem przeciwnikiem wszelakich zielonych szaleństw i innych skrajnych rozwiązań.  Japonia modernizuje sektor energetyczny budując nowoczesne elektrownie węglowe zasilane importowanym węglem – choćby z Kolumbii.  Natomiast w Unii Europejskiej węgiel został już dawno wyklęty. Nawet racjonalne jego wykorzystanie - w oparciu najnowsze technologie - jest traktowane jako prymitywne warcholstwo.
      No cóż wszystkie te zielone zmiany i to nie tylko w rolnictwie miały się opierać o tani rosyjski gaz. Jego akwizytorem na masową skalę byli Niemcy. Oni też chcieli zasypać ekologiczną żywnością, produkowaną w wielkich gospodarstwach na terenach Federacji Rosyjskiej, całą Unię Europejską.  Jaki wniosek płynie z tych moich rozważań? Otóż „Zielony Ład” w każdej wersji, nie tylko rolniczej, jest za drogi i może doprowadzić do upadku gospodarkę całej Unii Europejskiej.   Pamiętajmy, że cała UE produkuje tylko 6 procent gazów cieplarnianych. Niech najpierw USA, Chiny, Indie, Rosja i inne przemysłowe państwa dojdą do poziomu owych 6 procent? Jak dojdą to możemy wspólnie porozmawiać o ratowaniu Planety Ziemi, o wszechziemskim „Zielonym Ładzie”!

Współpraca