Zielone Słońce Brukseli

Komentarze Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego



Starzy liderzy do sanatorium

Premier Donald Tusk podsumowując rozmowy z rolnikami, które odbyły się dzisiaj - to jest dnia 29 lutego -   dał jasno do zrozumienia, że nie będzie poświęcał interesów polskich rolników w imię zysków właścicieli ukraińskich Agro Holdingów, którzy dorobili się na eksporcie zbóż. Premier nie wykluczył nawet zamknięcia granicy, gdy rozmowy z rządem ukraińskim nie dadzą rezultatów. Ale jest to raczej groźba, bo całkowite zamknięcie granicy oznacza też duże kłopoty dla polskich rolników. Chodzi o sektor mleczarski, który obecnie przeżywa olbrzymie kłopoty.  I z tego co wiem nie mówiono o nich podczas rozmów w Centrum Dialogu Społecznego.  Także na transparentach w czasie protestów i różnorakich blokad nie są widoczne hasła obrazujące olbrzymie zagrożenia tego sektora. A przecież produkcja i przetwórstwo mleka to najlepsza i najbardziej polska branża rolnicza! Ma ona nadal duże perspektywy rozwoju – w przeciwieństwie do branży zbożowej. Po prostu: wejście Ukrainy do UE oznacza ograniczenie produkcji zbóż w całej Unii Europejskiej.
Obecnie dla polskich producentów zbóż najważniejszy jest wywóz ziarna, które zalega w magazynach oraz rekompensaty - zarówno bezzwrotne jak i w postaci kredytów, które pozwolą na wznowienie produkcji na opłacalnym poziomie. Oczywiście dopóki można trzeba blokować import ukraińskiego zboża. Ale też przepuszczać je kontrolowanym tranzytem, aby trafiło do tych państw Unii, które teraz wspomagają się importem ruskiego zboża. Jakby nie pamiętano o tym, że Rosja już od dawna jest przygotowana, aby ziarno stało się ekonomiczną bronią na wzór gazu i ropy naftowej. W czasie dzisiejszych rozmów pojawiły się kłopoty z dobrem składu przedstawicieli protestujących. Podobno w liczącej 30 osób, tylko 6 osób wykonywało aktywnie zawód rolnika? Dlatego proponuję by do następnej tury rozmów podać oficjalnie skład i inne dane delegatów - np. jakim działem produkcji się zajmują i dokładnie określić parametry prowadzonych przez nich gospodarstw.  Nie wykluczam też konieczności obecności ekspertów i różnorakich doradców w rozmowach z rządem. Ale najwyższy czas postawić na młodych przedstawicieli kmiecego stanu. Zaś starzy, oklepani działacze powinni skoncentrować się na pracy w głębokim terenie albo odpoczywać w sanatorium. A Warszawę należy oddać młodym rolnikom, którzy widzą swoją przyszłość w nowoczesnej produkcji rolnej.
    Szkoda, że za plecami wielu protestujących polityków kryją się politycy z rządzącego do niedawna   obozu Zjednoczonej Prawicy, nie mogący się pogodzić z utratą władzy. Rozumiem, że chcą jak najszybciej powrócić na stołki i to bez względu na społeczne koszty. Wszak to oni przez długi czas wzywali od najgorszych tych, którzy krytykowali bezmyślny import ukraińskiego zboża. Nie bez powodu   ówczesna propaganda nazywała   przeciwników importu ukraińskiego zboża „ruskimi onucami”
     Niestety premiera Morawieckiego nie było stać na takie słowa jak te wypowiedziane dzisiaj przez premiera Donalda Tuska, którego liberalne poglądy na gospodarkę są znane od lat. Żyjemy w wolnym kraju i nie zamierzam odbierać nikomu prawa do krytyki. Ale moralne prawo krytykowania obecnie rządzącej ekipy podczas rolniczych protestów ma niewielu polityków obozu Zjednoczonej Prawicy. Chodzi mi na przykład o takich polityków jak były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Wszak on jako jedyny w historii najnowszych dziejów RP stracił ministerialną posadę tylko dlatego, że sprzeciwiał się antyrolniczym pomysłom premiera Morawieckiego i nad premiera Kaczyńskiego. Przewidział też zły scenariusz dla polskiego rolnictwa napisany przez bezmyślny import ukraińskiego zboża. Tym samym- według kryteriów znacznej większości polityków Prawa i Sprawiedliwości - dołączył do grona wspomnianych ruskich onuc.

 
                                                                         * * *
Zielone Słońce Brukseli
Nadal trwają rolnicze protesty. Najmocniejszy z nich odbył się w Warszawie dzisiaj - 27 lutego. Do stolicy przyjechało kilkadziesiąt tysięcy tych, co jeszcze Żywią i Bronią, bo już ledwo dychają. Na transparentach dominowały hasła związane z żądaniami natychmiastowego wstrzymania importu ziarna i innych produktów rolnych z Ukrainy, oraz cała paleta haseł związanych z narzuconym przez Unię Europejską Zielonym Ładem. Wypada tutaj przypomnieć po raz kolejny, że jednym z czołowych swatów owego „Zielonego Nieładu” był nasz genialny Komisarz Rolny Janusz Wojciechowski. Dziwię się, że propaganda szaleńców klimatycznych nie nadała mu jeszcze tytułu: Zielone Słońce Brukseli. Tak. To była mocna demonstracja z bardzo silnym przekazem godnościowym: o ciężkiej pracy rolnika, której efektem jest bezpieczeństwo żywnościowe Polski. Tak ważne teraz gdy Ukraina walczy z rosyjskim agresorem.  Były też stanowcze żądania dalszego zapewnienia funkcjonowania hodowli zwierząt- jako głównego źródła rolniczych dochodów. W tym i oczywiście zwierząt futerkowych. Wszak najsłynniejszy hodowca zwierząt futerkowych: Szczepan Wójcik był jednym z czołowych organizatorów warszawskiego protestu i jednocześnie najbardziej donośnym mówcą.
   Czego mi zabrakło na warszawskim proteście. Po pierwsze transparentów żądających powstrzymania nieuczciwych   praktyk wielkich sieci handlowych, każdego dnia dojących polskiego rolnika. Po drugie po raz kolejny nie zauważyłem mocnego przekazu broniącego polskiego sektora mleczarskiego, który znajduje się w głębokim kryzysie.  Wypada tutaj zadać proste pytanie: czy hodowla zwierząt futerkowych jest ważniejsza niż produkcja mleka?  
  Protesty rolników trwające od 9 lutego wywołały liczne dyskusje różnej maści celebrytów, ekspertów, wszelakich znawców rolnictwa oraz rzecz jasna polityków. W tym „Słońca Polskiego Parlamentaryzmu", którym jest Marszałek Sejmu — Szymon Hołownia. Marszałek Hołownia przyjął delegację oraczy w Sejmie. Uprzejmie z nimi porozmawiał. Ucieszył się, że protestujący nie chcą w całości likwidować „Zielonego Ładu” i zaproponował rozmowy przy Okrągłym Stole.  Tak. To efektywne rozwiązanie. Szczególnie, że nadchodzi czas wyjścia w pole, zaś rolnicy nie mają na to kasy. Wobec tego można by w każdej rolniczej wsi postawić przy sklepie okrągły stół.  I zapełnić ów stół napojami – np. gorzałę z Biedronki oraz Lidla lub innego Kauflanda   po 9 zł i 99 groszy za pół litra. I następnie zacząć ogólnopolską debatę o zbawieniu rolnictwa.  Takim sposobem problemy rolnictwa zostaną szybko i tanio rozwiązane. Drodzy Czytelnicy ta moja „szydera" nie jest bynajmniej sztuką dla sztuki.  Gdy owa tania gorzała stosowana jako oręż w wojnie Biedronki z Niemcami o polskich klientów trafiła na półki, to media podniosły larum. Pisano i mówiono, że jest ona za tania, bo cena detaliczna za półlitrową butelkę jest niższa od opłat skarbowych! Czyli jest sprzedawana poniżej kosztów produkcji.  Takiego zdziwienia nie ma, gdy na wielkosieciowych półkach pojawia się masło po 2 zł i kilkadziesiąt złotych za 200 gramową kostkę czy też 400 gramową porcję sera plastrowanego po 7 złotych, czy też mleko UHT o zawartości 3,2 procent tłuszczu po 1 zł i 65 groszy za litr.  Te produkty też są sprzedawane poniżej kosztów produkcji!  A za tą taniość płacą polscy rolnicy i zakłady przetwórcze.  To jest też źródło protestów rolniczych i to od lat. Brak stabilizacji na rynku żywności to nie tylko import z Ukrainy, który na masową skalę trwa od 2 lat, ale nade wszystko dominacja wielkosieciowego handlu na polskim rolnikiem i polskimi zakładami przetwórczymi. Ten wielkosieciowy rak zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu kraju od blisko 30 lat. Zaś żaden rząd nie zdołał choćby osłabić siłę tego nowotworu.  W tym miejscu prośba do ministra Kołodziejczaka: Michał wytłumacz premierowi Tuskowi, że potrzebne jest lekarstwo. Wszak chodzi tylko o to, aby do kieszeni rolników powędrowało trochę więcej grosików z tej ceny detalicznej.  Na pewno każdy prezes zakładu mleczarskiego byłby rad, gdyby   przychody z handlu z wielkimi sieciami wzrosłyby o 3 procent. Owa moja uwaga rzecz jasna dotyczy też innych zakładów przetwórczych.
     Jak na razie te protesty nie przyniosły żadnych konkretów, które by uchroniło polskie rolnictwo przed zapaścią, w którym się znajduje. Potrzebne są szybkie unijne pieniądze na jego ratowanie. A tu ani widu, ani słuchu. Natomiast naszego super polityka — chodzi rzecz jasna o premiera Donalda — gorąco proszę, aby namówił rządy Hiszpanii, Włoch oraz Francji by powstrzymały zakup taniego zboża z Rosji. Może to być to ziarno z Ukrainy, ale zdobyczne, bo sprzedawca jest z Rosji. Takie ziarno też destabilizuje unijny rynek. Tak na marginesie to chyba tylko Łotwa spośród unijnych państw wprowadziła zakaz sprowadzania zboża z Rosji?         

Współpraca