Gościem „Polski Rolnej” jest Jarosław Malczewski, prezes jednej z krajowych organizacji branży mleczarskiej. Gospodarz audycji, Krzysztof Wróblewski, rozpoczyna cotygodniowe podsumowanie wydarzeń w rolnictwie od pytania o sytuację na rynku mleka.


Prezes Malczewski wyjaśnia, że produkcja mleka w Europie – szczególnie w Polsce, Irlandii, Niemczech i Francji – w ostatnich miesiącach wzrosła, co przyczyniło się do stabilizacji cen. W niektórych kategoriach widać nawet lekką poprawę, np. wzrost ceny śmietany przerzutowej czy masła (z około 21 zł do nawet 24 zł za kilogram). Jednak inne produkty, jak odtłuszczone mleko w proszku czy sery typu gołda, nadal utrzymują się na niskim poziomie cenowym.
Rozmówcy zwracają uwagę na problem importu tanich produktów mleczarskich z Niemiec i Holandii, który powoduje presję na ceny krajowe. Polski ser gołda kosztuje około 15–16 zł za kilogram, podczas gdy holenderski – tylko 10 zł. Taki ponadnormatywny import destabilizuje rynek i zmniejsza opłacalność produkcji w Polsce.

W dalszej części prezes omawia spadki cen skupu mleka, które w październiku wyniosły od 5 do 30 groszy, a w listopadzie sięgnęły nawet 30 groszy na litrze. Wyjaśnia, że te obniżki nie wynikają z bieżących przychodów mleczarni, lecz z ujemnych wyników finansowych spółdzielni mleczarskich, które kumulowały się od kwietnia 2025 roku. W tym okresie mleko w skupie było przeszacowane o 5–8 groszy w stosunku do realnej wartości wynikającej z cen przetworów mlecznych.

Jak podkreśla Malczewski, zakłady mleczarskie w ostatnim kwartale roku próbują teraz ratować bilanse, dlatego zmniejszają ceny skupu. Była to też pośrednio konsekwencja wcześniejszej „walki o mleko” – czyli konkurencji między zakładami o dostawców, w czasie gdy analitycy przewidywali, że pod koniec roku cena litra mleka osiągnie nawet 3 złote. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.

Następnie rozmowa przenosi się na rynek światowy. Prezes wyjaśnia przyczyny nadwyżki produktów mlecznych w Stanach Zjednoczonych – przede wszystkim wzrost produkcji o 1,7% oraz utratę chińskiego rynku zbytu. Trzecią przyczyną są tzw. „jaskinie sera” (cheese caves), czyli gigantyczne magazyny rezerw strategicznych zbudowane w byłych kopalniach jeszcze za prezydentury Jimmy’ego Cartera w latach 70. XX wieku. Obecnie USA mają ponad 600 tysięcy ton zgromadzonego sera twardego, który okresowo trafia na rynki światowe, powodując spadki cen.
Malczewski przypomina, że decyzje o uwalnianiu tych rezerw podejmowali kolejni prezydenci USA – ostatnio Donald Trump – w celu finansowania programów rolnych. W efekcie część amerykańskich produktów mlecznych trafia do Europy, w tym do Polski, gdzie konkurują z krajową produkcją.

W rozmowie poruszono też kwestie rentowności polskiego mleczarstwa – według prezesa jest ona bardzo niska, w granicach 1%, podczas gdy w Niemczech sięga nawet 7–8%. W związku z tym trudno oczekiwać wypłat premii świątecznych dla dostawców mleka, ponieważ wiele firm w tym roku będzie się cieszyć, jeśli w ogóle zakończy rok „na zero”.

Wróblewski i Malczewski zastanawiają się, czy od 1 stycznia 2026 r. wejście w życie umowy o bezcłowym imporcie amerykańskich produktów mleczarskich nie spowoduje kolejnego załamania cen. Dużo będzie zależeć od porozumienia handlowego między Donaldem Trumpem a Chinami – jeśli Chiny ponownie zaczną kupować amerykańskie mleko, presja na Europę może się zmniejszyć.

W końcówce rozmowy prowadzący wraca do tematu wcześniejszej wypowiedzi o profesor Cichosz, prostując błędy dotyczące trwałości mięsa i jakości wołowiny. Cytuje jej opinię, że mięso transportowane drogą morską traci większość wartości odżywczych i że tylko szybki transport lotniczy mógłby zachować jego jakość – ale wtedy byłoby to nieopłacalne.

Poruszono też temat polskich serków homogenizowanych. Profesor Cichosz miała wskazywać, że tradycyjne polskie receptury zapewniają znacznie lepszą konsystencję i wyższą zawartość białka niż produkty wytwarzane na zagranicznych licencjach, które są tańsze, ale mniej wartościowe dla dzieci.

Rozmowa kończy się refleksją, że świat stoi w obliczu deficytu białka mlecznego, który do 2050 roku może sięgnąć 70%. To zapowiedź globalnego kryzysu żywnościowego, w którym kluczową rolę odegrają zarówno mleko, jak i dostęp do wody – bo, jak przypomina prezes Malczewski, „bez wody nie ma mleka”.
 

Współpraca