Komentarz Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego


Polska zajmuje  21 miejsce w rankingu bezpieczeństwa żywnościowego osiągając wynik 13,23 punktów. W rankingu brano pod uwagę  113 państw.  W Europie pod względem tego wskaźnika jesteśmy  na czwartym miejscu. Pierwsza jest Ukraina 16, 49 punktów, druga miejsce zajmuje Mołdawia 14,27 punktów, a trzecia jest Białoruś – 13,64 punktów. Polska  ze swoim wynikiem jest liderem w Unii Europejskiej. Te wyniki  nie są rezultatem jakiejś agitki wyborczej ani tzw. niby faktów, które zaśmiecają Internet.  Zostały bowiem  przedstawione w Raporcie Klubu Jagiellońskiego pod tytułem  „Czas protekcjonizmu. Ku strategii suwerenności żywnościowej”. Patronem medialnym tego raportu jest jedno z najbardziej opiniotwórczych mediów: Dziennik Rzeczpospolita. Zaś patronami tego projektu jest między innymi Fundacja Polska z Natury. Bynajmniej nie zamierzam tutaj  omawiać tego raportu. Bowiem trzeba czasu, aby się z nim zapoznać i go przetrawić.  Ale pragnę przytoczyć  dwie jeszcze superważne informacje zawarte w tym Raporcie. I tak. Polska jest dziesiątym eksporterem żywności na świecie  i jeżeli  dotychczasowa tendencja wzrostowa będzie utrzymana to w 2030 roku możemy być nawet  na siódmym miejscu!
 
Niewątpliwie, te fakty
będą zaskoczeniem dla wielu niedowiarków, którzy  lekceważą  ciężką pracę polskiego rolnika oraz nowoczesność przemysłu przetwórczego, która jest bardzo widoczna w procesie przetwórstwa mleka. Wszak mleko to najtrudniejszy surowiec do dalszego przetwórstwa. Ale nie tylko w sektorze mleczarskim  rozgościła się nowoczesność. Przykłady można by mnożyć.  Najważniejsze jest jednak by  fakty na stałe zagościły w umysłach polityków wszelkich opcji: od  lewej do prawej strony. Jak na razie  to duża część  polityków  nie ma o tym pojęcia. A ci, co mają nie są liderami. Owszem sławi się trud rolnika na dożynkach, wszelakich patriotycznych uroczystościach, a nade wszystko   w czasie kampanii wyborczych, których ci u Nas dostatek. Wówczas nie ma polityka, który by nie podkreślał doskonałych walorów smakowych i jakościowych polskiego jadła i trunku.  Jednak gdy nadchodzi  czas pomocy rolnikom, to jest ona słaba i nieefektywna. Te uwagi adresuję do wszystkich liderów wszystkich rządów i partii politycznych rządzących po 1989 roku. Takim sztandarowym przykładem jest problem dominującej pozycji wielkich sieci handlowych wobec  polskich rolników i przetwórców. O tym diabolicznym problemie napisałem setki  tekstów i nagrałem dziesiątki wypowiedzi. Jest on obecny także na łamach Polski Rolnej. Przeprowadziłem też sporo prywatnych rozmów z politykami z wysokiej, ale oczywiście nie najwyższej półki!
     Jakie działania podjęli w celu  ucywilizowania wielkich sieci  handlowych na wzór niemiecki czy też francuski najbardziej wpływowi politycy ostatnich dwóch dekad, czyli: prezes Jarosław Kaczyński, premier Donald Tusk, premier Mateusz Morawiecki czy też premier Leszek Miller? No cóż, nie ma czasu na  omawianie kto był zły w tej materii, a kto gorszy  i kto chciał dobrze, a komu nie wyszło!  Jedno jest pewne: obecnie odpowiedzialność  za ten stan rzeczy ponosi premier Donald Tusk, nie minister rolnictwa Czesław Siekierski, ale premier Tusk. Właściwe, poza ministrem Grzegorzem Pudą, to każdy minister rolnictwa zdawał sobie sprawę, że wielkie sieci handlowe wyzyskują, oczywiście w majestacie prawa, polskich  rolników i przetwórców żywności.
                               
Tak zwanym marzeniem
ze ściętej głowy, abyśmy pod względem bezpieczeństwa  militarnego czy też bezpieczeństwa  energetycznego osiągnęli wskaźniki choćby zbliżone do wskaźników obecnego bezpieczeństwa  żywnościowego Polski. O  ile łatwiej i taniej byłoby  dozbrajać i zwiększać stan osobowy  polskiego wojska gdybyśmy byli dziesiątym w świecie eksporterem broni i amunicji! Wszak pod względem eksportu żywności zajmujemy dziesiąte miejsce -jak już wcześniej napisałem.
                                    
Czy cieszę się
z tych optymistycznych wskaźników osiągany przez polską branżę rolniczą? Oczywiście, że tak!  Ale uważam, że prędko i boleśnie możemy spaść z tego wysokiego konia. I to z kilku powodów.  Polskie rolnictwo i przetwórstwo będą się zwijały  ze względu na coraz niższą rentowność osiąganą na rynku krajowym, której przyczyną  są działania wielkich sieci handlowych, wysokie ceny energii- wyższe niż w innych państwach UE oraz niedostatek  prorolniczych działań, także w sferze prawnej, ze strony kolejnej ekipy rządowej. Zagrożeniem jest też  Zielony Nieład, ale ten fakt powtarzamy do znudzenia. Zagrożeniem jest też umowa z państwami Mercosur. Wielokrotnie to wyjaśnialiśmy na łamach Polski Rolnej. Ale są dwa większe zagrożenia. Po pierwsze ekspansja rolnictwa ukraińskiego, które już teraz -mimo  okrutnej wojny- zapewnia Ukrainie pierwsze miejsce pod względem żywnościowym  w Europie. Oczywiste jest, że  po wojnie ukraińskie rolnictwo zostanie wsparte  pokaźnym kapitałem  z wielu państw, nie tylko z Niemiec. Możliwa jest taka sytuacja, że farmerzy z państw UE, w których rolnictwo  bardzo zagraża środowisku naturalnemu- na przykład z Holandii – dostaną sowite odszkodowanie z unijnej kasy za likwidację swoich gospodarstw. To może oznaczać inwestycję w odbudowę swoich farm na  Ukrainie. Drugim poważnym zagrożeniem jest wejście do gry rolnictwa rosyjskiego. O to niewątpliwie  zadbają Niemcy, którzy mają bardzo duże doświadczenie w robieniu interesów z rosyjskimi partnerami.

 

Współpraca