Powódź, wielka polityka i mleko
Komentarz Redaktora Naczelnego Krzysztofa Wróblewskiego
Klęska ogromnej powodzi, która najbardziej dotknęła województwa opolskie i dolnośląskie, ale także dała znać o sobie w województwie śląskim i województwie lubuskim, jest totalną katastrofą, której skutki będą jeszcze widoczne przez ładnych kilka lat, a może i dłużej! Paweł Gancarz – marszałek województwa dolnośląskiego – obrazowo stwierdził, że tereny, przez które przeszła wielka woda „wyglądają jak po wybuchu bomby atomowej". Cały czas trwa szacowanie strat. Mogą one osiągnąć astronomiczny poziom dziesiątków miliardów złotych. Jedno jest pewne, ta klęska żywiołowa, negatywnie wpłynie na rozwój gospodarczy całego kraju. Na pewno dojdzie do znacznej korekty budżetu państwa na 2025 rok. Powiększy się też skala deficytu budżetowego, który i tak zapowiadał się jako największy w historii III RP. Ludzkim odruchem jest myślenie, że należy pomóc wszystkim poszkodowanym tym, którzy stracili mieszkania i dobytek całego życia. Konieczna jest pomoc państwa w odbudowie zniszczonych firm i przedsiębiorstw, w tym gospodarstw rolnych. Polska ma dostać unijne wsparcie w wysokości niemal 22 miliardów złotych. To dużo, ale potrzeby są znacznie większe! Zapewne będą cięcia w budżecie, ale niewiele one dadzą. Poza tym są w projekcie rzeczy święte jak np. wydatki na bezpieczeństwo militarne Polski, na opiekę zdrowotną, edukację, na prawidłowe funkcjonowanie państwa i samorządów. Ten katalog jest szerszy, ale nie ma pewności, że nie dojdzie do szukania oszczędności w sferze rolnictwa. Co oznacza poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego Polski!
Skąd wziąć
dodatkowe pieniądze na odbudowę ogromu zniszczeń porównywalnych do zniszczeń wywołanych eksplozją bomby atomowej? Moim zdaniem niezbędne będą pożyczki z międzynarodowych instytucji finansowych. Niezbędna będzie także polityka „zaciskania pasa”.
Pocieszające jest, że Polacy w obliczu tej klęski zjednoczyli się ponad podziałami politycznymi. Społeczne zbiórki na rzecz powodzian, pomoc wolontariuszy, a także ogromny wysiłek wojska oraz strażaków, w tym strażaków ochotników to przykłady, że w czasie zagrożeń walczymy o Polskę. Pragnę zwrócić uwagę, że w całej rolniczej Polsce organizowana jest pomoc dla rolników, których gospodarstwa ucierpiały w wyniku powodzi, najczęściej w formie zbóż czy też pasz dla zwierząt (filmiki obrazujące straty w gospodarstwach, są widoczne na naszym Portalu).
Pamiętajmy, że na zalanych terenach zboże z reguły sypało słabo. Zaś znaczna część plantacji kukurydzy została zniszczona przez wodny żywioł. Chciałbym zwrócić uwagę, że Ci, co wypominali gospodarzom, że kupują – dodajmy, że przeważnie na kredyt – drogie ciągniki i inne urządzenia, choćby ładowarki zapewne przekonali się o użyteczności rolniczej techniki w walce z żywiołem. Bo dobry ciągnik jest znacznie dzielniejszy w trudnym terenie niż wozy strażackie, ciężarówki, a nawet jest dzielniejszy od wielu pojazdów wojskowych.
Odrębnym tematem jest nawalanka polityczna, której skala wzrosła w czasie powodzi. Wyglądała ona tak, jakby opozycji zależało na tym, by ta klęska żywiołowa była tak duża, aby utopiła obecną ekipę rządową nie tylko politycznie, ale i fizycznie. Mam nadzieję, że jak nas ruscy zaatakują, to nie dojdzie do podobnych zachowań?
Ostatnie notowania
na giełdzie Fonterra, mimo spadku cen masła o 1,7 procent, do poziomu 6546 dolarów za tonę, świadczą o ożywieniu na światowym rynku mleka. Ale mają się słabo do cen unijnych, które są wyższe. Na Fonterze podrożało mleko w proszku zarówno pełne, jak i odtłuszczone. Trzeba tutaj przypomnieć, że odtłuszczone mleko w proszku jest nadal podstawowym produktem eksportowym polskiego mleczarstwa, co nie przystoi tak nowoczesnej branży. Zdrożało ono o 2,2 procent – do poziomu 2809 dolarów za tonę. Gdyby te ceny przeliczyć na złotówki, a złotówka jest obecnie bardzo silna, to można je jednoznacznie określić mianem niskich. Jednocześnie trzeba pamiętać, że średnia cena skupu w Nowej Zelandii wynosi, 1,48 zł za litr, podczas gdy w UE średnia cena skupu litra mleka kształtuje się na poziomie 2 złotych i 8 groszy za litr, w Polsce zaś 2,01 zł. W Unii, w szczególności w naszym kraju, są też wyższe koszty przetwórstwa. Nie chodzi tutaj o proste przeliczanie cen, ale o tendencję wzrostową, która jest obecna od ładnych kilku miesięcy na tej giełdzie. Jednak w Polsce ceny zbytu rosną bardzo powoli, albo ulegają niewielkiej korekcie w dół. Cena masła jest jeszcze na bardzo wysokim poziomie, ale spadła do poziomu 35 zł za kilogram. Cena mleka przerzutowego też spadła. Wkrótce osiągnie ona 2,35 zł za litr. Nieco niższa jest cena tłuszczu w śmietanie przerzutowej – około 0,410 zł za jednostkę tłuszczu. Dobrze jest, że kilogram goudy kosztuje około 22 zł, ale ta cena moim zdaniem powinna być wyższa o 2 złote. Wypada tutaj powtórzyć po raz kolejny: wzrostowe tendencje na Fonterze, nie mają tak dużego znaczenia na naszym rynku. Bo niepodzielnie rządzą nim wielkie sieci handlowe. Jednak gdy na tej Giełdzie dzieje się źle, to jak najbardziej: jest to pretekst do obniżki cen zbytu.
Polska Izba Mleka
zapewniła kilku spółdzielniom darmową ekspozycję na POLAGRZE FOOD. I to jest chwalebny czyn. Mam nadzieję, że za rok więcej zakładów mleczarskich skorzysta z tej możliwości. Ten sukces uprawnia mnie do zadania następującego pytania: Czy pani dyrektor Agnieszka Maliszewska jest już gotowa do straceńczej misji ucywilizowania handlu wielkosieciowego? Co może spotkać się ze złym odbiorem najbardziej prestiżowych mediów, chętnie korzystających z reklam wielkich sieci handlowych. Bo jak na razie to w owych mediach słychać bajki typu jak to niemiecki LIDL toczy okrutną wojnę z portugalską Biedronką. Jest też straszenie, że kostka masła wnet będzie kosztowała 10 złotych, tak aby przyzwyczaić konsumentów do tej wysokiej ceny, których sprawcami wszak będą pazerni rolnicy i polskie zakłady przetwórcze. Pojawiły się też wieści, że 5 krów opanowały ulice miasta Słupsk! Nic o tym, że wielkie sieci handlowe są sporym problemem dla polskiego rolnictwa i polskich przetwórców żywności nie można w tych mediach znaleźć. Oczywiste jest też, że nie ma informacji, że w Niemczech czy też we Francji i innych państwach starej UE owe sieci tak mocno nie doją swoich rolników i producentów żywności.