Zimne dane ekonomiczne zapowiadają kryzys

Dane statystyczne i prognozy gospodarcze zwiastują recesje i tym samym ograniczanie zakupów przez gospodarstwa domowe. Ucierpieć może na tym branża spożywcza, w tym mleczarska.


Przez Polskę przetacza się fala masowych zwolnień. Wprawdzie bezrobocie z lat dziewięćdziesiątych na razie nam nie grozi, ale nie ma tygodnia, aby nie pojawiła się informacja, że jakaś firma zapowiada masowe zwolnienia lub poważne ograniczenie zatrudnienia. O ile w regionach zamożniejszych, nie stanowi to na razie dużego problemu, ale w tzw. Polsce powiatowej, zamknięcie dużego zakładu w miasteczku to poważne wyzwanie. Dane GUS wskazują, że liczba etatów w sektorze dużych przedsiębiorstw maleje niemal nieprzerwanie od grudnia 2022 roku. W marcu GUS doliczył się o 9,7 tys. etatów mniej niż w lutym, kiedy to zatrudnienie spadło o 4,8 tys. Oznacza to spadek o 0,2% względem marca 2023 roku. To rezultat gorsz od oczekiwań, ponieważ ekonomiści średnio spodziewali się obniżenia zatrudnienia tylko o 0,1% rok do roku.
           
Pełzające załamanie w przemyśle przekłada się na ludzi i ich zakupy
             Równocześnie czytamy, iż Business Insider zauważa, że mamy do czynienia z załamaniem w polskim przemyśle. Portal wskazał, że ekonomiści prognozowali spadek o zaledwie 1%, tymczasem mamy do czynienia z dużo większym spadkiem. Zwracają oni uwagę, że szczególnie rozczarowujące jest to, że przetwórstwo przemysłowe zmniejszyło sprzedaż o 6,3%.
            Na to nakładają się dane Banku Pekao SA o sprzedaży detalicznej, które mówiąc delikatnie są mocno rozczarowujące. - W tym roku zakupy wielkanocne przypadły na marzec (zamiast standardowo rozłożenia między marzec a kwiecień), co podbiło silnie sprzedaż żywności (6,6% r/r; 18,2% m/m). Mimo to, spodziewaliśmy się jeszcze wyższej sprzedaży w tej kategorii, m.in. też przez efekt podwyżki stawki VAT na żywność od kwietnia, która mogła zachęcić do większej niż standardowo konsumpcji gospodarstw domowych – informują analitycy Banku Pekao SA. Podsumowując swoje prognozy informują, iż pozostają sceptyczni co do potencjału, jaki drzemie w polskim konsumencie. - Naszym zdaniem rok 2024 będzie raczej rokiem oszczędzania niż boomu konsumpcyjnego. Miesięczne dane z I kwartału na razie to potwierdzają - na ich podstawie szacujemy, że wzrost PKB w I kwartale będzie oscylował w okolicach 1,5% r/r, niżej od prognoz formowanych jeszcze na początku roku. W całym roku powinien sięgnąć 3,0% ze znamionami konsumpcyjnego ożywienia, ale nie boomu" - napisali eksperci Banku Pekao SA w komentarzu.
 
Inflacja, choć zwalnia, pozostaje groźna
             W tym kontekście należy również spojrzeć na inflację, która wprawdzie powoli się obniża, ale analitycy są zdania, iż jest to chwilowe. Tendencja do obniżania się inflacji, czyli cen towarów i usług najprawdopodobniej odwróci się, m.in. z powodu wygaśnięcia zerowego VAT-u na żywność i przyszłego odmrożenia cen energii. Do tego dojdzie też zwrot w walce na ceny wśród dyskontów. Według cyklicznie wydawanego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetów WSB Merito, w marcu br. codzienne zakupy średnio zdrożały o 2,1% rok do roku. Łącznie zestawiono ze sobą blisko 75 tys. cen detalicznych z ponad 34,7 tys. sklepów należących do 55 sieci handlowych. – Dynamika wzrostu cen w sklepach detalicznych wyraźnie hamuje. Ta tendencja jest widoczna niemal w całej Unii Europejskiej. Należy jednak zachować umiarkowany optymizm, m.in. ze względu na wygaśnięcie zerowego VAT-u na żywność. Choć niektóre sieci handlowe deklarowały, że nie podniosą cen o wartość ww. podatku, to jednak uważam, iż można spodziewać się wzrostu dynamiki podwyżek. Kolejnym czynnikiem proinflacyjnym będzie zapowiadane odmrożenie cen energii w Polsce w drugiej połowie roku – komentuje dr Agnieszka Gawlik z Uniwersytetu WSB Merito.
            Jak informują analitycy z UCE RESEARCH, sytuacja może też odwrócić się przez to, że ostatnio mocno walczące ze sobą dyskonty będą musiały trochę sobie odpuścić, bo dużymi krokami zbliża się czas na rewizję działań. W niektórych przypadkach ceny będą musiały wzrosnąć. Szczególnie dotknie to tych towarów, na które na początku kwietnia został odmrożony VAT. Eksperci dodają, że takie wyniki jak w marcu mogą się nie powtórzyć. Wówczas na 17 analizowanych kategorii tylko jedna zaliczyła dwucyfrową podwyżkę rok do roku. Miesiąc wcześniej dotyczyło to 2 segmentów. Ostatnio 7 grup towarów wykazało rok do roku jednocyfrowy wzrost, a w lutym – 10. Natomiast w marcu aż 9 kategorii rok do roku było na minusie. Poprzednio było ich 5.
– Te wyniki mają bezpośredni związek ze spadkowym trendem inflacji i stabilizacją czynników, które wcześniej powodowały duże podwyżki. Oczywiście niektóre grupy towarów nadal będą drożały, ale ostrożnie można założyć, że czas dwucyfrowych podwyżek w większości kategorii jest już za nami – mówi dr Agnieszka Gawlik. Spadek liczby kategorii drożejących dwucyfrowo sugeruje ogólną tendencję do zmniejszenia tempa podwyżek cen. Może to wynikać z takich czynników, jak konkurencja między sprzedawcami, zmiany preferencji konsumentów czy też sezonowe promocje. Ceny w sklepach w pierwszym półroczu tego roku nadal będą rosły, ale prawdopodobnie wolniej niż w poprzednim roku.
 
Zielony Ład oznacza biedę
             Do powyższych danych należy dodać makro czynniki, takie jak Zielony Ład i napływ tanich produktów z Ukrainy. Zdaniem Władysława Mielczarskiego, profesora nauk technicznych, wykładowcy w Instytucie Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej, narastające koszty energii, do których wkrótce dojdą jej braki, nie są efektem przypadkowych błędów, to jest zamierzony cel transformacji energetycznej. Źródła odnawialne są najtańszym sposobem, aby energię uczynić kosztowną dla społeczeństwa. W jego opinii, Zielony Ład oznacza po prostu biedę. Eksperci i dokumenty rządowe wskazują, że transformacja spowoduje ubóstwo energetyczne ponad 11% odbiorców. Ponieważ w Polsce jest ponad 13 mln odbiorców indywidualnych, jest to prawie 1,5 miliona gospodarstw domowych, których dotknie ubóstwo.
 
Mleczarze w pesymistycznych nastrojach
To wszystko odciśnie się bardzo wyraźnym piętnem na popycie wewnętrznym. Zdaniem Dariusza Sapińskiego, prezesa Mlekovity, polskie mleczarstwo znalazło się w trudnej sytuacji rynkowej, której konsekwencją może być likwidacja gospodarstw produkujących mleko, gdyż przy obecnej presji cenowej ze strony rynku zakłady przetwórcze nie są w stanie pokryć ceną skupu surowca rentowności gospodarstw rolnych. W podobnym tonie wypowiada się Wiesław Żebrowski, prezes spółdzielni mleczarskiej z Ciechanowa oraz po. Prezesa Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich. Mamy zastój w mleczarstwie. Liczyłem, że ogólna sprzedaż będzie przynajmniej o 10% większa. Twarogów sprzedaliśmy 1/3 mniej niż było zakładane. Do tego dochodzi presja sieci handlowych, które chcą zwiększony, czy jak mówią inny przywrócony podatek VAT przerzucić na swoich dostawców. To wszystko sprawia, iż sytuacja robi się co najmniej trudna – mówi Żebrowski. Zdaniem prezesa Sapińskiego rozwiązaniem tych trudności do natychmiastowego wprowadzenia są: przywrócenie zerowego podatku VAT na produkty mleczarskie oraz wprowadzenie dopłat do eksportu produktów mleczarskich. Słabnący popyt wewnętrzny i nadwyżki produkcyjne, których nie wchłonie polski rynek – wszystko to stanowi zagrożenie dla naszych dostawców – polskich rolników, którym musimy zagwarantować skup produkowanego przez nich surowca nawet w tak trudnej rynkowej sytuacji – dodaje prezes Mlekovity.
            Gospodarka to system naczyń połączonych. Zwolnienia w przemyśle samochodowym przełożą się na mniejszą konsumpcję serów dojrzewających, to z kolei na mniejsze przychody mleczarni, które mniej zapłacą dostawcom mleka. Patrząc na ekologiczne szaleństwo Brukseli, można tylko powiedzieć – idą ciężkie czasy.
 
Radosław Niedzielski

Współpraca